Przez wiele lat byliśmy świadkami najbardziej spektakularnego, indywidualnego pojedynku w historii futbolu. Idąc terminologią filmową, dwóch geniuszy reprezentowało dwa zwaśnione rody. Potencjał Cristiano Ronaldo oraz Lionela Messiego napędzał całą ligę hiszpańską.
Miało to swoje odzwierciedlenie także w Europie. Od 2014 do 2018 roku za każdym razem elitarne rozgrywki - Ligę Mistrzów, wygrywał hiszpański gigant. Czterokrotnie triumfował Real Madryt, a Cristiano Ronaldo śrubował kolejne indywidualne rekordy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: prezentacja jak z horroru! Tak klub pochwalił się nową gwiazdą
Neymarowi szło jak po grudzie, dlatego jego transfer przyjęto z przymrużeniem oka. W jego następstwo Barca kupiła dwa inne talenty: Ousmane'a Dembele oraz Philippe'a Coutinho, który mieli wypełnić lukę po Brazylijczyku. Nie wypełnili, a w końcowym rozrachunki pogrążyli finanse klubu.
Żarty skończyły się już rok później, gdy La Liga straciła dwie legendy: Andresa Iniestę oraz Cristiano Ronaldo. O ile ten pierwszy odchodził na sportową emeryturę do Japonii, to CR 7 był w najlepszym momencie swojej kariery.
Po odejściu Ronaldo, Real szybko znalazł w swoich szeregach innego lidera. Idealną osobą był Sergio Ramos, który w każdym El Clasico z Barceloną zostawiał serce na boisku. Wcześniej słynął z ostrej gry, jednak w ostatnich latach świetnie dyrygował defensywą, a oprócz tego zdobywał kilkanaście bramek w sezonie.
Statystyki Messiego i Ronaldo w La Lidze:
Piłkarz | Mecze | Bramki | Asysty |
---|---|---|---|
Cristiano Ronaldo | 292 | 311 | 96 |
Leo Messi | 520 | 474 | 217 |
Odejście kilku gwiazd spowodowało jednak, że Hiszpanie na arenie międzynarodowej całkowicie stracili swój blask. Zarówno Barcelona jak i Real Madryt nie potrafiły sforsować półfinału Champions League. Królewscy przegrywali nawet z Ajaksem Amsterdam, a Duma Katalonii została rozbita m.in przez Bayern Monachium (2:8).
Szybko doszło do tego, że Premier League wyprzedziła Primera Division w rankingu UEFA. Anglicy płacą zdecydowanie lepiej niż Hiszpanie, więc nic dziwnego, że piłkarze z mniejszych klubów bez wahania przyjmowali oferty z Wysp Brytyjskich.
Gorycz w kilka tygodni
Hiszpanom wydawało się, że gorzej być nie może. A jednak. W kilka tygodni La Liga straciła dwie największe osobowości. Liderów, którzy byli medialnymi bohaterami przez każdym El Clasico.
Zatrzymanie Messiego wiązałoby się z dużymi nakładami finansowymi, a nowy prezes klubu Joan Laporta zapowiedział, że nie będzie zaciągał pożyczek, aby opłacić pensję Argentyńczyka. Z drugiej jednak strony Messi przynosił klubowi około 50 proc. budżetu. Już po kilku dniach liczba sprzedanych koszulek w oficjalnym sklepie Barcelony spadła o 80 procent.
Ratunkiem dla La Ligi miało już słynne porozumienie z funduszem CVC. O co dokładnie chodziło? Plan był taki, że La Liga odda 11 procent ze swoich zysków przez 50 lat w zamian za natychmiastowy zastrzyk finansowy w postaci 2,69 miliarda euro. Z tych pieniędzy La Liga stworzy 40-letnie pożyczki z oprocentowaniem 0 procent dla ekip La Ligi i jej zaplecza. Największym beneficjantem mieli być oczywiście Real i Barca, którzy mieli otrzymać około 270 mln euro.
Giganci szybko powiedzieli jednak "nie". Uważali, że to bardzo ryzykowny krok, który na dłuższą metę okaże się niekorzystny. Javier Tebas z wielką szczerością powiedział, że projekt i tak powstanie.
- Istnieje prawo mówiące, że trzeba brać pod uwagę udział klubów, które produkują najwięcej zysków. My mamy inne drogi, bardziej sprawiedliwe i efektywne. CVC nie ma żadnych praw. Dzięki zastrzykowi gotówki kluby będą mogły przejść digitalizację, zreformować stadiony… Real i Barca nie mają takich problemów - skomentował Tebas.
Barcelona stąpa po cienkim lodzie, gdyż brakuje jej pieniędzy na to, aby zarejestrować nowych graczy. To będzie dla niej najtrudniejszy sezon od kilkunastu lat.
Zobacz także:
Wraca najlepsza liga świata. Określenie trafne jak nigdy dotąd
Grał w Bundeslidze, teraz przestrzega Roberta Lewandowskiego. "Tak łatwo już nie będzie"