Dariusz Tuzimek: Zatrudniamy tego, na kogo jest moda [FELIETON]

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: trener Vitezslav Lavicka
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: trener Vitezslav Lavicka

Kibiców we Wrocławiu elektryzuje informacja, że Śląsk prowadzi otwarty casting na trenera. Sypią się nazwiska. Aktualny jeszcze trener Vitezslav Lavicka wszystko, poza szczoteczką do zębów, ma już spakowane.

We Wrocławiu uznano, że czeski szkoleniowiec się popsuł. Kiedy mu się to stało dokładnie, nie wiadomo. Wcześniej chwalono go za warsztat, spokój i opanowanie, budowanie drużyny według zasad team spirit. Teraz te same argumenty wykorzystuje się przeciwko trenerowi Śląska. Sypią się opinie: zbyt spokojny, ciapa, nie wyciągnie drużyny z kryzysu. No nie ma wyjścia, trzeba szukać nowego szkoleniowca, bo ten się już nie nadaje. Kłopot w tym, że u nas trenera to szuka połowa ligi. Bo ten nowy, przecież zawsze będzie lepszy, prawda? A stary wychodzi z mody, jak wysłużony ciuch.

Karuzela kreci się w najlepsze. W polskiej piłce często zatrudnia się trenera, bo akurat jest na niego moda. Prezesi klubów szukają gorących nazwisk. Taki Maciej Skorża czy Jan Urban prowadzili czołowe kluby ligi. Byli rozchwytywani. A jak moda na nich minęła to poszli w kąt, w zapomnienie. Czy są teraz gorszymi trenerami niż byli wtedy? Pewnie nie, bo każde doświadczenie – nawet porażka – uczy. Jeśli trener jest rozsądnym człowiekiem będzie umiał wyciągnąć wnioski, będzie w stanie zastanowić się co zrobił źle i te elementy w kolejnej pracy poprawi.

Dymisje trenerów mówią więcej o prezesach i właścicielach klubów niż o samych szkoleniowcach. Zwalnianie szkoleniowca to często próba przykrycia niekompetencji osób decyzyjnych w klubie. Przykrycia chaosu, braku długofalowej wizji, nietrafionych transferów czy… pustej kasy. Z trenera bardzo łatwo zrobić kozła ofiarnego. Wrzuca się go "na grill", a dziennikarze i kibice już tam się nim odpowiednio zajmą. Dyskusje, polemiki, gorące awantury w mediach tradycyjnych i społecznościowych trwają w najlepsze i skutecznie odwracają uwagę od prawdziwych problemów klubu. Nie naprawia się mechanizmu tam, gdzie się on zepsuł, tylko maluje elewację: jest nowy trener, są nowe nadzieje, kibice mają się czym zająć. A decydenci "kupują" sobie trochę spokoju.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sędzia zatrzymał strzał do niemal pustej bramki

Oczywiście do czasu, gdy się okaże, że nowy trener też sobie nie radzi. Co wtedy? Robi się zmianę trenera! Igrzyska trwają w najlepsze ku uciesze ludu, a problemy klubu pozostają nierozwiązane. Swobodna żonglerka szkoleniowcami kończy się tym, że autorytet trenerów mocno podupadł. Można bezkarnie z nimi "jechać", szacunek trwa chwilę i nie jest dozgonny. Chwalony jest ten trener, który akurat w danej chwili wygrywa. Gdy tylko zaczyna przegrywać, zasługi idą w zapomnienie, a opinia szybko się zmienia. Nagle uznaje się go za niekompetentnego (choć jeszcze wczoraj był kompetentny) chłoszcze się go niemiłosiernie i bez jakiejkolwiek sprawiedliwości. Większość trenerów pracujących w Ekstraklasie zdążono już unurzać w błocie.

Waldemar Fornalik zanim zdobył mistrzostwo Polski z Piastem Gliwice był już na wylocie z klubu. Obronił go mocny, dobrze spisany kontrakt, a nie wiara w jego kompetencje. Marek Papszun jest jeszcze miłą "nowalijką" w lidze, więc do niedawna patrzono na niego z zachwytem. Po trzech porażkach Rakowa z rzędu, zaczęto kreślić pierwsze rysy na jego portrecie idealnym. Trenera Pogoni Kostę Runjaicia chwali się w zależności od miejsca zespołu ze Szczecina w tabeli. Gdy Pogoń była liderem to sypały się ochy i achy, opinie o wyjątkowości, o niebanalnym warsztacie itd. Gdy wcześniej jego drużyna przegrywała mecz za meczem, nikt nie mówił, że to świetny trener, ale ma trudne warunki pracy.

Dariusz Żuraw? Sami wiecie, że tylko w tym sezonie zdążył już być trenerem beznadziejnym, później – po epizodach Lecha w Lidze Europy – świetnym, a później znów beznadziejnym. Michał Probierz? Tu kontrowersja goni kontrowersję. I można tak z kolejnymi nazwiskami przejść przez całą ligę.

Dziś wszyscy w Polsce już wiedzą, że szefowie i kibice Śląska są totalnie rozczarowani Vitezslavem Lavicką. Czeski szkoleniowiec jest bardzo szanowany w swoim kraju, uznawany tam za topowego trenera. U nas urządza mu się dość żenujący spektakl: szuka się jego następcy przy otwartej kurtynie. W kąt poszły zachwyty nad osiągnięciami Lavicki, gdy klub z Wrocławia otarł się o prawo gry w eliminacjach Ligi Europy. Dziś okazuje się, że lepszy od Czecha byłby Maciej Stolarczyk – pracujący teraz z młodzieżówką – którego przecież ta sama Ekstraklasa całkiem niedawno "wypluła" , a doświadczenie ma takie, że prowadził w lidze… jeden klub.

Nie mam nic przeciwko Stolarczykowi, to na pewno obiecujący trener, ale jak to się stało, że – nie mając od czasu zwolnienia z Wisły Kraków żadnych spektakularnych sukcesów – jego akcje tak bardzo poszły w górę? Dobra opinia w mediach? Świetne relacje, pogodna osobowość? No tak. Moda na trenera. Śląsk nawiązał też kontakt z Jerzym Brzęczkiem. Ex-selekcjoner jest obecnie niemodny, ale przecież zanim wziął kadrę był modny (chciała go Legia) i pewnie jeszcze będzie modny. Kiedy? Niebawem. Jak tylko kibicom reprezentacji trochę przejdzie, bo skupią się na osiągnięciach Paulo Sousy, który – jak widzę, po jego aktywnościach w mediach społecznościowych – dostarczy nam jeszcze dużo różnych wrażeń.

Przy okazji dyskusji o potencjalnych następcach Lavicki trochę na dalszy plan schodzi ważne pytanie, które należałoby zadać oczekując szczerej odpowiedzi: czy Śląsk naprawdę ma w drużynie taki potencjał sportowy by w Ekstraklasie bić się o podium? Czy to, że zespół z Wrocławia – w aktualnym składzie personalnym – jest w lidze szósty (a jeszcze chwilę temu był czwarty) to jest wina czy zasługa Lavicki? Naprawiać drużynę nie jest łatwo. To poważny temat. Potrzeba pomysłu, pieniędzy i wzięcia odpowiedzialności za cały projekt. Bardzo trudne, pracochłonne. Są prostsze rozwiązania. Jakie? Zmienić trenera.

Dariusz Tuzimek

Inne teksty autora przeczytasz TUTAJ 

Źródło artykułu: