Rozmowa tygodnia. Wojciech Stawowy dla Sportowych Faktów!

Latem walczyły o niego Legia Warszawa i Wisła Kraków. On pozostał w Arce Gdynia, która wtedy została zdegradowana do drugiej ligi. W tym sezonie nie osiągał wyników jakich oczekiwałby zarząd i przed tygodniem został zwolniony. Wojciech Stawowy to kolejna osoba w naszym cotygodniowym cyklu "Rozmowa tygodnia".

W tym artykule dowiesz się o:

Sebastian Staszewski: Tydzień temu został pan zwolniony ze stanowiska trenera Arki Gdynia. Zdziwiła pana taka decyzja zarządu?

Wojciech Stawowy: Nie. Do tego zwolnienia podszedłem ze spokojem. Moim zdaniem ta decyzja była słuszna. W takiej sytuacji, w jakiej na chwilę obecną jest Arka odpowiedzialność ponosi trener. Trenerem byłem ja i ja poniosłem konsekwencje mojej słabej pracy. Musiałem się liczyć z każdą decyzją zarządu. Jeżeli miała polecieć jakakolwiek głowa, to właśnie moja. Słabe wyniki to nie jest wina zawodników ani ludzi działających w klubie tylko trenera. To, że Arka prezentuje się tak słabo, to wyniki moich błędów. To ja trenuję, ja przygotowuję, ja miałem stworzone warunki do zbudowania zespołu. Nie udało się i nie będę się bronić.

Nie uważa pan, że decyzja była zbyt pochopna?

- Ja mogę się tylko "oblizywać" patrząc na sytuację, które mają miejsce na zachodzie, gdzie trener przegrywa czasem Ligę Mistrzów, czasem mistrzostwo kraju, ale dalej jest obdarzony zaufaniem. Myślę, że zapracowałem sobie na to, żeby mieć zaufanie i dopóki Arka nie straciła szans na awans uważam, że nie powinienem być skreślony. No, ale podjął ktoś właśnie taką decyzję i nie mam do niego żadnych pretensji.

Co mogło być powodem tak słabej postawy Arki?

- Przed sezonem byliście wymieniani, jako murowany kandydat do awansu. Nie chciałbym o tym zaczynać dyskusji, bo nie jest pora, żeby o tym mówić. Stało się tak, że klub świetnie przygotowany pod względem finansowym i organizacyjnym nie zdobywa punktów i winę ponoszę ja. Można tu układać różne ideologie. Można mówić, że drużyna jest źle przygotowana, że nie chce, że nie może. Ja się w to nie bawię. Trener to nie jest osoba, której należy tylko klaskać za świetne mecze, ale i należy ją ganić za słabą grę. Nie będę uprawiać jakichś kurtuazji tylko, dlatego, że zostałem zwolniony.

To chyba jednak nie przypadek, że klub, którego budżet przekracza 15 mln zł przegrywa z zespołami, które maja budżety w granicach 2-3 mln zł?

- Tak, ale co poradzić. Pieniądze nie grają. Arka przegrywa mecze, taka jest rzeczywistość. Jeżeli nie przegrywa, to remisuje je po prostych błędach. Proste błędy popełnia trener i on za to płaci. Tak jest w moim przypadku.

W tabeli Arka zajmuje piąte miejsce tracąc do lidera osiem punktów. Wierzy pan, że zespół z Gdyni awansuje do Orange Ekstraklasy?

- Absolutnie. Arka nie straciła szans, aby walczyć o pierwszą ligę. Jeżeli Arce ma w tym pomóc zmiana trenera, to niech tak się stanie. Jestem święcie przekonany, że chłopaki zasilą szeregi pierwszoligowców. Wszystko, co się stało po degradacji, wszystkie decyzje prezesa Ryszarda Krauze trzeba podziwiać. Teraz Arka powinna awansować, aby grać tam gdzie jest jej miejsce, czyli w pierwszej lidze. Byłbym bardzo zadowolony gdyby gdyński klub awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce.

Awans jest oczywiście możliwy, ale nie jest powiedziane, że po odejściu Stawowego Arka zacznie wygrywać. O pierwszą ligę walczą jeszcze Lechia Gdańsk, Piast Gliwice, Śląsk Wrocław, Wisła Płock czy Znicz Pruszków.

- Na pewno o awans będzie ciężko. Jednak Arka ma teraz dość dobry układ spotkań i jeżeli należało wykonać jakąkolwiek rotację na stanowisku trenera, to właśnie teraz. Być może odbije się to dobrze na zespole. Już widać progres, bo Arka w meczu ze Stalową Wolą zagrała bardzo dobrze i wygrała strzelając aż cztery bramki. Zobaczy pan, będzie lepiej.

Jak rysuję się pańska przyszłość? Jeszcze zanim zwolniono pana z Arki Wojciech Stawowy wymieniany był w kontekście objęcia GKS PGE Bełchatów czy Zagłębia Lubin.

- Nie zastanawiam się, jaka będzie moja przyszłość. Trudno tutaj myśleć o tym, co będzie za miesiąc czy rok, bo to nie zależy ode mnie. Przyszłość jest zapisana wielkimi literami u tego najwyższego, w którego należy wierzyć. Ja jestem osoba więrzącą. To, co jest zapisane w niebie po prostu będzie. Nikt nie powiedział, że do końca życia mam być trenerem. Są też inne prace, które można wykonywać. Zawsze powtarzałem piłkarzom, że można uprawiać truskawki na polu i mieć z tego satysfakcję. Każdą pracę należy wykonywać najlepiej jak się umie. Taką zasadą kieruję się w życiu.

Przed sezonem mówiło się, że ma pan oferty z warszawskiej Legii a także Wisły Kraków. Były to tylko spekulacje prasowe czy naprawdę było coś na rzeczy?

- Z Legią było tak, że byłem jednym z kilku kandydatów. Nie objąłem Legii, bo widocznie był lepszy trener. Z Wisłą natomiast byłem bardzo bliski podpisania kontraktu, ale zdecydowałem się zostać w Gdyni. Po rozmowie z prezesem Ryszardem Krauze zrozumiałem, że moje miejsce jest w Arce i muszę pomóc temu zespołowi. W karierze spotykałem się już z ciężkimi przypadkami i zawsze starałem się zrobić coś dla klubu, a nie pracować na swoją chwałę.

Mimo wszystko osiągnąć sukces z zawodnikami, jakich ma Wisła jest na pewno łatwiej niż z zawodnikami Arki. Miał pan ogromna szansę, której pan nie wykorzystał. Nie ma pan do siebie żalu o taką decyzję a nie inną?

- Nie, nie żałuję tego. Takie decyzje podejmuje się raz i później za nie się odpowiada. Podjąłem taką a nie inną decyzję, bo tak czułem wewnętrznie. Kiedy przychodziłem do klubu zespół był w trudnej sytuacji, nie wiedziałem też o korupcji. Zderzyłem się z przykrą rzeczywistością, ale pomagałem na tyle na ile mogłem. Widocznie moja misja się tu skończyła i należało zrobić zmianę. Przecież możliwe jest, że jeżeli objąłbym Legię, to Legia byłaby mistrzem a jeżeli zostałbym trenerem Wisły, to ten zespół byłby na przykład szósty. Pan Bóg zadecydował, że w Wiśle ma być Maciek Skorża i na szczęście dla tego klubu tak się stało. Wisła zdobyła mistrza i tego jej gratuluję. Do Legii przyszedł natomiast Janek Urban, którego bardzo cenię. Legia pod jego okiem gra bardzo fajną piłkę, szkoda, że są nieskuteczni.

Kiedy podjął pan decyzję o pozostaniu w Gdyni pisało się, że dostał pan sporą podwyżkę?

- Wielu dziennikarzy pisało, że zostałem w Arce dla pieniędzy. Niedawno pisało się dużo na temat moich zarobków w Gdyni i tak dalej. Te wszystkie informacje to zwykły stek bzdur, które piszą osoby, które widocznie mi czegoś zazdroszczą. A naprawdę nie ma czego. To, że jestem osoba publiczną w ich zdaniu pozwala mnie krytykować i oczerniać.

Nowym szkoleniowcem Arki został Robert Jończyk. Czy powierzenie kadry tak niedoświadczonemu trenerowi jest dobrym posunięciem?

- Życzę Robertowi aby zrobił awans do pierwszej ligi. Wierzę w to, że on tego dokona bo jest to człowiek w pewnym sensie skazany na to, żeby osiągnąć sukces. Wcześniej nie prowadził klubów jako pierwszy trener, ale już niedługo przekona się pan czemu postawiono właśnie na niego.

Komentarze (0)