Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Zaproszenie na mecz Polska - Albania rodzina dostała kilka tygodni przed wydarzeniem na PGE Narodowym. Ale samo spotkanie z Robertem ustalano dosłownie kilka godzin przed nim.
- Kuba aż trząsł się na trybunach, krzyczał. Cały czas wspierał i wypatrywał Roberta. Byliśmy dość blisko boiska, więc dziewiątkę na koszulce widział praktycznie cały czas. Potem wróciliśmy do hotelu. Następnego dnia zorganizowano nam spotkanie - opowiada Martyna Ungier.
Zaskoczenie
Kuba płakał zarówno po meczu, jak i po rozmowie z Lewandowskim. W ten sposób zrzucił z siebie niewiarygodną dawkę emocji. Jak wielkie to przeżycie dla 10-latka świadczył początek spotkania z Lewandowskim. Chłopaka na widok swojego idola wręcz zamurowało.
- Spotkanie odbyło się w hotelu, w którym zakwaterowano reprezentację. Trwało około 20 minut, może pół godziny. Dokładnie tyle, ile potrzebował Kuba. Robert sam inicjował rozmowę, bo Kuba bardzo się wstydził. W pewnym momencie syn wypalił i powiedział do Roberta, że bardzo się cieszy, że spotyka się z innymi osobami i pomaga chorym dzieciom. I bardzo go za to podziwia. Mnie to zaskoczyło. Oczywiście bardzo podziękował Robertowi za spotkanie. Słowo "dziękuję" powtarzał wielokrotnie przy wszystkich, którzy mieli związek z tym spotkaniem - relacjonuje mama Kuby.
Sztab Lewandowskiego zadbał o każdy szczegół wizyty rodziny w Warszawie.
- Od momentu przyjazdu do Warszawy byliśmy zaopiekowani przez panią menadżer. Czuliśmy się jak w bajce - opisuje Martyna Ungier.
Wybuch emocji
Kuba podczas spotkania zdradził Robertowi, że to jego pierwsza wizyta w stolicy bez widoku szpitalnego oddziału i bólu wbijanych igieł.
W pewnym momencie 10-latek chwycił dłoń Roberta. Piłkarz nie wiedział, o co chodzi, więc Kuba zapytał, czy może "przybić piątkę" kapitanowi reprezentacji Polski. Oczywiście mógł. Ale wtedy nie wytrzymał i rzucił się Lewandowskiemu na szyję i mocno przytulił.
- Wcześniej myślałam, że Kuba potrzebuje rozmowy ze swoim idolem, ale wtedy widziałam, jak bardzo potrzebował przytulenia, pogłaskania - tłumaczy mama Kuby. - Zresztą teraz Robert jest także moim idolem. Za to, jaki jest normalny i naturalny.
Choroba koloru kawy z mlekiem
Wszystko zaczęło się 25 czerwca o godzinie 19.04. Mama na prośbę Kuby opublikowała list do Lewandowskiego, udostępniając go na swoim prywatnym profilu na Facebooku. Zaraz po tym cała rodzina poszła spać. Jeśli zdarzy się cud, list kiedyś dotrze do piłkarza.
Zaraz z rana mama Kuby zaczęła dostawać wiadomości od znajomych. Wbrew najśmielszym oczekiwaniom list udostępniło kilkanaście tysięcy osób. Po kilku godzinach dotarł do Anny Lewandowskiej, a wreszcie samego Roberta.
Piłkarz odpisał: "Jesteś najlepszym kibicem, jakiego mógłbym sobie wymarzyć".
Potem mama nagrała reakcję chłopca. Przez pół dnia rodzina czytała tysiące komentarzy pod zdjęciem na kilku różnych profilach.
- Zdarzały się takie, w których ktoś zarzucał nam "narobienie dzieci", mimo że zdawaliśmy sobie sprawę z choroby genetycznej w rodzinie. Choć oczywiście dowiedzieliśmy się o niej dużo później. Ktoś inny stwierdził, że gdyby Kubuś nie był chory, to Lewandowski na pewno by nie odpisał. Ale złe komentarze szybko były krytykowane przez innych ludzi, a tych dobrych było zdecydowanie więcej - przyznaje mama Kuby.
Niezależnie od treści wpisów, niewielu wiedziało, na co choruje Kuba. W liście do Roberta napisał, że nie może grać w piłkę, bo zabronił mu lekarz. Wszystko z powodu chorego serduszka. To jednak nie jest nawet jeden procent problemów, z którymi na co dzień walczy rodzina.
Jeden na 3000
- Kiedy wpisałam w wyszukiwarkę: "Plamy na ciele w kolorze kawy z mlekiem", natychmiast pojawiła się odpowiedź - neurofibromatoza. Poczytałam, obejrzałam zdjęcia osób, które cierpią na tę chorobę. Byłam przerażona - relacjonuje Martyna Żebrowska-Ungier.
Mama Kuby poczuła, jakby włożyła w odpowiednie miejsce ostatni element układanki. Czuła, że to jest odpowiedź, jakiej szukała przez cały proces leczenia dzieci.
Potem szereg badań. Wyniki badania genetycznego przyszły dopiero po roku. I potwierdziły najgorsze przypuszczenia.
- Wcześniej różnym lekarzom mówiłam o plamkach, ale odpowiadali: "Taka uroda". Okazało się, że to znak rozpoznawczy tej ciężkiej choroby. Ciężkiej, bo okazało się, że wszystkie dolegliwości moich dzieci były spowodowane właśnie przez nią. Ponadto, potwierdziły się przypuszczenia lekarza, że chory jest także mój mąż. To on "przekazał" chorobę dzieciom - tłumaczy Żebrowska-Ungier.
NF-1 (skrót nazwy) powoduje mutację genu w 17. chromosomie. Objawia się szeregiem objawów współistniejących, ale przede wszystkim prowadzi do rozwoju nowotworów w układzie nerwowym. Choroba występuje raz na 3 tys. urodzeń.
- U dzieci i męża na szczęście nie ma guzów. Ale nie spotkałam się jeszcze z przypadkiem, aby u chorego nie pojawiły się prędzej czy później. Kiedy są na skórze, głównym problemem jest ich nieestetyczność. Niestety rosną także na kręgosłupie i w mózgu. Choroba może spowodować choćby nieuleczalnego glejaka. Konsekwencje łatwo sobie wyobrazić - wyjaśnia mama Kuby.
U chłopca NF-1 objawia się także zaburzeniami sensorycznymi. Chłopiec ma wstręt do piasku i plasteliny. Nie je jabłek, czekolady i lodów ze względu na ich konsystencję.
Życie piłką
Na razie w przebiegu choroby nie ma żadnych zmian. Po serii artykułów w mediach do rodziny odezwał się jednak trener prowadzący akademię piłkarską. Zorganizował Kubie krótkie treningi z przerwami na odpoczynek. Wstępnie jest zgoda od lekarza, aby chłopak ostrożnie uprawiał taką formę aktywności fizycznej.
- Bardzo się boję o Kubę, ale na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Kiedy powiedziałam dziecku o swoich obawach ten odpowiedział mi, że piłka to całe jego życie. Te treningi, mecz Polaków i spotkanie z Lewandowskim sprawiły, że Kuba właśnie przeżywa najpiękniejszy czas w swoim życiu - przyznaje Martyna Ungier.
Akcja Lewandowskiego wbiła w fotele komentatorów TVP. Borek aż złapał się za głowę! >>
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie można się nie wzruszyć. Reakcja ojca znanego piłkarza mówi wszystko