W ekstraklasie Marcin Klatt zadebiutował w barwach Lecha Poznań, mając niespełna 18 lat. Nie podpisał z nim jednak profesjonalnego kontraktu i przeszedł do Kujawiaka Włocławek, za namową swojego ojca. Z Kolejorzem była słowna umowa, że jeśli się rozwinie, to wróci do poznańskiej drużyny, ale ostatecznie, będąc najlepszym strzelcem Kujawiaka, trafił do Legii.
Początek miał obiecujący, ale jak się okazało warszawski zespół był tylko epizodem. Na przeszkodzie do zaistnienia w Legii stanęła kontuzja. Potem występował w Koronie Kielce, z której został wyrzucony po tym, jak miał stłuczkę samochodem, a rano, gdy zgłosił się na policję, był nietrzeźwy. Próbował odbudować się w Zawiszy Bydgoszcz, z którego trafił do ŁKS Łódź. Tam jednak wyróżnił się przede wszystkim nieskutecznością. Po rozwiązaniu kontraktu przeniósł się do Warty Poznań, gdzie postawił sobie jasny cel - odbudować formę.
Początki nie były łatwe. Klatt nie strzelał bramek, często irytując kibiców i trenera Bogusława Baniaka. Po pewnym czasie wziął się ostro do pracy. Trenował nie tylko z drużyną, ale również z indywidualnym trenerem. Taki tryb zajęć 24-letni napastnik praktykuje do dziś. - Cały czas mam indywidualnego trenera od przygotowania fizycznego. Pracuję z nim już od roku i trenuję codziennie od 7:30 lub 8.00. Za każde zajęcia trzeba płacić, choć mam nadzieję, że niedługo w Warcie znajdzie się sponsor, który opłaci jego usługi - opowiada Klatt, który bardzo dba o siebie. - Był moment po kontuzji, gdy miałem nadwagę, ale od momentu wzięcia się za siebie wszystko wróciło do normy i nie ma z tym problemu.
Pod koniec zeszłego sezonu napastnik Warty zaczął regularniej trafiać do bramki rywali. Łącznie zdobył dziewięć goli, z czego pięć w czterech meczach pod rząd. Dobrą formę Klatt zaprezentował w pierwszym spotkaniu tego sezonu, gdy trzykrotnie pokonał bramkarza Motoru Lublin. - Mogę podziękować Tomkowi Magdziarzowi za dwie piękne wrzutki oraz Marcinowi Wojciechowskiemu za dogranie piłki na trzecią bramkę. Ode mnie wymaga się strzelania goli, co w meczu z Motorem mi się udało i jestem z tego niezmiernie zadowolony. Najważniejsze jest jednak dobro zespołu i czy ja strzelam bramki, czy któryś z kolegów, to jest obojętne. Liczy się zdobywanie punktów i jak najwyższe miejsce w tabeli - mówi Klatt.
Swojego podopiecznego bardzo chwali Baniak, który wykazywał w stosunku do niego dużą cierpliwość. Nawet gdy był bez formy, szkoleniowiec Warty stawiał na Klatta, licząc, że zawodnik ten wreszcie się przełamie. Teraz 24-letni napastnik w pełni się odwdzięcza. - Marcin zainwestował w siebie i efekty są widoczne - przyznaje Baniak. - Spotykam go w klubie nawet o godzinie 7:30, gdy trenuje indywidualnie. Ma swojego trenera, z którym my również się konsultujemy. "Bebeto" liczy, że na dorobek strzelecki Klatta pozytywnie wpłynie pozyskanie Piotra Reissa, który gra na pozycji ofensywnego pomocnika i ma za zadanie dogrywać dobre piłki do partnerów. - Potrzeba im jeszcze czasu, aby do końca się zrozumieli - uważa Baniak.
Skuteczność Klatta to dobry zwiastun dla poznańskiej drużyny, która od dłuższego czasu nie miała w składzie rasowego snajpera. Teraz "Klacik" może wywiązać się z tej roli znakomicie. Musi tylko w najbliższych meczach potwierdzić swoją wysoką dyspozycję. A co się stanie, jeśli Klatt przez dłuższy czas będzie imponował skutecznością? Z pewnością pojawią się propozycje zmiany barw klubowych. Sam zawodnik nie ukrywa swoich marzeń o powrocie do ekstraklasy. Do tej pory rozegrał w niej 31 meczów i zdobył cztery bramki. Czy wkrótce poprawi swój dorobek? Niedawno miał spore szanse na wyjazd do Niemiec, gdyż był sprawdzany w Karlsruher SC. Niemcy nie byli jednak zainteresowani jego pozyskaniem, więc Klatt podpisał nową umowę z Wartą.