Chłopak, który oszalał na punkcie piłki. Nie żyje Adam Musiał

Adam Musiał do historii przejdzie jako jeden z najlepszych lewych obrońców polskiej piłki. A także ten, którego słynny selekcjoner poświęcił, by przywrócić dyscyplinę w ekipie medalistów.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Adam Musiał Newspix / MICHAL CHWIEDUK / Na zdjęciu: Adam Musiał
Tuż po mundialu kupił eleganckie, szybkie BMW. Może to była pierwsza oznaka sodówki. W końcu odstawił na bok Fiata Spidera, samochód marzeń. Kupił go w stanie opłakanym i doprowadził do tego, że wszyscy oglądali się za piękną lśniącą machiną w kolorze cytrynowo-czarnym. Cóż to dla niego, świetnego przecież mechanika samochodowego. A może po prostu mu się należało za to wszystko, przez co musiał przejść?

Adam zakochał się. W piłce

Tuż przy rynku w Wieliczce stał jednopiętrowy dom. Do pokoiku, w którym pani Irena Musiał wychowywała czwórkę swoich dzieci, wchodziło się prosto od ulicy. W domu nie było bieżącej wody, nie było kuchni, nie było łazienki.

Matka była dobra, ale i surowa. Adam doświadczył jej ręki w przedszkolu, gdy wypalił pierwszego papierosa. Nie pomogło. Palił jak stara lokomotywa kursująca na trasie z Krakowa do Wieliczki. Chłopaczek był żywy, wszędzie go było pełno, pomysły miał głupie, więc mama sięgała po pas często. Kierowniczka miejscowej restauracji broniła wtedy Adama. Mówiła pani Irenie, że to dobry chłopak, że będą z niego ludzie. Miała rację. Gdy Adam dostał pierwszą wypłatę z Wisły Kraków to były pieniądze, jakich ona na oczy nie widziała. Przywiózł wszystko do domu i powiedział: "Niech mama kupi, co trzeba". Kierowniczka restauracji powiedziała wtedy mamie: "Inny by wyjechał w Polskę".

Wtedy mama zrozumiała, że te wszystkie razy były na marne. Adam zakochał się. W piłce nożnej. Nie było rady. Do kiedy chciał zostać strażakiem czy krawcem, był fajny, spokojny chłopak. Wzór. Ale gdy postanowił zostać piłkarzem, zaczęły się kłopoty. Zniszczone ubrania, zdewastowane buty, a matka zarabiała grosze, chodziła po domach, prała. Ale Adam chciał grać i koniec.

Do szkoły chodził mało, na naukę też wiele czasu nie poświęcał - może z pół godziny. Jego zdaniem za dużo o pół godziny, bo mógł je przecież spędzić na boisku. Zabraniała mu więc grać. No to robił to po kryjomu. A ona i tak wiedziała. I biła.

Kiedyś nie puściła go na zawody z juniorami do Cannes we Francji, bo... nie posprzątał w pokoju. Matka była ostra, a on nie potrafił się na nią gniewać, choć tego turnieju nie mógł odżałować. Z czasem odrobił z nawiązką. A mama została pierwszym kibicem.

Totalna przemiana

Ale na początku nic nie pomagało. Adam grał coraz lepiej, a uczył się fatalnie. Powtarzał drugą i czwartą klasę. Wywołał aferę, opowiadając na lekcji języka polskiego wiersz "Ojciec Zadżumionych" Słowackiego w wyjątkowo wulgarnej wersji. Był słaby ze wszystkiego, nawet z wychowania fizycznego. Gdy wiele lat później odwiedzał swoją Szkołę Podstawową numer 2, fetowano go jako najwybitniejszego jej absolwenta.

Wszystko zmieniło się wraz z przyjściem nowego nauczyciela w-f. Magister Strojny zamienił zajęcia polegające na staniu w szeregu i wymachiwaniu rękoma na prawdziwą sportową rywalizację. Okazało się, że Adam chce być we wszystkim najlepszy. To była metamorfoza wprost niewiarygodna. Jakby odrzucił dawną osobowość. Z najgorszego stał się nagle jednym z najlepszych uczniów w szkole. Koledzy, którzy poznali go w Wiśle, człowieka, który czyta książki, cały czas się kształci, doskonali, pewnie nie uwierzyliby, że był jakiś stary, inny Adam Musiał.

W tym czasie grał już w Górniku Wieliczka i mówiono o nim dobre rzeczy. Zaczynał w klubie Wielicznianka, ale szybko został wyłowiony przez trenera Władysława Makówkę, który chodził w mieście od boiska do boiska, od podwórka do podwórka i zapisywał nazwiska chłopców, którzy potrafili kopnąć prosto piłkę. Najlepszych dwudziestu zebrał w Górniku. Adam po jakimś czasie zaczął się wyróżniać, trenował jak szalony po dwa, trzy razy dziennie. Zwrócił na siebie uwagę kilku klubów. Do Wieliczki zaczęły przyjeżdżać wycieczki działaczy, ale Wisła Kraków była najkonkretniejsza. Od tego momentu wszystko potoczyło się jakby automatycznie.

Gdy w 1973 roku kontuzji doznał najlepszy polski lewy obrońca, Zygmunt Anczok, wybór Musiała na jego miejsce był oczywisty. Po pierwsze, miał już na koncie mecze w kadrze, po drugie, szybko potwierdził wybór Kazimierza Górskiego. W klasyfikacji katowickiego "Sportu" wiosną 1973 roku zajął 8. miejsce wśród zawodników ligowych, jesienią tego roku powtórzył wynik.

To był obrońca grający bardzo ofensywnie, tak jak Anczok. Ale był też bardzo twardy. Zresztą sporo było narzekania na Adama Musiała. Dziennikarze utyskiwali, że gra za ostro, czasem brutalnie. Mówiono wówczas, że czasem strach grać na jego stronie. Aż doszło do meczów eliminacyjnych z Walią i Anglią. Wtedy docenili jego umiejętności i charakter.

Poświęcony dla sukcesu

W 1974 roku na mundialu w Niemczech wystąpił w 6 z 7 spotkań. Nie zagrał tylko ze Szwecją. Został "zawieszony" przez selekcjonera. Można powiedzieć, że właściwie został poświęcony dla sukcesu. To był pierwszy mundial Polaków od 1938 roku, nikt nie miał doświadczenia na takiej imprezie. Górski widział, że wkradło się rozluźnienie, euforia.

Jak pisał selekcjoner w swojej autobiografii "Z ławki trenera": "Trzeba było o tym (dyscyplinie - red.) przypomnieć szczęśliwym i rozbawionym sportowcom, których radosne upojenie pogłębiła atmosfera panująca w Murrhardt w późny niedzielny wieczór, a właściwie przez całą noc. Bawiono się w Stuttgarcie przy akompaniamencie naszych zespołów artystycznych. (...) śpiewała Maryla Rodowicz. Konferansjerkę prowadziła nasza maskotka - pani Loska. A w Murrhardt grały orkiestry i sztuczne ognie rozjaśniały ciemności nocy niemal do świtu. Bawili się wszyscy - i mieszkańcy, i przybysze z różnych stron świata. Także piłkarze. W poniedziałek ramo uznałem za stosowne przypomnieć wszystkim o wymogach regulaminu i obowiązującej dyscypliny. Podjęliśmy także kolektywnie niezbyt przyjemną, ale niezbędną decyzję: Adam Musiał, który naruszył regulamin, odsunięty został od gry w najbliższym meczu ze Szwedami. Nic poważnego się nie stało. Adam po prostu nie przerwał w porę i tak przedłużanej kilkakrotnie zabawy i mimo upomnień nie wrócił na czas do hotelu".

W kolejnej książce Górski już wprost przyznaje, że chodziło o wywołanie efektu grozy: "Przewinienie było drobne, w innych okolicznościach nie zwróciłbym na nie uwagi. Uważałem jednak, że trzeba wstrząsnąć drużyną. Po wygranym meczu z Włochami dawał się odczuć nastrój samozadowolenia, satysfakcji z awansu do drugiej rundy".

Górski miał rację, Musiał miał pecha. Ale wkrótce wszystko poszło w niepamięć, wrócił na mecz z Jugosławią i grał do końca turnieju. Dzięki temu przeszedł do historii jako jeden z najlepszych lewych obrońców polskiego futbolu.

Fatalna kraksa piłkarza

Jego kariera posypała się kilka miesięcy po mundialu. Było to zaraz po tym, jak został zawieszony za krytykowanie decyzji sędziego. W nocy z 31 października na 1 listopada 1974 roku... zresztą zacytujmy "Echo Krakowa":

"Z czwartku na piątek na szosie między Krakowem a Wieliczką wydarzył się nieszczęśliwcy wypadek. Jadący swym BMW do matki, zamieszkałej w Wieliczce, piłkarz Wisły i reprezentant Polski, Adam Musiał znalazł się w kraksie i w stanie ciężkim odwieziony został do Szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. (...) Na temat jego stanu zdrowia mówi zastępca ordynatora wspomnianego oddziału, dr Ryszard Brontek. - Musiała przywieziono do nas na ostry dyżur w stanie ciężkim. Dzięki całej serii szybkich zabiegów, sytuacja uległa poprawie z godziny na godzinę. Należy jednak pamiętać, że stan jest ciężki. W wyniku zderzeniu jego samochodu z wozem ciężarowym doznał on złamania żuchwy, stłuczenia klatki piersiowej ze złamaniem żebra, złamania ramienia, kości promieniowej po stronie lewej, stłuczenia i krwiaka prawego nadgarstka i przedramienia oraz ogólnych potłuczeń i zadrapań głowy i twarzy".

Kilka dni później wyszło na jaw, że Musiał prowadził samochód, będąc pod wpływem alkoholu (1,6 promila). Sąd skazał go na grzywnę w wysokości 20 tysięcy złotych oraz 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Do tego dorzucił 5 lat zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych.

Musiał miał w tym czasie 34 mecze w kadrze narodowej. Nigdy więcej w niej nie wystąpił. Wrócił do Wisły, z której po dwóch sezonach odszedł do Arki Gdynia. W sumie w Wiśle zagrał w 263 spotkaniach, w tym 227 ligowych, potem wrócił do klubu jeszcze w roli trenera, a także legendy klubowej. Gdy miał problemy z pracą, właściciel Bogusław Cupiał poprosił, by Musiał wprowadzał go na lożę, a potem sam zajmował miejsce na trybunie dla ważnych osobowości. Karierę piłkarską kończył w IV-ligowym angielskim Hereford United, a prasa pisała, że rozmienił swoją legendę i sprzedał ją za funty. Takie to były czasy.

Korzystałem z archiwalnych numerów "Sportowca", "Piłki Nożnej", biografii Kazimierza Górskiego oraz strony historiawisly.pl

ZOBACZ Zmarł Andrzej Gowarzewski - legenda dziennikarstwa sportowego

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×