We Wrocławiu uznano, że czeski szkoleniowiec się popsuł. Kiedy mu się to stało dokładnie, nie wiadomo. Wcześniej chwalono go za warsztat, spokój i opanowanie, budowanie drużyny według zasad team spirit. Teraz te same argumenty wykorzystuje się przeciwko trenerowi Śląska. Sypią się opinie: zbyt spokojny, ciapa, nie wyciągnie drużyny z kryzysu. No nie ma wyjścia, trzeba szukać nowego szkoleniowca, bo ten się już nie nadaje. Kłopot w tym, że u nas trenera to szuka połowa ligi. Bo ten nowy, przecież zawsze będzie lepszy, prawda? A stary wychodzi z mody, jak wysłużony ciuch.
Karuzela kreci się w najlepsze. W polskiej piłce często zatrudnia się trenera, bo akurat jest na niego moda. Prezesi klubów szukają gorących nazwisk. Taki Maciej Skorża czy Jan Urban prowadzili czołowe kluby ligi. Byli rozchwytywani. A jak moda na nich minęła to poszli w kąt, w zapomnienie. Czy są teraz gorszymi trenerami niż byli wtedy? Pewnie nie, bo każde doświadczenie – nawet porażka – uczy. Jeśli trener jest rozsądnym człowiekiem będzie umiał wyciągnąć wnioski, będzie w stanie zastanowić się co zrobił źle i te elementy w kolejnej pracy poprawi.
Dymisje trenerów mówią więcej o prezesach i właścicielach klubów niż o samych szkoleniowcach. Zwalnianie szkoleniowca to często próba przykrycia niekompetencji osób decyzyjnych w klubie. Przykrycia chaosu, braku długofalowej wizji, nietrafionych transferów czy… pustej kasy. Z trenera bardzo łatwo zrobić kozła ofiarnego. Wrzuca się go "na grill", a dziennikarze i kibice już tam się nim odpowiednio zajmą. Dyskusje, polemiki, gorące awantury w mediach tradycyjnych i społecznościowych trwają w najlepsze i skutecznie odwracają uwagę od prawdziwych problemów klubu. Nie naprawia się mechanizmu tam, gdzie się on zepsuł, tylko maluje elewację: jest nowy trener, są nowe nadzieje, kibice mają się czym zająć. A decydenci "kupują" sobie trochę spokoju.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sędzia zatrzymał strzał do niemal pustej bramki
Oczywiście do czasu, gdy się okaże, że nowy trener też sobie nie radzi. Co wtedy? Robi się zmianę trenera! Igrzyska trwają w najlepsze ku uciesze ludu, a problemy klubu pozostają nierozwiązane. Swobodna żonglerka szkoleniowcami kończy się tym, że autorytet trenerów mocno podupadł. Można bezkarnie z nimi "jechać", szacunek trwa chwilę i nie jest dozgonny. Chwalony jest ten trener, który akurat w danej chwili wygrywa. Gdy tylko zaczyna przegrywać, zasługi idą w zapomnienie, a opinia szybko się zmienia. Nagle uznaje się go za niekompetentnego (choć jeszcze wczoraj był kompetentny) chłoszcze się go niemiłosiernie i bez jakiejkolwiek sprawiedliwości. Większość trenerów pracujących w Ekstraklasie zdążono już unurzać w błocie.
Waldemar Fornalik zanim zdobył mistrzostwo Polski z Piastem Gliwice był już na wylocie z klubu. Obronił go mocny, dobrze spisany kontrakt, a nie wiara w jego kompetencje. Marek Papszun jest jeszcze miłą "nowalijką" w lidze, więc do niedawna patrzono na niego z zachwytem. Po trzech porażkach Rakowa z rzędu, zaczęto kreślić pierwsze rysy na jego portrecie idealnym. Trenera Pogoni Kostę Runjaicia chwali się w zależności od miejsca zespołu ze Szczecina w tabeli. Gdy Pogoń była liderem to sypały się ochy i achy, opinie o wyjątkowości, o niebanalnym warsztacie itd. Gdy wcześniej jego drużyna przegrywała mecz za meczem, nikt nie mówił, że to świetny trener, ale ma trudne warunki pracy.
Dariusz Żuraw? Sami wiecie, że tylko w tym sezonie zdążył już być trenerem beznadziejnym, później – po epizodach Lecha w Lidze Europy – świetnym, a później znów beznadziejnym. Michał Probierz? Tu kontrowersja goni kontrowersję. I można tak z kolejnymi nazwiskami przejść przez całą ligę.
Dziś wszyscy w Polsce już wiedzą, że szefowie i kibice Śląska są totalnie rozczarowani Vitezslavem Lavicką. Czeski szkoleniowiec jest bardzo szanowany w swoim kraju, uznawany tam za topowego trenera. U nas urządza mu się dość żenujący spektakl: szuka się jego następcy przy otwartej kurtynie. W kąt poszły zachwyty nad osiągnięciami Lavicki, gdy klub z Wrocławia otarł się o prawo gry w eliminacjach Ligi Europy. Dziś okazuje się, że lepszy od Czecha byłby Maciej Stolarczyk – pracujący teraz z młodzieżówką – którego przecież ta sama Ekstraklasa całkiem niedawno "wypluła" , a doświadczenie ma takie, że prowadził w lidze… jeden klub.
Nie mam nic przeciwko Stolarczykowi, to na pewno obiecujący trener, ale jak to się stało, że – nie mając od czasu zwolnienia z Wisły Kraków żadnych spektakularnych sukcesów – jego akcje tak bardzo poszły w górę? Dobra opinia w mediach? Świetne relacje, pogodna osobowość? No tak. Moda na trenera. Śląsk nawiązał też kontakt z Jerzym Brzęczkiem. Ex-selekcjoner jest obecnie niemodny, ale przecież zanim wziął kadrę był modny (chciała go Legia) i pewnie jeszcze będzie modny. Kiedy? Niebawem. Jak tylko kibicom reprezentacji trochę przejdzie, bo skupią się na osiągnięciach Paulo Sousy, który – jak widzę, po jego aktywnościach w mediach społecznościowych – dostarczy nam jeszcze dużo różnych wrażeń.
Przy okazji dyskusji o potencjalnych następcach Lavicki trochę na dalszy plan schodzi ważne pytanie, które należałoby zadać oczekując szczerej odpowiedzi: czy Śląsk naprawdę ma w drużynie taki potencjał sportowy by w Ekstraklasie bić się o podium? Czy to, że zespół z Wrocławia – w aktualnym składzie personalnym – jest w lidze szósty (a jeszcze chwilę temu był czwarty) to jest wina czy zasługa Lavicki? Naprawiać drużynę nie jest łatwo. To poważny temat. Potrzeba pomysłu, pieniędzy i wzięcia odpowiedzialności za cały projekt. Bardzo trudne, pracochłonne. Są prostsze rozwiązania. Jakie? Zmienić trenera.
Dariusz Tuzimek