Po piłkarskim lockdownie w świecie futbolu wszystko dzieje się szybko. W środę ostatni dzień rywalizacji w fazie grupowej Ligi Narodów i do wyłonienia pozostało między innymi dwóch uczestników turnieju finałowego. Jednym z pięciu kandydatów do awansu jest Polska, choć raczej tym z najmniejszymi szansami. Drużyna prowadzona przez Jerzego Brzęczka nie zakończy udziału w tej edycji, jeżeli zwycięży z Holandią, a Włochy przegrają w równoległym meczu z Bośnią i Hercegowiną. Nie jest to skomplikowany scenariusz na papierze, ale trudny do przeniesienia na boiska.
Zgodnie z przewidywaniami, newralgicznym meczem był poprzedni z Włochami. Przed nim UEFA zastanawiała się w swoich mediach społecznościowych, czy reprezentacja Polski zagwarantuje sobie awans, a tymczasem porażka 0:2 kosztowała ją spadek z pierwszego na trzecie miejsce w tabeli. Po raz czwarty za kadencji Brzęczka drużyna nie znalazła sposobu na pokonanie Azzurrich i przez 360 minut rywalizacji z nimi strzeliła jednego gola.
Trudno liczyć na zdobywanie bramek, jeżeli przez całe spotkanie w Reggio Emilia oddaje się dwa uderzenia, z których ani jedno nie było celne. Dziennik "La Gazzetta dello Sport" nie wystawił oceny bezrobotnemu bramkarzowi Gianluigiemu Donnarummie, co też było policzkiem dla przeciwników. Polska była przed wizytą na Półwyspie Apenińskim niepokonana w pięciu meczach, ale o pozytywnym wrażeniu po październikowych występach można było zapomnieć. Kadra znów nie miała argumentów w zderzeniu z europejskim mocarzem, nawet poważnie osłabionym kadrowo.
ZOBACZ WIDEO: Włochy - Polska. Czego zabrakło Biało-Czerwonym? Szczera odpowiedź wiceprezesa PZPN
- Zagraliśmy słabo we Włoszech i tu nie ma wielkiej filozofii. Każdy nie może doczekać się kolejnego meczu z Holandią. Każdy po słabym występie chce się jak najszybciej poprawić. Holandia przyleciała do Polski po trzy punkty, nie szokuje mnie to, ale my również chcemy wygrać - mówi Mateusz Klich, pomocnik reprezentacji Polski i były zawodnik holenderskich drużyn. Selekcjoner zapowiedział zmiany w podstawowym składzie i można w nim spodziewać się między innymi Klicha.
Holandia jest w podobnej sytuacji do Polski. Też ma niekorzystny bilans meczów z Włochami, więc awansuje tylko w razie zwycięstwa w Chorzowie oraz potknięcia podopiecznych Roberto Manciniego. Pomarańczowi również przeplatali dobre z rozczarowującymi występami w Lidze Narodów, co częściowo można było wytłumaczyć chaosem związanym z odejściem selekcjonera Ronalda Koemana i zatrudnieniem Franka de Boera. W poprzednim meczu zaprezentowali się już pozytywnie, wcześnie zdobyli dwubramkowe prowadzenie i zwyciężyli 3:1 z Bośniakami. Na wygraną czekali przez pięć meczów.
Polska będzie dysponować atutem własnego boiska, a w roli gospodarza jest niepokonana od dziewięciu meczów. Na dodatek w siedmiu z nich zachowała czyste konto. W tym okresie straciła dwa gole w starciu ze Słowenią i jednego w pojedynku z Finlandią. Piłka wpada więc do jej bramki średnio co 3,5 godziny. Poprzednia reprezentacja, która podbiła teren zespołu Brzęczka, to Czechy, a było to ponad dwa lata temu. Holandia jest niepokonana od czterech spotkań na wyjeździe, a w Polsce odniosła trzy zwycięstwa z rzędu w 1987, 1993 i w 2016 roku. Jeżeli przegrywała mecze o stawkę z Biało-Czerwonymi, to działo się to tylko na Stadionie Śląskim w Chorzowie.
- Nie mamy losu w swoich rękach. Musimy mieć nadzieję, że Włosi potkną się. Mecz jest nierówny meczowi, nie wiemy na przykład jakie boisko zastaną Włosi w Bośni - mówi Frank de Boer. - Każdy może zagrać przeciwko Polakom, ponieważ chcę widzieć "świeże" nogi w grze - dodaje selekcjoner, który w środę nie może skorzystać między innymi z Jaspera Cillessena, Nathana Ake, Virgila Van Dijka i Ryana Babela. W zespole Brzęczka niewiadomą jest gotowość Roberta Lewandowskiego, który zmagał się z urazem.
Polska - Holandia / śr. 18.11.2020 godz. 20:45
Transmisja w TVP 1, TVP Sport i Polsacie Sport oraz na platformie WP Pilot.
Czytaj także: Ronald de Boer: Lewandowski jest jak cyngiel
Czytaj także: Holandia o klasę lepsza od Bośni. Polska zostaje w najwyższej dywizji