Polska liga to bagno - rozmowa z Arturem Wichniarkiem, nowym napastnikiem Herthy Berlin

Kiedy wydawało się, że po znakomitym sezonie jego dorobek zostanie zniweczony i razem z Arminią Bielefeld będzie grał na zapleczu Bundesligi pojawiła się zaskakująca opcja. Hertha Berlin drugi raz chce Artura Wichniarka. Polak tak bardzo chciał grać w Berlinie, że sam dopłacił do transferu. - Mam tu coś do udowodnienia. Kibice, trener - wszyscy na mnie liczą. Chce dać im gole - zapewnia Wichniarek.

Sebastian Staszewski
Sebastian Staszewski

Sebastian Staszewski: Pewnie to pytanie słyszałeś już ze sto razy. Dlaczego...

Artur Wichniarek: - Dlaczego wszedłem znów do tej samej rzeki? Dlaczego wróciłem do Herthy? Tak?

O to chciałem właśnie zapytać.

- Mam już przygotowaną odpowiedź. Do Arminii wróciłem także i wyszło to bardzo fajnie. Skończyło się na tym, że miałem na koncie dwanaście bramek w sezonie. No i dostałem ciekawą propozycję z Herthy. Tak się ułożyło życie. Otrzymałem szansę i postanowiłem ją koniecznie wykorzystać. Pierwsza przygoda z Berlinem była bardzo nieudana. Popełniłem kilka błędów i wyszło fatalnie. Teraz mam szansę, aby z pewnymi sprawami postąpić inaczej.

Wiesz już jak naprawić popełnione wcześniej błędy?

- Wydaje mi się, że tak. Ciężka praca, ciężka praca i jeszcze raz ciężka praca. I ja się tej pracy nie boję. Mam niezbędne doświadczenie. Czuję, że jestem w formie. Jeżeli jeszcze dopisze mi trochę szczęście na pewno wszystko będzie dobrze. Bądźmy optymistami. Tak się łatwiej żyje.

Twój trener, Lucian Favre przyznał, że na treningach pracujesz ciężej niż niejeden piłkarz na dorobku.

- Taki jest mój zawód. A to, że daję z siebie wszystko jest moją lokatą. Dzięki temu chcę zaistnieć w Berlinie. Dodatkowo mogę czegoś nauczyć młodszych zawodników. Widząc, że starszy piłkarz zachrzania robi im się głupio i zaczynają biegać (śmiech). A mówiąc poważnie wiem ile muszę dać z siebie na zajęciach żeby zaprocentowało to w trakcie meczu.

Podobno tak bardzo chciałeś grać w Herhcie, że z własnej kieszeni dopłaciłeś Arminii 250 tysięcy euro. Przyznam, że zrobiło to na mnie spore wrażenie.

- Nie chcę o tym mówić. Słyszałem kilka różnych wersji, że nie chce mi się zaprzeczać czy komentować. Najważniejsze jest to, że trafiłem do Herthy. A historie i teorie niech wymyślają dziennikarze i kibice.

Miałeś kilka ciekawych propozycji. Zgłaszała się Larissa i kluby rosyjskie. Chciał ciebie Hamburg i Borussia M-G. Ile w tych pogłoskach było prawdy?

- Były propozycje z Bundesligi, ale także i z zagranicy. Grecja, Turcja. Także Rosja, o której wspomniałeś. Czołowe kluby Cypru podobno również sondowały możliwość mojego transferu. Jednak w momencie, kiedy Andrzej Grajewski powiedział mi, że znów mogę trafić na Stadion Olimpijski inne propozycje miały mniejsze znaczenie. Byłem w szoku. Dostałem szansę poprawienia wizerunku, który nadszarpnął mój poprzedni pobyt w tym klubie. Andrzej wykonał dobrą robotę i dziś gram tam, gdzie chciałem grać. Nie ma sensu, więc wracać do innych ofert.

Po przeszło dziesięciu latach gry w Niemczech nie miałeś ochoty spróbować występów w innej lidze. Poznać nowy kraj i nową kulturę?

- Dla mnie priorytetem było pozostanie w Niemczech. Moja córka chodzi tu do szkoły, mam rodzinę. Nie mogę myśleć tylko o sobie. Chociaż wcześniej miałem pewne plany. Chciałem grać w Hiszpanii. I nawet były jakieś zainteresowania, ale co z tego, jeżeli brakowało konkretów. Szkoda. Ale życie toczy się dalej.

Stajesz się pomału specjalistą od powrotów. Wracałeś do Bielefeldu, wróciłeś do Berlina. Kiedy przyjdzie czas na powrót do Poznania albo Łodzi?

- Myślę, że kiedyś to nastąpi, ale nieprędko. Teraz mam kontrakt na dwa lata z opcją przedłużenia o kolejny rok. Mam w Berlinie dom, żyje mi się tu dobrze. Mojej rodzinie również. Na razie mówiąc szczerze nie spieszy mi się do powrotu numer trzy.

Piłkarze po trzydziestce raczej myślą poważnie o transferze do kraju a ty ciągle planujesz podbijanie Bundesligi?

- Trzeba mieć jakieś cele, prawda? Poza tym siedzę tak sobie w tym kraju i patrzę na naszą ligę. A tam dzieje się cyrk i jarmark. Sezon się zaczyna i dalej nie wiadomo, kto zagra w lidze a kto nie zagra. Temu brakuje lodówki a ten nie podpisał jakiejś banalnej umowy. Powrót do takich rozgrywek nie wchodzi w grę. Po co pchać się w bagno? Tak, bagno - to nasza liga dziś. Za trzy lata mistrzostwa Europy i mniej więcej wszystko musi zostać poukładane. Wtedy może skuszę się na grę w Lechu bądź Widzewie. O ile wtedy mnie tam zechcą.

Mówisz Bielefeld, myślisz Wichniarek. Mówisz Wichniarek, myślisz Bielefeld. W piłkarskich Niemczech to oczywistość. Nie żal opuszczać ci klubu, w którym spędziłeś łącznie siedem i pół roku.

- Żal i to jak cholera. Zżyłem się z tym miastem, z klubem i kibicami. Zawsze miałem z nimi dobre stosunki. Ale ja w życiu nigdy nie podejmowałem wygodnych i łatwych decyzji. Zawsze lubiłem iść pod prąd. Czuję się na siłach, aby grać w Bundeslidze i chcę to realizować. Sorry, ale nie brałem pod uwagę gry na zapleczu pierwszej ligi.

Podobno na podwórkach w Bielefeldzie dzieci kłócą się, kto w trakcie osiedlowego meczu będzie Wichniarkiem.

- Też słyszałem takie historie. To miłe. Nieraz pewnie jeszcze tam wrócę, choć niekoniecznie jako piłkarz. Mam duży szacunek dla tego klubu, bo to on dał mi szansę zaistnieć. Na koniec powstały jakieś małe nieporozumienia, ale nie ma sensu tego przypominać. Pamiętam tylko dobre chwile. A tych było sporo.

Arminia nie szukała jakiegoś polskiego następcy Artura Wichniarka?

- Mnie nikt się o polskich napastników nie pytał. W klubie zdecydowali, że sprowadzą napastnika z Czech. Pavel Fort z Tuluzy. Gość grał nawet w reprezentacji Czech. Kosztował prawie pół miliona euro. Myślę, że może się sprawdzić. W Polsce Arminia raczej wzmocnień nie szukała. Przynajmniej o tym nic nie wiem.

Tam byłeś numerem jeden a w zespole Luciana Favre jesteś jednym z wielu. Kibice berlińskiego klubu liczą, że godnie zastąpisz dwie wielkie gwiazdy - Pantelicia i Woronina.

- Ja nie przyjechałem tu nikogo zastępować. Mam na nazwisko Wichniarek i gram jako Wichniarek. Te dwie osobistości, które wymieniłeś to znakomici piłkarze. Pierwszy negocjuje z Romą czy Galatasaray, drugi jest w Liverpoolu. Od siebie chcę dać maksa a jeżeli wypełnię lukę po tych dwóch piłkarzach będzie super. Inna sprawa, że nie mam się czego wstydzić. Strzeliłem więcej bramek w tamtym sezonie niż jeden i drugi. Skupmy się więc na sukcesach Herthy a nie jakichś statystykach.

Ostatnio Łukasz Piszczek zapowiedział, że postaracie się przełamać berlińską klątwę, która ciąży na Polakach. Uda się tym razem?

- Miejmy taką nadzieję. Łukasz w jakim sensie już się tu zaaklimatyzował i złamał tę klątwę. "Piszczu" gra w podstawowym składzie, przekonał do siebie ludzi Herthy. Także trenera. Obym ja nic nie spartolił (śmiech).

Powalczycie jak przed rokiem o mistrzostwo? Favre twierdzi, że nie.

- Zawsze walczymy. Trenerowi chodziło pewnie bardziej o to, że nie mamy na nie wielkich szans. Skład mimo wszystko trochę się osłabił. Mamy młodziutką drużynę. Mamy drugą, najmniejszą średnią wieku w lidze. Trener Favre i menadżer Preetz obrali sobie za cel zbudowanie zespołu na przyszłość. Klub stara się sprowadzać utalentowanych piłkarzy i ich wychowywać. Teraz na to za wcześnie, ale za kilka lat Hertha co roku będzie kandydatem do mistrzostwa.

Słyszałem, że ostatnio kibice zrobili wam wielką niespodzianką i nakręcili o was… film. Seans trwał ponad dwie godziny. Warto było iść do kina?

- Jak najbardziej. To właśnie coś fantastycznego, że kibice bez żadnej pomocy klubu czy inspiracji ze strony władz nagrali taki fajny film. My dostaliśmy zaproszenia i ciężko było odmówić. I przyznam, że pewna rzecz mnie poruszyła. Kiedy człowiek widzi jak kibice przed meczem się przygotowują, ile wkładają wysiłku i pieniędzy w to, żeby nas dopingować to aż chce się w sobotę czy niedzielę biegać. Chociażby po to, żeby ci fani byli usatysfakcjonowani. Żeby wyszli ze stadionu z uśmiechem.

Jak wyglądają twoje stosunki z kibicami? Na ulicach Berlina raczej witając cię z otwarty ramionami czy mając w pamięci poprzedni epizod podchodzą do ciebie z dystansem?

- Zdania są podzielone. Część pochwala ten ruch, część go krytykuje. Czyli normalka. Każdy ma swoje zdanie. Ale raczej odczuwam sympatię. Usłyszałem wiele pochwalnych słów, wiele pozdrowień i życzeń. Mam nadzieję, że uda mi się odwdzięczyć, bo fajnie byłoby gdyby na hasła: Wichniarek i Hertha ludzie myśleli pozytywnie a nie przez perspektywę tego, że kilka lat temu mi się nie udało.

W środę piłkarska reprezentacja Polski pokonała 2:0 Grecję. Kogoś wśród powołanych zabrakło?

- Nie wiem, czemu nie ma Piszczka. Chłopak mam papiery na granie w kadrze jak mało kto a jednak Leo go pomija.

Na prawej stronie w kadrze miałby bardzo ciężko. Wasilewski z Anderlechtu, Golański ze Steauy, Rzeźniczak z Legii.

- Ale ciekawe dlaczego nie dostał szansy… Hmmm… Może dlatego, że ja jestem w Hercie?

Aż tak złośliwy Leo chyba nie jest.

- Mam nadzieję. Nie no żartuję, ale Łukasz powinien być powoływany. Ja to inna sprawa. Powiedziałem raz, że w kadrze Beenhakkera już nie zagram i tak będzie. Przyjdzie nowy trener i jestem gotowy do gry z miejsca. Ale u Holendra już nie zagram. Lata mi jednak lecą i młodszy już nie będę. Nawet wróżka nie wie czy za te kilka miesięcy będę potrzebny reprezentacji.

Najczęściej jako następcę Beenhakkera wymienia się Franciszka Smudę. Dla ciebie byłaby to chyba opcja bardzo wygodna.

- Na pewno lepsza niż Leo. Franz zna się na swoim zawodzie i na pewno kadrze by nie zaszkodził. To jest moje zdanie. Głowy tym sobie jednak nie zaprzątam, bo w Polsce pewne są tylko podatki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×