Po kontuzji Roberta Lewandowskiego tylko nadludzka mobilizacja może uratować reprezentację przed porażką w Londynie. Ale brak kapitana to niestety nie jest jedyny problem naszej kadry. W drużynie Paulo Sousy - póki co - nie funkcjonuje tyle elementów, że jeśli się z nimi szybko nie uporamy, to o sukcesach nie ma co marzyć. Nawet wówczas, gdy kontuzjowany Robert Lewandowski już wróci.
Portugalski szkoleniowiec został zatrudniony po to, żeby wydobyć z drużyny więcej, niż potrafił wykrzesać Jerzy Brzęczek, by grała ona na miarę swojego potencjału. Tymczasem wróciliśmy do tego, że całą grę reprezentacji znów dźwiga na swoich barkach Lewandowski. Piłkarz dla kadry bezcenny. Nawet gdyby pominąć jego rolę w konstruowaniu ataków Biało-Czerwonych, to wymiar samej tylko skuteczności Roberta jest nie do przecenienia. Bez Lewego przegralibyśmy w Budapeszcie 2:3, a w spotkaniu z Andorą wygralibyśmy co prawda 1:0, ale po golu zdobytym dopiero w 88. minucie spotkania.
Dyskusja o tym, czy należało korzystać z Lewandowskiego przeciw półamatorom z Andory, jest intrygująca i toczy się na Twitterze w najlepsze, ale jest z kategorii tych "mądry Polak po szkodzie".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nawet Lewandowski nie powstydziłby się takiego gola! Wow!
Jak mocno byśmy teraz nie rozdzierali szat, nasz supersnajper na Wembley nie zagra. Przyjrzyjmy się zatem, co do tej pory przykrywał skutecznością nasz najlepszy napastnik.
Zacznijmy od potencjału, który Sousa miał wydobyć z drużyny. Na tym polu słabiutko mu poszło. W dwóch meczach na swoim normalnym wysokim poziomie zagrało tylko trzech piłkarzy: Lewandowski, Kamil Jóźwiak i Bartosz Bereszyński. Reszta dużo poniżej własnych możliwości.
Ileż to było żartów z niefortunnej wypowiedzi Brzęczka, który oświadczył, że gdy pewnego dnia Piotrowi Zielińskiemu coś w głowie przeskoczy, to będzie wielkim zawodnikiem. Szydzono później z eksselekcjonera, że siedzi i czeka, aż coś w głowie pomocnika Napoli przeskoczy.
Ale jeśli Brzęczek nie miał pomysłu na odblokowanie Zielińskiego, to tym bardziej nie ma go na razie Sousa. W głowie mi się nie mieści, że piłkarz, który jednym podaniem potrafi znaleźć lukę w tłoku i zagrać do napastnika, właściwie nie zaistniał w meczu z taką Andorą. W reprezentacji nadal nawet nie zbliża się do poziomu ze swoich najlepszych meczów w Napoli.
Skąd presja w meczu z Andorą? Z lęku o wynik. Tylko tym mogę sobie wytłumaczyć fakt, że przeciwko 150. drużynie w rankingu FIFA selekcjoner wystawia najsilniejszy skład, mimo że za 3 dni ma arcyważny mecz z Anglią.
W spotkaniu z Andorą dało się zauważyć symptomy paniki. Nerwowe zachowanie Sousy przy linii bocznej budziło niepokój. Szalał, krzyczał, machał rękami, wybiegał poza strefę wyznaczoną dla trenera. Bez przerwy był niezadowolony. Mowa ciała sporo mówi o człowieku i jego emocjach. To, co się działo na Łazienkowskiej, wskazuje na ogromny niepokój selekcjonera. Na lęk, że sprawy idą w złym kierunku. Nie wiem, jak odebrali jego zachowanie piłkarze, ale ja wolałbym, żeby pilot samolotu, którym lecę, był jednak spokojniejszy - miałbym wtedy poczucie, że facet wie, co robi. A piłkarze szybko wyczują, gdy trener się boi.
Te okrzyki i gesty Sousy to nie była pozytywna motywacja, a raczej uwagi na "nie", czyli "nie tak, nie w ten sposób". Oczywiście biorę poprawkę na południowy temperament Sousy, wiem też, że wskazówki od trenera są częścią gry. Ale Portugalczyk często wręcz palcem wskazywał zawodnikowi (np. Kamilowi Piątkowskiemu), w którym kierunku ma zagrać piłkę. To jednak na poziomie reprezentacji dość niespotykane.
Czy w ten sposób da się prowadzić drużynę? Mam wątpliwości, bo składnych akcji przy Łazienkowskiej było jak na lekarstwo, gole zdobywaliśmy po rozpaczliwych wrzutkach w pole karne, błędach rywali, nieczystych trafieniach w piłkę.
W obu meczach mieliśmy problemy z rozegraniem. Także w tym ze słabiutką Andorą. A przecież taki Sebastian Szymański był idealnym kandydatem do gry w takim meczu. Właśnie w środku, za dwoma napastnikami Ten chłopak w tłoku grać potrafi. Nie potrafi za to na prawym wahadle, gdzie był wystawiony w meczu z Węgrami. Ale w niedzielę Szymański wylądował na trybunach. Tak samo zresztą jak Michał Helik. Co mi się o tyle nie podoba, że chłopak stał się kozłem ofiarnym i winowajcą błędów taktycznych trenera. Czyli jak jest wtopa, to wina piłkarzy (Helik, Szymański, Reca, Bednarek), tak? Słabe to. Mam wątpliwości czy w ten sposób buduje się team spirit.
Tylko skąd w ogóle wzięła się ta nadmierna presja, to napięcie wokół kadry? Moim zdaniem kłopot jaki my, kibice, mamy z Sousą, a Sousa z nami, to efekt pułapki oczekiwań.
Nagła zmiana selekcjonera w styczniu ustawiła pewien - moim zdaniem niezdrowy - sposób odbioru całej sytuacji. Niepotrzebnie się nakręciła spirala oczekiwań. Że Portugalczyk Bóg wie co zrobi z naszej kadry i to w krótkim czasie. Sousa z kolei zachowuje się tak, jakby mu Zbigniew Boniek kazał skakać przez płonącą obręcz. I on udowadnia, że naprawdę jest w stanie to zrobić. Na siłę próbuje pokazać, że widzi więcej niż inni i więcej niż inni potrafi.
Nie trudno zgadnąć, że prezes PZPN wymagał, żeby przyszło nowe, żeby Portugalczyk na boisku potwierdził, że zmiana selekcjonera miała sens, bo jego pomysł na drużynę jest zupełnie inny niż Brzęczka. No i Portugalczyk zachowuje się jak początkujący mechanik: zanim zdążył poznać, jak ten mechanizm działa, już go zaczął "naprawiać".
Niestety, mam wrażenie, że robi to na oślep. Czy według was, gdybyśmy grali w ustawieniu 4-4-2 i na prawej obronie grałby Bereszyński, a przed nim Jóźwiak, to wyszłoby to gorzej niż w meczach z Węgrami i Andorą? A może chodzi o to, że to by było nienowoczesne, co?
Ja nie chcę już słuchać o odważnych decyzjach trenera Sousy. Bo pasuje tu stary cytat, że odwaga mu się myli z odważnikiem. Niby odważne było niepowołanie Walukiewicza, Kędziory i Karbownika, ale tym ruchem Portugalczyk zamknął sobie jakiekolwiek możliwości ruchu w defensywie, która przecież źle wyglądała w Budapeszcie.
Niby odważne było wystawienie przeciwko Węgrom na pozycji stopera Helika, kosztem Glika, ale jaki to chaos wprowadziło, wszyscy widzieliśmy.
Niby odważne było wystawienie aż trzech napastników na Andorę, ale oni sobie wzajemnie przeszkadzali. Niby odważne było nieoszczędzanie Lewandowskiego w meczu ze słabeuszami, ale teraz na Anglię go nie mamy.
To co mi po takiej odwadze Sousy? Czy gdybym wyzwał na pojedynek bokserski Mike'a Tysona, w jego najlepszych czasach, to nazwalibyście to odwagą? Czy raczej brakiem rozsądku.
I właśnie o rozsądek apeluję do pana Sousy. Niech on nie czuje się zobowiązany, że musi nam od razu zaimponować nowym pomysłem na reprezentację. Niech nie przekonuje, że widzi więcej. Niech nie próbuje skakać przez płonące obręcze.
Niech z Bońkiem nie czują się zobowiązani do pokazania kompletnie nowego pomysłu na reprezentację. Niech przywiozą z Londynu korzystny wynik. Nawet jeśli to zrobią w brzęczkowym stylu.
Dopiero wtedy ludzie powiedzą: ta zmiana selekcjonera to miała sens.
Dariusz Tuzimek