Absencja Bartłomieja Koniecznego

Podczas niedzielnego pojedynku Podbeskidzia z Sandecją w Nowym Sączu kibice oglądali sceny niczym z horroru. Wszystko za sprawą Barłomieja Koniecznego, który po starciu z miejscowym zawodnikiem padł na murawę, po czym jego twarz spowiła krew. Pierwsze diagnozy wskazywały złamanie nosa, jednak kontuzja nie jest taka groźna na jaką się wydawała.

Kilkanaście minut po przerwie Bartłomiej Konieczny agresywnie walczył o piłkę z zawodnikiem Sandecji. Nowosądeczanin nie odpuścił i efektem było gwałtowne zderzenie obu. - Niewiele z tego pamiętam, ale to był taki typowy wypadek na "krzyżówce". Ja chciałęm wyprzedzić napastnika, wszedłem w niego wślizgiem, obaj nie odpuściliśmy i trawił mnie centralnie łokciem w nos. Wiem, że wielu piłkarzy w tym momencie przypomni sobie, że kończyli mecz ze złamanym nosem. Ja bym go też dokończył, gdyby mnie krew nie zalała. Można było chyba wiaderko napełnić krwią. Leciała mi jeszcze dwie godziny po meczu - mówi na łamach Sportu o kulisach całego zdarzenia sam poszkodowany.

Bartłomiej Konieczny jest podporą bielskiej defensywy

Wstępne diagnozy mówiły o złamaniu nosa. Przewieziony od razu do nowosądeckiego szpitala Bartłomiej Konieczny był badany przez miejscowych specjalistów. Pierwsze diagnozy mówiły o skomplikowanym złamaniu nosa z przemieszczeniem. - W Nowym Sączu lekarze stwierdzili, że nie podejmą się nastawiania nosa, ponieważ muszę trafić pod opiekę specjalistów. W Bielsku-Białej zajęli się więc mną laryngolodzy, aczkolwiek nie była konieczna operacja i usypianie mnie - dodaje Konieczny.

Jak długo zatem filar bielskiej defensywy będzie musiał pauzować? - Przez tygidzeń mam w ogóle nic nie robić, by się kości zrosły na powrót, ale potem wrócę do zajęć. Może nie jeszcze na full kontakt, ale będę już mógł wracać do formy. Myślę, że za jakieś dwa - trzy tygodnie będę do dyspozycji trenera. Podejmę ryzyko nawet wcześniej, niż by to wynikało z zaleceń lekarskich - Konieczny kończy na łamach Sportu.

Komentarze (0)