Filip Burkhardt w ekstraklasie zadebiutował w wieku 17 lat. Jego kariera rozwijała się prawidłowo, do czasu. - Przy fuzji Amiki z Lechem dostałem dobrą ofertę z Legii i napaliłem się na ten transfer - przyznał. - Zgodę na moje odejście musiał wydać trener Smuda. Menadżer naciskał mnie, żebym jak najszybciej powiedział mu, że nie chcę grać w Lechu. Tak zrobiłem. Okazało się, że kluby nie mogą się dogadać. Z transferu nic nie wyszło, a ja byłem skończony u Smudy. "Chciałeś grać w Legii, to teraz tam graj. U mnie nie ma dla ciebie miejsca" - usłyszałem. Nie mogłem mieć do niego większego żalu. Źle to wszystko rozegrałem - wyjaśnił w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Przez kolejne lata był wypożyczany do Widzewa, Jagiellonii i Tura Turek. W końcu rozwiązał kontrakt z Lechem i trafił do Warty Poznań. - Chciałem budować karierę od zera - przyznał. - Pieniądze zeszły na drugi plan. W porównaniu z Lechem, w Warcie zarabiałem symbolicznie. Umówiliśmy się na 4 tys. zł miesięcznie - zdradził.
W tym sezonie trafił do Arki. - Chcę być liderem, czuć odpowiedzialność za grę zespołu. Mam na to zadatki - zapewnił w rozmowie z Przeglądem Sportowym.