Robert Lewandowski pobił rekord Gerda Muellera w liczbie strzelonych goli w jednym sezonie Bundesligi. Oczywiście 41 trafień w całych rozgrywkach pozwoliło mu też na sięgnięcie po koronę króla strzelców, a pamiątkową armatę po spotkaniu wręczył mu dziennikarz "Kickera" Karlheinz Wild. - Jeszcze kilka lat temu nie pomyślałbym, że ktoś będzie w stanie pobić ten legendarny wynik. To był jego najlepszy sezon dotychczas. Idealny - mówi nam.
- Powtórka w kolejnych latach? Aby strzelić tak wiele goli, potrzeba perfekcyjnego sezonu, więc trudno będzie Polakowi to powtórzyć. Jeśli jednak tu zostanie, to stać go na jeszcze inny historyczny rezultat, czyli strzelenie łącznie 365 goli w lidze (kolejny rekord należący do Muellera - przyp. WP). Niemniej dziś ciężko oceniać szanse, bo nie jestem pewien, czy będzie tutaj grał do końca swojej kariery - dodaje Wild.
Przed meczem Bayernu z Augsburgiem pojawiło się kilka opinii, że Lewandowski powinien zadowolić się wyrównaniem wyniku Muellera i odpuścić jego pobicie z szacunku do legendarnego poprzednika. Wicemistrz świata z 2002 roku Dietmar Hamann wyszedł nawet z pomysłem, by klub... nie wypuszczał zawodnika na boisko! Wild zapewnia nas jednak, że on i jego rodacy nie są rozczarowani ostatecznymi rozstrzygnięciami. - Starsi niemieccy fani pamiętali rekord Gerda. To było historyczne, ale szanujemy świetne wyniki Roberta - podkreśla, po czym odpowiada na porównania dotyczące obu graczy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie miało prawa się udać! Niesamowity trik gwiazdy
- Obaj przeszli do historii. Pamiętajmy, że istnieją różnice w ogólnym sposobie gry czy nawet samych warunkach w jakich grali. Dziś mamy VAR, nie ma już śniegu na boiskach, są one w lepszym stanie itd. Mueller wyśrubował swój wynik w sezonie 1971/72, ale żadnego gola nie strzelił z rzutu karnego. Lewandowski miał ich 8. To takie najważniejsze różnice między nimi. Łączy ich natomiast fakt bycia prawdziwym gigantem w obrębie pola karnego i niesamowity instynkt do odnalezienia szansy na zdobycie bramki - uzupełnia Wild.
Niemiecki dziennikarz jest jednym z tych, którzy wybierają laureatów prestiżowej nagrody Złotej Piłki. W 2019 roku umieścił on Lewandowskiego na czele swojej listy głosowania. To był ostatni raz, gdy plebiscyt się odbył. W 2020 roku Francuzi odwołali go z powodu pandemii COVID-19, ale tegoroczna edycja ma dojść do skutku.
Polakowi nie daje się dużych szans z uwagi na dość szybkie odpadnięcie Bayernu z Ligi Mistrzów, ale to nie przekreśla jego szans w sięgnięciu po nagrodę. - Wiadomo, że taki klub nie może być usatysfakcjonowany tylko jednym tytułem. Ich głównym wyzwaniem był Puchar Europy - nie kryje.
- Ze względu na jeden wynik zespołu nie umniejszajmy ostatnich miesięcy w wykonaniu polskiego napastnika. Ja osobiście nie widzę na razie lepszego piłkarza. Kylian Mbappe? Nie! Musimy jednak poczekać na to, co wydarzy się w najbliższych tygodniach i miesiącach, aż do samych wyborów - zauważa dalej Wild.
Niewykluczone, że dla dziennikarzy wybierających laureata Złotej Piłki najważniejsze będą finały Euro 2020. Oczywiście reprezentacja Polski zagra na nich, ale nie daje się jej wielkich szans na sukces. Trudno będzie więc Lewandowskiemu poprawić swoją pozycję w ich oczach. - Moim zdaniem jesteście drugą siłą grupy za Hiszpanią (są w niej również Szwecja i Słowacja - przyp. WP), a w rundzie pucharowej wszystko jest przecież możliwe - zaznacza Wild.
- Poza tym powiem coś jeszcze. Podczas ostatniego meczu Bayernu byłem na stadionie, a w zeszłym tygodniu przeprowadziłem z Lewandowskim wywiad. Poczułem, że ma wielką motywację w głowie i jestem pewien jednego: chce pokazać, że jest najlepszy - kończy Niemiec.
[b]
[/b]