Dariusz Tuzimek: Dokąd zmierzasz, Legio? [OPINIA]

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Filip Mladenović
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Filip Mladenović

Nie wiem, czy Czesław Michniewicz nadal pali cygaro, które triumfalnie odpalił po awansie do Ligi Europy - co miało podkreślić wykonanie przez niego zadania - ale jeśli tak, to powinien je czym prędzej zgasić. Bo w Legii i tak już zaczyna się palić.

Mistrzowie Polski przegrali w PKO Ekstraklasie aż trzy mecze (na pięć rozegranych) i - w co trudno uwierzyć - znaleźli się w tabeli na miejscu spadkowym.

Oczywiście, na porażce ze Śląskiem Wrocław (0:1) zaważył błąd sędziego asystenta Marcina Bońka, który podniesieniem chorągiewki wprowadził w błąd zawodników Legii. Nie będę tu jednak pisał, że gra się do gwizdka i innych podobnych rzeczy, bo taka dyskusja sprowadza rozważania o problemach Legii na manowce.

Okoliczności były niecodzienne, ale przecież Legia straciła w ten sposób tylko jeden punkt, a nie trzy. Jeszcze jedna taka wpadka w lidze i obronie mistrzostwa trzeba będzie mówić w kategoriach cudu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sędzia popełnił koszmarny błąd. Jego reakcja stała się hitem sieci

Histeria w mediach społecznościowych wokół błędu sędziego asystenta jest na rękę Michniewiczowi. Bo uderza w arbitrów i nie mówi się o tym - a powinno się mówić - że znowu (tak jak z Radomiakiem i Wisłą) trener pokazał w lidze drużynę nie w pełni przygotowaną do meczu.

Było słabo z koncentracją, słabo z mobilizacją, z szybkością w rozegraniu, ze skutecznością w kończeniu akcji. I z jakimkolwiek pomysłem na grę. Trzeba przyznać, że - pod względem roboty trenerskiej w tym meczu - Jacek Magiera spakował Michniewicza do kieszeni.

Po drużynie Śląska było widać, że jest do meczu z Legią naprawdę przygotowana. Walka, agresja, determinacja. Wystarczy popatrzeć jak Legia walczy o mistrzostwo Polski. Statystyka fauli w meczu ze Śląskiem była dla zespołu Michniewicza zawstydzająca. Zespół Magiery faulował w tym spotkaniu 23 razy, Legia tylko 6...

Po stronie Legii jedyną agresją było zachowanie Michniewicza, który z czerwoną kartką - zamiast pomagać drużynie - wylądował na trybunach. Nie mogę pojąć, że trener koncentruje się na rzeczach, za przeproszeniem, duperelnych, wdaje w awantury z arbitrami, jakby mógł coś tym ugrać.

Kara odsunięcia trenera od dwóch meczów, jaką zwyczajowo daje Komisja Ligi, oznacza, że Michniewicza zabraknie na ławce w meczu z Górnikiem Łęczna (co w tym przypadku, ze względu na poziom przeciwnika, problemem wielkim nie jest, aczkolwiek będzie to pasjonujący pojedynek... na dnie Ekstraklasy), ale także z Rakowem Częstochowa - bezpośrednim rywalem do walki o mistrzostwo. Brak rozwagi i rozsądku to mało powiedziane. A przecież to nie pierwsza czerwona kartka Michniewicza w Legii, prawda?

Warto dodać, że ligowi pogromcy Legii: Radomiak, Wisła Kraków i Śląsk Wrocław nie są zespołami klasy rywali, jakich mają mistrzowie Polski w grupie Ligi Europy. A przecież właśnie na takie wyzwanie zespół z Warszawy był budowany i niedawno wzmacniamy. Więc w lidze przeciętnych rywali powinien wciągać nosem! Na dzisiaj - nie skreślając Śląska oczywiście i nie ujmując nic innym drużynom - wydaje się, że groźniejszymi rywalami zespołu z Łazienkowskiej w wyścigu o tytuł będą Lech Poznań, Raków  i Pogoń Szczecin, z którymi Legia mecze bezpośrednie ma dopiero przed sobą. I na dodatek bardzo przeładowany kalendarz aż do drugiej połowy grudnia. Oraz dwa zaległe mecze ligowe, które jeszcze zagęszczą terminarz.

Liga Europy to ciekawe wyzwanie, ale podstawą jest oczywiście mistrzostwo Polski. Nie tylko dlatego, że kibice na Łazienkowskiej wywiesili swego czasu transparent: "Mistrzostwo to nie wszystko, ale wszystko bez mistrzostwa to ch...". Także dlatego, że nie zdobywając tytułu, nie dostaje się nawet szansy, żeby powalczyć o Ligę Europy (o Lidze Mistrzów nie wspominając).

Pozostaje jedynie puchar pocieszenia, czyli rywalizacja o zakwalifikowanie się do Ligi Konferencji. Czyli dużo poniżej aspiracji, ale też realnych możliwości takiego klubu jak Legia. A i różnice w wysokości nagród finansowych w obu tych formatach rozgrywek pucharowych są ogromne.

Warto zauważyć, że nakłady na transfery do klubu były ostatnio naprawdę poważne. Legia w ostatnim okienku wydała ponad 3 mln euro na nowych piłkarzy. Do klubu przyszło aż dziesięciu nowych zawodników! Lirim Kastrati, Joel Abu Hanna, Ihor Charatin, Lindsay Rose, Jurgen Celhaka, Mahir Emreli, Josue, Yuri Ribeiro, Mattias Johansson, Maik Nawrocki - imponując lista.

A przecież Legia silny skład miała także w poprzednim sezonie. Letnie lamenty Michniewicza, że nie ma kim grać, są już mocno nieaktualne. Teraz to trener ma robotę do wykonania, to on musi dźwignąć odpowiedzialność. Nie ma się co się chować za plecy prezesa klubu czy dyrektora sportowego.

Legia gra w tym sezonie zbyt wolno, niezdecydowanie, bez determinacji. Nie kreuje sytuacji podbramkowych, zawodzi też w sferze mentalnej i na etapie bezpośredniego przygotowania do meczu.

Nie cenię Michniewicza. Dla mnie to przeciętny, ligowy trener, który ma robioną wielką klakę, korzysta ze wsparcia lobby medialnego i tyle. Odbieram Michniewicza jako "autobusiarza", który stawia autobus w polu karnym i szuka szansy w kontrach. Dlatego Legia lepiej wypada w meczach z silniejszymi rywalem, gdy trzeba się głównie bronić i żyć z kontrataków. Niestety w ofensywie Michniewicz niewiele ma do zaproponowania.

Legia strzela bramek tyle, co kot napłakał. Na Twitterze opublikowano ciekawostkę: dorobek bramkowy Legii z ostatnich 12 meczów ligowych to 7-5. Na przestrzeni pięciu miesięcy! Pięknie, jak na drużynę z takimi możliwościami jak Legia.

To jest kompletne niezrozumienie DNA klubu z Łazienkowskiej, który ma dominować rywali, grać widowiskowo i strzelać w każdym meczu kilka bramek, a nie prześlizgiwać się wygranymi jednym golem. Legia w Ekstraklasie powinna być dominatorem i wygrywać wysoko. Nie wydaje mi się, żeby to aktualnie w tym kierunku zmierzało.

Wokół awansu Legii do Ligi Europy zrobiono szum, jakby doszło do wydarzenia epokowego w polskim futbolu, jakby to był awans porównywalny do awansu Legii do Ligi Mistrzów z 2016 roku. Tymczasem w ubiegłym roku do tej samej Ligi Europy awansował - bez takich fajerwerków medialnych - Dariusz Żuraw, który na koniec sezonu nie dotrwał w Lechu nawet do końca sezonu. I nikt mu w Poznaniu za przygodę pucharową pomników nie stawiał. Zawalił ligę i było po nim.

Legia jest zespołem, w który zainwestowano tyle, że chyba można od niego wymagać, żeby w lidze wygrywał przynajmniej tylko częściej niż przegrywa, prawda? A gdy już będzie to robił, to opowieści o sędziowskich spiskach będzie można słuchać jak bajki o żelaznym wilku.

Dariusz Tuzimek

Źródło artykułu: