Kamil Górniak: Jak oceni pan spotkanie Stali z Wisłą?
Bartosz Wiśniewski: Nie udało nam się awansować do kolejnej rundy pucharu. Stalówka okazała się lepsza o jedną bramkę.
To był dopiero pana drugi mecz w podstawowej jedenastce w barwach Wisły w tym sezonie.
- Zgadza się. Raz się gra od początku, raz wchodzi z ławki, a raz w ogóle nie gra, tylko patrzy na poczynania kolegów. Akurat teraz trener dał mi szansę i cieszę się z tego bardzo.
W Płocku zagrał pan od początku i zdobył gola. Teraz się już nie udało.
- Bramkę strzeliłem, ale sędzia pokazał spalonego. Niestety, ale tak to czasem bywa. Chyba przespaliśmy pierwszą połowę. Niepotrzebny był ten karny dla Stalówki. Zdobyli gola i poczuli, że mogą wywalczyć korzystny rezultat. W drugiej połowie trochę odżyliśmy i rzuciliśmy się do ataku. Niestety nadzialiśmy się na kontrę, potem wolny, z którego padła druga bramka dla gospodarzy. Szkoda, że tak późno zdobyliśmy kontaktowego gola, ponieważ moglibyśmy jeszcze dojść Stalówkę. Niestety nie udało się.
Druga bramka dla Stali podcięła wam skrzydła.
- Na pewno tak. Nie poddaliśmy się jednak i udało nam się jeszcze trafić do siatki rywala. Wypada nam tylko przeprosić kibiców, którzy przyjechali do Stalowej Woli. Mogliśmy wywieźć stąd zwycięstwo, ale niestety się nie udało.
Nie zlekceważyliście rozgrywek Remes Pucharu Polski?
- Oczywiście, że nie. Graliśmy najsilniejszym składem. Ci zawodnicy, którzy grali w sobotę w Płocku, nie wystąpili teraz tylko dlatego, że dokuczają im urazy. Przyjechaliśmy tutaj najsilniejszym składem, ale Stal okazała się lepsza.
W tym meczu obu ekipom zabrakło przede wszystkim skuteczności.
- Myślę, że tak. Spotkanie mogło się podobać. My mieliśmy pięć-sześć okazji, które powinniśmy zamienić na bramki. Niestety nie udało się i odpadliśmy.
Mieliście trudności z pokonaniem bramkarza Stali, Stanisława Wierzgacza.
- Bardzo dobrze bronił. Uderzaliśmy też tak, że mógł się wykazać dobrymi interwencjami. Może gdybyśmy wykazali więcej precyzji, to nie miałby szans.
Wam natomiast nie pomógł Przemysław Mierzwa, który w poprzednim sezonie był w czołówce bramkarzy I ligi.
- Dalej tak jest. W Płocku wybronił nam mecz, teraz także wykazał się kilka razy. Pierwsza bramka dla Stali padła z rzutu karnego, gdzie bramkarz ma małe szanse na obronę. Druga wpadła do siatki po rykoszecie. Przemka nie obwiniałbym za stratę goli. Po prostu jako drużyna zawaliliśmy.
A jak oceni pan pracę arbitra? Trener Kubicki mówił, że karny był problematyczny, a bramka, którą pan strzelił, nie padła ze spalonego.
- Trudno powiedzieć. Jeśli moja bramka nie była ze spalonego, to rzeczywiście szkoda. Byłoby 1:1, początek meczu i może sytuacja by się inaczej potoczyła. Nie będę oceniał pracy sędziego. To jest tylko człowiek. Ma prawo się pomylić. Tak jak my popełniamy błędy na boisku, tak samo i on może się pomylić.
Dla Stali najważniejsza jest liga. Początek mają słaby. Z Wisłą zagrali jednak dwa dobre mecze. Spodziewaliście się takiej gry Stalówki?
- Wcale się nie spodziewałem, że ze Stalówką będą łatwe mecze, mimo że mają tylko jeden punkt na koncie. To bardzo silna drużyna, co pokazała u nas w Płocku. Przyjeżdżając tutaj, nie myślałem, że to będzie spacerek dla nas.
Jaki cel ma Wisła na obecny sezon?
- Jak najwyższe miejsce w tabeli.
Awans?
- Musimy grać bardzo dobrze. Jak będzie wszystko dobrze, będziemy zdobywać punkty, to wysokie miejsce w tabeli przyjdzie samo.
Wydaje się, że kadra Wisły jest mocniejsza niż w poprzednim sezonie.
- Też mi się tak wydaje. Trenerzy jeszcze pracują, żeby cały czas ten skład wzmacniać. Myślę, że w końcu w klubie za naszą sprawą może się coś dobrego wydarzyć. Wystarczy tylko ciężko pracować i nie doprowadzać do takich horrorów jak w środę (śmiech). Jeśli będziemy przegrywać w lidze, to wysoko w tabeli nie będziemy.
Konkurencja na pana pozycji jest dość spora.
- Trzeba się z tego cieszyć. Jak już wcześniej pan mówił, to dopiero mój drugi mecz w pierwszym składzie w tym sezonie. Tak bywa. Trzeba walczyć o swoje miejsce.
Trener Kubicki chyba nie był do końca zadowolony z pana postawy w poprzednim sezonie i dlatego te rozgrywki zaczął pan na ławce rezerwowych.
- Czy ja wiem, czy nie był zadowolony. Bardziej chyba z okresu przygotowawczego. Na początku uznał, że szansę dostaną Daniel Koczon i Krzysztof Zaremba. Ja swoją grą muszę udowadniać, że to miejsce w kadrze, albo szansa na występy mi się należy. W końcu mi się to udało. Może też przez uraz Adama Majewskiego. Udało mi się zagrać w podstawowej jedenastce i mam nadzieję, że dalej będę przekonywał trenera, by na mnie stawiał.
Kilka lat temu grał pan w Zniczu Pruszków, razem z Robertem Lewandowskim. Teraz "Lewy" gra w Lechu i reprezentacji Polski. Pan w Płocku nie ma na razie możliwości gry w kadrze. W Zniczu tworzyliście świetny duet.
- Pamiętam te czasy. Robert najwyraźniej miał trochę więcej szczęścia i umiejętności. Jest bardzo młodym i dobrym zawodnikiem. Dokonał dobrego wyboru, poszedł do Lecha Poznań. Ja natomiast trafiłem do Wisły i tutaj staram się walczyć i pokazywać dobrą grę w piłkę. Na pewno niczego nie żałuję. Tak się potoczyło, a nie inaczej. Robert jest teraz w Lechu, a ja w Wiśle. Może awansujemy i spotkamy się z Robertem w ekstraklasie.