Co prawda jest to komunał jakich wiele, ale nie sposób ukryć, że w XXI wieku piłką rządzą pieniądze. W takim środowisku uprzywilejowana pozycja przysługuje największym potentatom. Pozostali, a więc ci marzący o zasklepieniu wszelkiego rodzaju niedociągnięć, mimo swoich starań, przypominają biedne południe w zestawieniu z bogatą północą. Leicester City, prawdopodobnie jako jedyny przedstawiciel tych pierwszych, skutecznie zagrało w ostatnich latach na nosie tym drugim. Mało tego, wcale nie zamierza przestawać.
Pełnoprawni członkowie piłkarskiej elity
Leicester przedstawiło się piłkarskiemu światu już kilka lat temu. W sezonie 2015/16 ekipa z King Power Stadium sensacyjnie sięgnęła po mistrzostwo Anglii, zostawiając w tyle wszystkie kluby Big Six. Historyczny sukces nie przyniósł natychmiastowego zadomowienia się w brytyjskiej czołówce. Teraz jednak z Leicester liczyć musi się każdy. Trudno bowiem nadawać szczęściu nadrzędną rolę w kontekście drużyny, która po 5. miejscu w zeszłym sezonie, nie osiadała na laurach. Przeciwnie, Lisy jeszcze mocniej dały się we znaki bardziej utytułowanym rywalom.
- Nikt nie spodziewał się, że obecny sezon dorówna poprzedniemu. Wtedy byliśmy blisko Ligi Mistrzów, ostatecznie skończyło się na Lidze Europy. Teraz na pewno będzie lepiej. Leicester już na tym etapie ma na swoim koncie więcej punktów niż przed rokiem - mówi WP SportoweFakty dziennikarz "Leicester Mercury", Jordan Blackwell.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sędzia nabrał się na jawne oszustwo
Zdrowy rozsądek równowagą dla apetytu
3. miejsce w lidze i 66 punktów na koncie to nie wszystko, czym może pochwalić się Leicester na finiszu sezonu. The Foxes błysnęli również w rodzimych rozgrywkach pucharowych. Ich awans do finału Pucharu Anglii budzi duże emocje z kilku względów.
- To wielkie wydarzenie. Puchar Anglii to wciąż prestiżowe rozgrywki, zwłaszcza dla starszych fanów. Warto pamiętać, że Leicester cztery raz dotarło do wielkiego finału, ale ani razu nie przechyliło szali zwycięstwa na swoją korzyść. Chęć sięgnięcia po trofeum jest więc jeszcze większa. Ponadto, od ostatniego finału z udziałem The Foxes minęły 52 lata. W 1969 roku człowiek dopiero lądował na księżycu - zwraca uwagę Blackwell.
Jak nie trudno się domyślić, w zaistniałych okolicznościach perspektywa wzbogacenia się o trofeum jest więcej niż kusząca. W przypadku Leicester nie jest to jednak priorytetem. Dlaczego? Podejście, które stawia pragmatyzm ponad romantyzmem, tłumaczy nasz dzisiejszy rozmówca.
- Starsi fani mogą się ze mną nie zgodzić, ale dla Leicester ważniejsze jest zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów. To pozwoli zatrzymać najlepszych zawodników, utrzymać miejsce w czołowej "4" i sprawi, że zdobywanie pucharów stanie się bardziej prawdopodobne - przekonuje Jordan Blackwell.
Pocieszeniem dla łaknących odświeżenia gabloty z trofeami może okazać się stosunkowo komfortowe położenie, w jakim znalazło się Leicester. Tabela Premier League to żywy dowód na to, że wspomniana wyżej kwalifikacja do Ligi Mistrzów, jest już na wyciągnięcie ręki. Na 2 kolejki przed zakończeniem rozgrywek The Foxes mają 6 punktów przewagi na 5. Liverpoolem i jeden mecz rozegrany więcej.
Konkurent z najwyższej półki
Dlaczego zatem nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu? Zdobycie Pucharu Anglii postawiłoby trwały stempel na kolejnym magicznym sezonie w nowożytnej historii Leicester City. Problemem może okazać się jednak zespół, który 15 maja na Wembley stanie w przeciwnym narożniku. Po awansie do finału Ligi Mistrzów Chelsea dowodzona przez Thomasa Tuchela jest rozpatrywana w kategorii najlepszych ekip Starego Kontynentu. Czy w związku z tym Leicester może w ogóle liczyć na zakończenie z happy endem?
- Chelsea jest faworytem. Pod wodzą Thomasa Tuchel poprawili swoją grę do tego stopnia, że są jedną z najlepszych drużyn w całej Europie. The Blues na pewno dysponują lepszym składem niż Leicester, a także doświadczeniem w meczach naznaczonych tak ogromnym obciążeniem psychicznym. Starcie może być jednak wyrównane, a fakt, że w styczniu górą były Lisy, pokazuje, że drużyna Brendana Rodgersa nie jest skazana na pożarcie - uważa brytyjskim dziennikarz.
Ponadprzeciętność pod batutą Rodgersa
Chciałoby się rzec, że Jordan Blackwell wywołał wilka z lasu. Brendan Rodgers to człowiek, bez którego dziś nikt nie wystawiałaby Leicester nasyconych superlatywami laurek. Szkoleniowiec z Irlandii Północnej przejął stery na King Power Stadium w lutym od 2019 roku. Efekt jego pracy był niemal natychmiastowy.
Rodgers kazał swoim podopiecznym zapomnieć o przeciętności, która po zdobyciu przez Leicester mistrzostwa stała się na jakiś czas integralną częścią ich codzienności. Zamiast zadowolenia z poprawnych rezultatów były menadżer m.in. Liverpoolu nadał kształt drużynie zdolnej do gry w europejskich pucharach. Jego sukces budzi o tyle duży respekt, że poza boiskiem Leicester nijak pasuje do górnych sfer angielskiej piłki.
- Najlepszym wyznacznikiem tego, w jakim miejscu powinno znajdować się aktualnie Leicester, są wydatki na pensje. Pod tym względem The Foxes plasują się na 8. miejscu w Premier League. Dwa sezony z rzędu w pierwszej "5" jasno pokazują, jak wspaniałą robotę wykonał Brendan Rodgers. Wraz z jego przyjściem ludzie liczyli, że uda się dokonać skoku jakościowego, ale chyba nikt nie przypuszczał, że nastąpi to tak szybko - mówi nam Jordan Blackwell.
Priorytetowy charakter kontaktów międzyludzkich
Warto pamiętać, że rola Rodgersa nie sprowadza się tylko do wyboru optymalnego składu i doglądaniu spraw przy linii bocznej boiska w trakcie meczu. 48-latek sięga do kieszeni dużo głębiej. W swoich działaniach za cel przyjmuje stworzenie wzorowego kolektywu. Wszyscy, niezależnie od swojego statusu, mają czuć się potrzebni. To pozwala przygotować zespół na każdy możliwy scenariusz.
Świadczy o tym przede wszystkim końcówka sezonu 2020/21. Leicester nie dość, że zdołało odnaleźć odpowiedni rytm w nowym ustawieniu, to dokonało tego pod nieobecność kontuzjowanych Jamesa Justina i Johnny'ego Evansa. Bez tej dwójki 11 maja Lisy po raz pierwszy od 1998 roku pokonały Manchester United na ich terenie.
- Rodgers potrafi fantastycznie zarządzać zespołem. Wie, jak sprawić, żeby każdy był szczęśliwy, nawet gdy nie gra. Regularnie rozmawia z zawodnikami, dba o morale, co procentuje w sytuacji, gdy jest zmuszony skorzystać ze zmienników. W zdecydowanej większości przypadków stają na wysokości zadania. Oprócz tego Rodgers uwypukla mocne strony zawodników. Dzięki temu na boisku robią to, w czym są naprawdę dobrzy - chwali trenera Leicester Blackwell.
Sezon 2020/21 to dopiero początek
Nawet jeśli Leicester zakończy sezony z przytupem, czyli kwalifikacją do Ligi Mistrzów i zdobyciem FA Cup, czasu na świętowanie będzie jak na lekarstwo. Na King Power Stadium wiedzą, że ich obecność wśród najlepszych klubów w Anglii to pstryczek w nos wszystkich, którzy dysponują od nich większymi pieniędzmi. Podrażnione kluby będą chciały się odegrać i Leicester, chcąc nie chcąc, musi zawczasu przygotować się do obrony wywalczonych na boisku zaszczytów.
- Cel Leicester na kolejne lata jest prosty. The Foxes chcą pozostać w Lidze Mistrzów i odpierać ataki największych, którzy z całą pewnością, podobnie jak w 2016 roku, będą próbowali odzyskać stracone miejsce przy pomocy wielomilionowych transferów - podsumowuje Jordan Blackwell.
Zanim jednak zarządzający Leicester skupią się na przyszłości, klub będzie chciał zakończyć obecny sezon w iście wymarzonym stylu. Pierwszy przystanek na drodze do pełni szczęścia to finał Pucharu Anglii. W jego ramach podopieczni Brendanda Rodgersa zmierzą się z Chelsea w sobotę 15 maja. Transmisja spotkania w Eleven Sports 1 oraz WP Pilot o godzinie 18:15.
Czytaj także:
Fantastyczny mecz w Newcastle. Hat-trick i gol sezonu Ferrana Torresa
Czytaj także: Przyszłość Kyliana Mbappe już w zasadzie znana. Wystarczył krótki filmik