Godny rywal hiszpańskich gigantów. "Ich tytuł byłby policzkiem dla największych"

PAP/EPA / Jose Manuel Vidal / Na zdjęciu: Youssef En-Nesyri i Jules Kounde cieszą się z bramki
PAP/EPA / Jose Manuel Vidal / Na zdjęciu: Youssef En-Nesyri i Jules Kounde cieszą się z bramki

Od lat prawdziwą specjalnością Sevilli były rozgrywki Ligi Europy. W sezonie 2020/21 ekipa z Andaluzji z najlepszej strony pokazała się jednak na rodzimych boiskach. - Walka o tytuł to duży sukces - mówi nam Alberto Fernandez.

W tym artykule dowiesz się o:

Do trwającego sezonu Sevilla przystąpiła na fali sukcesów w poprzednich miesiącach. Los Nervionenses nie tylko po raz kolejny okazali się najlepsi w Lidze Europy, ale zdołali także przełamać ligowy monopol tercetu Real, Atletico, FC Barcelona. Wywalczone przez nich 3. miejsce w Primera Division oznaczało, że po raz pierwszy od 8 lat na podium finiszował ktokolwiek spoza przywołanego przed chwilą grona.

Czas prosperity na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan 

Nabrany wiatr w żagle nie opuścił Sevilli do dziś. Po tym, jak w zeszłym roku prześcignęli na finiszu Atletico, teraz włączyli się do walki o najwyższy stopień na podium. Co prawda ich szanse na końcowy sukces są już właściwie tylko matematyczne, ale nie zmienia to faktu, że drużyna Julena Lopeteguiego zasługuje na słowa uznania. Od powrotu do La Liga w 2001 roku zespół z Estadio Ramon Sanchez Pizjuan nigdy nie zdobył więcej niż 76 punktów. Teraz ma na swoim koncie 70 oczek i wciąż 4 mecze do rozegrania.

- Rezultaty są fantastyczne. Dużo lepsze niż można było sobie wyobrazić. Sama walka o tytuł mistrzowski to duży sukces. To najlepsza Sevilla, jeśli analizujemy relację styl - wyniki - przekonuje w rozmowie z WP SportoweFakty Alberto Fernandez.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jak on to zrobił?! To może być najpiękniejszy gol roku!

Dziennikarz hiszpańskiej "Marki" zwraca także uwagę na rolę jednostki w rozkwicie Sevilli. W jego opinii na wyróżnienie zasłużyło zwłaszcza dwóch zawodników Sevillistas.

- Pod kątem wartości na rynku pierwsze miejsce przypada momentami genialnemu Kounde. Dobrze stoją również akcje Bono. Marokański bramkarz jest przewodnią postacią całej Sevilli, a zwłaszcza bloku defensywnego. To od niego często zaczyna się budowanie akcji - dzieli się z nami swoją opinią Fernandez.

Zatrudnienie Lopeteguiego, czyli dwie pieczenie na jednym ogniu 

Nie da się jednak ukryć, że fundamentalne znaczenie dla obranego przez Sevillę kursu ma osoba trenera. Julen Lopetegui trafił do Andaluzji stosunkowo niedawno, w lipcu 2019 roku. Hiszpan miał za sobą trudne miesiące. W krótkim czasie dopisał do swojego portfolio dwa zwolnienia, z reprezentacji Hiszpanii oraz z Realu Madryt.

Współpraca z Sevillą miała więc pomóc zarówno samemu klubowi, jak i doświadczonemu trenerowi. Cel został osiągnięty. Lopetegui znów może liczyć na szacunek całego piłkarskiego środowiska, a wszystko to dzięki niepodważalnemu wywindowaniu Sevilli do poziomu 4. siły w lidze hiszpańskiej.

- Lopetegui to prawdziwy architekt tego zespołu. Jego wpływ na sposób gry to coś  niesamowitego. Trzeba pamiętać także o jego umiejętności zarządzania meczem. Potrafi dokonać zmian - czy to ustawienia, czy też zawodnika - które pozwalają uzyskiwać korzystne wyniki - opowiada Alberto Fernandez.

Oprócz powyższego warto odnotować niezłomność Lopeteguiego i jego piłkarzy. Za przykład, stanowiący dobitne potwierdzenie tych słów, może posłużyć przełom lutego i marca 2021 roku.

Wówczas w szatni Sevilli szalał prawdziwy huragan. W ciągu zaledwie trzech tygodni zespół odpadł z Ligi Mistrzów po porażce 4:5 z Borussią Dortmund w 1/8 finału, roztrwonił dwubramkową zaliczkę z pierwszego meczu w półfinale Pucharu Króla z FC Barceloną i stracił dystans do najgroźniejszych konkurentów w Primera Division na skutek przegranej z bardzo przeciętnym Elche. Mało kto zdołałby podnieść się po serii tak precyzyjnie wyprowadzonych ciosów. Lopeteguiemu ta sztuka się jednak udała. 

- Trudno wytłumaczyć, jak tego dokonał. Na pewno ważne było uznanie za priorytet zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów i pozostanie w grze o tytuł. Zespół wiedział, co ma robić i to pozwoliło niemal natychmiast zapomnieć o bolesnych porażkach - twierdzi Fernandez.

Wyjątkowe kosztowne potknięcie 

Rzeczywiście, po porażce z Elche Sevilla rzuciła się w pogoń za szczytem. 6 zwycięstw i 1 remis w kolejnych 7 meczach pozwoliło podopiecznym Lopeteguiego wypracować idealną pozycję do ataku. Wszystko zdawało się dopięte na ostatni guzik aż do momentu, w którym jeden z najważniejszych szwów rozdarł się z wielkim hukiem.

Do tragicznych z perspektywy Sevilli wydarzeń doszło 3 maja na deskach Estadio Ramon Sanchez Pizjuan. Tego dnia na domowy obiekt mistrzów Hiszpanii z sezonu 1945/46 przyjechał Athletic Bilbao. Mecz zdawał się pod pełną kontrolę Sevilli. Jedynym problemem, który co kilka chwil napotykali gospodarze, była skuteczność. Futbolówka za nic w świecie nie chciała wpaść do bramki strzeżonej przez Unaia Simona. Gol w końcu padł, ale dla Athleticu i to Baskowie zgarnęli komplet punktów.

To rozstrzygnięcie zdecydowanie obniżyło temperaturę nadchodzącego spotkania między Sevillą a Realem Madryt. Mimo to Alberto Fernandez jest daleki od załamywania rąk. Starcie z Królewskimi to arcytrudne wyzwanie, które jeśli stanąć na wysokości zadania, może odpłacić się pięknym za nadobne.

- To będzie ciężki mecz. Pokonać Real na ich terenie w tak istotnym momencie to zadanie z cyklu praktycznie niewykonalnych. Sevilla Lopteguiego udowodniła jednak, że jest zdolna do wszystkiego. Końcówka tego sezonu to dla klubu niepowtarzalna szansa na zamieszanie na samym szczycie - zaznacza dziennikarz z Półwyspu Iberyjskiego.

Dopóki piłka w grze 

W przypadku wygranej z Realem Sevilla powiększy swój dorobek do 73 punktów. Oznacza to, że po rozegraniu wszystkich meczów 35. kolejki La Liga, drużyna prowadzona przez Julena Lopteguiego w najlepszym rozrachunku pozostanie na 4. miejscu w tabeli ze stratą 4 oczek do liderującego Atletico Madryt.

Z jednej strony etap sezonu każe odłożyć Sevilli marzenia o wzbogaceniu gabloty z trofeami co najmniej o rok. Z drugiej jednak futbol ma to do siebie, że niekiedy funduje kibicom romantyczną przejażdżkę rollercoasterem. W obecnej koniunkturze taka historia trafiłaby na całkiem podatny grunt.

- Bądźmy szczerzy. Szanse na mistrzostwo są praktycznie iluzoryczne. Musiało by się wiele wydarzyć na innych boiskach, aby Sevilla mogła sięgnąć po tytuł. Oczywiście, choć nikt nie mówi o tym głośno, kibice mają apetyt na sprawienie niespodzianki - przyznaje Alberto Fernandez. - Liga hiszpańska to jedna z lig, w której problemem był i nadal jest temat utworzenia Superligi. Tytuł dla Sevilli byłby prawdziwym policzkiem dla największych - dodaje Hiszpan.

Liga Mistrzów wyznacznikiem przyzwoitości 

Końcówka sezonu 2020/21 to oczywiście nie jedyne, o czym myślą w stolicy Andaluzji. Sevilla to projekt, który ma działać bez zarzutów przez długi czas. Dlatego założenia na kolejne lata są jasne. Punkty przewodnie strategii zakładają dobieranie się do skóry już nie tylko ekipom solidnym w skali Europy i dopisywanie do listy osiągnięć kolejnych triumfów w Lidze Europy.

- Celem Sevilli zawsze jest gra w Lidze Mistrzów. To, czy plany będą ambitniejsze w przyszłości, zależy w dużej mierze od sytuacji finansowej klubu. Na razie Sevilla musi wykorzystywać każde potknięcie największej trójki w Hiszpanii - kończy Alberto Fernandez.

Mecz Sevilli z Realem odbędzie się w niedzielę 9 maja. Początek spotkania o godzinie 21. Transmisja w Eleven Sports 1 oraz WP Pilot. 
Czytaj także: 

Spektakularny mecz Roberta Lewandowskiego! Kosmita!
Czytaj także: 
Premier League: Chelsea FC nie wpuściła Manchesteru City na tron. Zdecydował gol w doliczonym czasie

Komentarze (0)