Powtórka z rozrywki?
Mało kto spodziewał się, że sprowadzenie debiutującego trenera i wyrzucenie największej gwiazdy klubu może spowodować najlepszy sezon w historii w wykonaniu FC Barcelony. Katalończycy pod wodzą Pepe Guardioli i bez rozrywkowego Ronaldinho sięgnęli po Ligę Mistrzów, mistrzostwo Hiszpanii i krajowy puchar. Zdobyli w jednym sezonie wszystkie trzy trofea, co do tej pory nie udało się żadnemu zespołowi z tego kraju.
Celem na zbliżający się piłkarski rok jest powtórzenie tak wielkiego wyczynu, a będą musieli tego dokonać w praktycznie niezmienionej głównej kadrze. Zgodnie z polityką Katalończyków stopniowo do składu wszczepiani są młodzi i utalentowani gracze, jak Jeffren i Pedro. Do tego z klubu odeszli podstarzali i coraz mniej potrzebni zawodnicy, a jak do tej pory ekipę zasiliło zaledwie trzech graczy. W tym jeden - Keirrison od razu został wypożyczony do Benfiki Lizbona.
Na lewą stronę defensywy trafił Maxwell z Interu Mediolan, stanowiący poważną konkurencję dla Erica Abidala, a zdecydowanie najgłośniejszym echem odbiło się sprowadzenie Zlatana Ibrahimovica, za którego oddano m.in. Samuela Eto'o. Właśnie w tym miejscu wielu sympatyków hiszpańskiej piłki zadaje sobie pytanie, jak Szwed poradzi sobie w nowym klubie. Wysoki atakujący jest głównie znany ze świetnych indywidualnych rajdów, a przecież gra Blaugrany opiera się na nieustających podaniach pomiędzy całą jedenastką. Jeśli popularny Ibra dostosuje się do tego stylu i znajdzie porozumienie z resztą składu będziemy mieli do czynienia niemal z idealnym składem. Gorzej, jeśli były gracz Interu nie złapie wspólnego języka z nowymi kolegami i okaże się elementem niepasującym do katalońskiego stylu.
Wydaje się, że praktyczne pewne jest także pozyskanie Dmytra Czyhrynskiego z Szachtara Donieck, który wzmocni najsłabsze ogniwo Katalończyków, czyli defensywę.
Gra Barcy będzie więc opierać się na takiej samej taktyce, co w zeszłym sezonie. Ciągły pressing, wysoka gra bocznych obrońców, nieustanne podania w środku strefy i perfekcyjne zagrania do wychodzących napastników. Idealny przepis na zdobycie mistrzowskiego tytułu. Jest jednak pewna przeszkoda, która nie będzie jednak tkwić w ekipie z Camp Nou, ale w drużynie z oddalonego o ponad 500 km Santiago Bernabeu.
Galaktyczna rewolucja
Jeśli w Barcelonie możemy mówić o kosmetycznych zmianach, to w Realu doszło do prawdziwej rewolucji. Nowy prezes, nowy trener i gracze z najwyższej światowej półki warci ponad 250 mln euro! Florentino Perez przychodzi po raz drugi do ekipy Królewskich i po raz drugi dokonuje przewrotu na rynku transferowym. Przewrotu, który wywindował ceny za piłkarzy do sum, które jeszcze nie tak dawno wydawały się nieosiągalne.
Cristiano Ronaldo (93 mln - rekord transferowy), Kaka (65 mln), Xabi Alonso (35,4 mln), Karim Benzema (35 mln). Do tego wzmocnienia niezbyt pewnej defensywy w postaci Raula Albiola i Alvaro Arbeloy i powrót Estebana Granero - właśnie na tym polegała polityka transferowa Pereza, który ponownie zaskarbił sobie uwielbienie ze strony kibiców Blancos.
Najciszej odbił się chyba transfer nowego trenera. Nie jest on bowiem zaliczany do grona galaktycznych, a przecież z Królewskimi łączono osoby chociażby Arsene Wengera czy Jose Mourinho. Na Santiago Bernabeu trafił ostatecznie Manuel Pellegrini, który w Europie prowadził jedynie klub z małego 48 tysięcznego miasteczka - Villarreal. Chilijczyk potrafił stworzyć skład, który miał wielką okazję na awans do finału Ligi Mistrzów! Jak jednak poradzi sobie z ogromem gwiazd, które biegają po murawie Santiago Bernabeu? Gwiazd, z których trudno wyróżnić tą największą, a mianem tym będą musieli się najprawdopodobniej podzielić Ronaldo z Kaką, którzy w poprzednich klubach byli ikonami i zdecydowanymi przodownikami. Czy obaj zgodzą się pełnienie tej roli wspólnie?
Z tego też względu Pellegrini będzie miał niezwykle ciężki orzech do zgryzienia przed każdym pojedynkiem. Wciąż z zespołu powinno odejść trzech graczy, gdyż kadra jest zbyt duża, a na rolę rezerwowych być może będą musieli się zgodzić Raul, Guti czy Ruud van Nistelrooy, czyli śmietanka, która w niejedynym solidnym europejskim klubie stanowiłaby niezwykle ważny trzon pierwszej drużyny. Wciąż także w zespole mogą pozostać Arjen Robben i Wesley Sneijder.
Taktyka klubu będzie więc opierać się na wielkich osobistościach, które z piłką potrafią zrobić wszystko - zarówno perfekcyjnie strzelić, podać z dokładnością co do milimetra, jak i przeprowadzić przepiękny rajd. Należy jednak pamiętać o starej prawdzie: co za dużo, to nie zdrowo.
Grupa pościgowa
Przez ostatnich pięć lat po mistrzostwo sięgały właśnie te dwie ekipy. Trudno sobie wyobrazić, aby w sezonie 2009/2010 doszło do zmiany tej sytuacji. Szczególnie, że nie widać ekip, które przez cały sezon mogłyby toczyć wyrównaną walkę z Blaugraną i Blancos.
Najwięcej nerwów wielkiemu duetowi może napsuć solidna Sevilla, prowadzona przez Manolo Jimeneza. Andaluzyjczycy pozostawili większość wartościowych graczy. Dodatkowo świetną defensywę (w poprzednim sezonie tylko Barca straciła mniej bramek) wzmocnił jeden z najbardziej obiecujących Hiszpanów - Sergio Sanchez, na środek pomocy sprowadzono doświadczonego Didiera Zokorę, a hitem transferowym okazał się niespodziewany zakup Alvaro Negredo. Atakujący w poprzednim sezonie w słabej Almerii aż 19-krotnie pokonywał bramkarzy, a teraz będzie toczył rywalizację z Frederikiem Kanoute i Luisem Fabiano, o którego walczył chociażby AC Milan.
Dwaj najważniejsi gracze pozostali także w Atletico Madryt. Nawet Chelsea Londyn nie udało się sprowadzić Sergio Aguero, którego dalej będzie wspomagał król strzelców ostatniego sezonu - Diego Forlan. Tym razem na Vicente Calderon nie było wielkiej transferowej rewolucji, a raczej przemyślane zakupy. Ekipę zasilił jeden z najbardziej obiecujących bramkarzy - Sergio Asenjo, a za darmo defensywę wzmocnił Juanito.
Transferowe lato zostało zdominowane przez Real Madryt, który za wszelką cenę pragnie odbudować się po poprzednim katalońskim sezonie. Walka o mistrzostwo powinna się toczyć pośród obu tych drużyn, a reszta może myśleć jedynie o ostatnim miejscu na podium. Do nich należy zaliczyć silne Atletico Madryt oraz Sevillę. Trudno odgadnąć los borykającej się z kłopotami finansowymi Valencii czy Villarreal, z którego odszedł ojciec wszelkich sukcesów - Manuel Pellegrini. Namieszać w lidze mogą również ekipy Espanyolu Barcelona, Getafe i powracającej do najwyższej klasy rozgrywkowej Saragossy.
Problemy z zakwalifikowaniem się do europejskich pucharów może mieć tym razem Villarreal. Z klubu odszedł główny reżyser - Manuel Pellegrini, który potrafił stworzyć kolektyw walczący w Lidze Mistrzów. Czy Ernesto Valverde będzie w stanie powtórzyć wyczyny swojego poprzednika? Na uwagę zasługuje także zakup obiecującego Brazylijczyka Nilmara, za którego wydano 10 mln.
Z drugiej ligi do pucharów?
Zaledwie sezon w Segunda Division występowała ekipa Realu Saragossa. Kibice Aragończyków wciąż pamiętają fatalną dyspozycję sprzed dwóch lat i liczą na przeprosiny, ale już w najwyższej klasie rozgrywkowej. Do klubu trafił Ikechukwu Uche, Pablo Amo, Jarmaine Pennant, Marko Babić, Abel Aguilar, Juan Pablo Carrizo oraz Ivan Obradović. Tym samym na zakupy Saragossa wydała mniej niż tylko Real, Barcelona, Sevilla oraz Villarreal! Na La Romareda nie myślą o bronieniu się przed spadkiem, ale o głośnym comebacku, najlepiej gwarantującym start w europejskich pucharach.
W wakacje nie próżnowali także w ekipie Espanyolu Barcelona, który może być kolejnym czarnym koniem sezonu. Głośnym echem odbiło się pozyskanie za darmo Shunsuke Nakamury z Celtiku Glasgow, co przyniesie nie tylko atuty sportowe, ale i finansowe, gdyż od razu Los Pericos stali się obiektem zainteresowania rozrzutnych japońskich kibiców. Dodatkowo do ekipy trafili m.in. Joan Verdu, Ben Sahar czy Juan Forlin, który zastąpi tragicznie zmarłego Daniela Jarque.
Duże ruchy transferowe były także w Getafe, które ostatnio ledwo co uniknęło spadku. Co prawda z klubu odeszli Ikechuwku Uche i Esteban Granero, ale pojawili się gracze, którzy spokojnie mogą ich zastąpić. Do ekipy z przedmieść Madrytu trafił Mane, Derek Boateng, a także - jak zwykle - gracze nie mieszczący się w składzie Realu - Jordi Codina i Daniel Parejo. Z takim składem powtórzenie miejsca sprzed sezonu będzie trzeba nazwać dużą niespodzianką na minus.
Beniaminkowie na straconej pozycji?
Na kandydata do spadku można spokojnie wyznaczyć dwóch pozostałych beniaminków - Tenerife oraz Xerez, które w Primera Division zagra po raz pierwszy. Trudno wyznaczyć pozostałe ekipy, gdyż jak to zwykle w Hiszpanii bywa, przed końcem sezonu zapewne gro ekip będzie walczyć o pozostanie. Problemy mogą mieć zespoły, które w maju tego roku do końca toczyły bój o dalszą grę w lidze - Osasuna Pampeluna, Real Valladolid czy Sporting Gijon.
Niewiadomą pozostaje forma Athletic Bilbao, które co roku jest nisko w klasyfikacji, a widmo pierwszego w historii spadku coraz częściej zagląda w stronę Baskonii. Kosmetyczne zmiany nastąpiły w Deportivo La Coruna. Zespół z Galicji zajął siódme miejsce, jednak w tym sezonie tak blisko europejskich pucharów już nie powinien być. Najlepszy z beniaminków - Malaga straciła kilku zawodników na czele z Eliseu, jednak do Andaluzji zawitało także kilku młodych graczy, którzy mogą sprawić niespodzianki.
Nowy właściciel jest w ekipie Realu Mallorca, która boryka się z problemami finansowymi. Klub przejęli bracia Marti Mingarro, którzy jednak w tym okienku transferowym nie kwapili się z zakupami. Za to z klubu odszedł Juan Arango i Miguel Angel Moya. Z kolei w Almerii nie ma najważniejszego gracza - Alvaro Negredo, za którego sprowadzono mniej znanego Henoka Goitoma.
Real czy Barca?
Już dawno nie było tak ogromnych emocji przed kolejnym sezonem w Hiszpanii. Zapewniła nam to pięknie grająca FC Barcelona oraz Florentino Perez, który przyćmił wszystkich podczas tegorocznego lata. Pytaniem rozgrywek będzie więc to, czy mistrzowski zespół obroni się przed galaktyczną ekipą. Walka o europejskie puchary i pozostanie zejdzie na drugi plan, choć już nieraz zdążyliśmy się przyzwyczaić, że w Hiszpanii o końcowej tabeli często decyduje ostatnia ligowa kolejka.