Według śledczych, co ujawnił Onet, wszystko zaczęło się od ambitnej absolwentki wyższej uczelni. Szukała szkoły, aby ukończyć studia podyplomowe. W końcu skontaktowała się z kanclerzem prywatnej Uczelni Nauk Społecznych w Łodzi Zbigniewem D.
Naukowiec, a zarazem doktor habilitowany, miał jej zaproponować dyplom za 2,5 tysiąca złotych bez konieczności uczęszczania na zajęcia lub zdawania egzaminu. Kobieta, której zależało na nauce, a nie tytule, zgłosiła sprawę na policję.
Funkcjonariusze wraz z kobietą przygotowali zasadzkę na Zbigniewa D. Ten wpadł na gorącym uczynku. Mężczyźnie postawiono zarzut wzięcia łapówki w związku z pełnieniem funkcji publicznej. Grozi mu za to do ośmiu lat więzienia. Jednak to, co znaleziono w jego telefonie, zaciekawiło policjantów jeszcze bardziej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kto bogatemu zabroni? Tak spędza wakacje Cristiano Ronaldo
Naukowiec miał korespondować z żoną Roberta Lewandowskiego - Anną, oraz innymi osobami z jego otoczenia. Tematem rozmów miał być dyplom magisterski dla napastnika. D. miał także proponować kolejne tytuły naukowe dla obojga małżonków.
Afera ma dotyczyć także innych reprezentantów Polski. W materiałach podejrzanego znaleziono zdjęcia świadectwa maturalnego dla Arkadiusza Milika, kopię licencjatu dla Jacka Góralskiego czy rozmowy o dyplomach dla rodziny byłego piłkarza - Piotra Świerczewskiego.
Sam Góralski przyznał, że nie ma matury, więc tym bardziej nie mógł zrobić dyplomu licencjackiego. "Jak zatem wytłumaczy, że u Zbigniewa D. znaleziono kopię dyplomu wystawionego na jego nazwisko? Góralski przypuszcza, że "może ktoś go gdzieś wpisał bez jego wiedzy" - czytamy w Onecie.
Zaprzeczył także Piotr Świerczewski, który uważa, że wszystko to jedna wielka bzdura. - Ja po prostu kiedyś byłem trenerem w Łodzi i zrobiłem sobie normalnie dokumenty. Byłem w szkole pana D., nie pamiętam, jaka to była szkoła, na ul. Kamińskiego, skończyłem tę szkołę normalnie - przyznał.
- Robert Lewandowski ukończył studia w Wyższej Szkole Edukacji w Sporcie w Warszawie 2020 roku i obronił pracę magisterską, o czym publicznie informował. O prowadzonym postępowaniu dowiedzieliśmy się z mediów, nie komentujemy jej publicznie, a jeśli będzie taka potrzeba, wszelkich informacji udzielimy uprawnionym organom - mówi nam Monika Bondarowicz, agentka Roberta Lewandowskiego.
Zobacz też:
Kibice Lecha Poznań domagają się transferów. Klub sprowadzi uczestnika igrzysk?
Zmiany na rynku praw telewizyjnych. Kto skomentuje mecz otwarcia Bundesligi?