Od kilku lat było jasne, że jego koniec jest bliski. W 2017 roku przyznał publicznie, że jest chory na nowotwór żołądka i przełyku. Zmarł w niedzielę. Przez wielu Bernard Tapie zostanie zapamiętany jako ten, który wyniósł francuską piłkę klubową na szczyt i zbudował potęgę Olympique Marsylia. Ale jednak nie można zapominać, że metody, jakimi to osiągnął, były nie do zaakceptowania.
Zaczynał od śpiewania
Tapie zaczynał jako sprzedawca telewizorów. Nie było z tego wielkich pieniędzy, dlatego wieczorami zabawiał bywalców paryskich klubów, śpiewając do kotleta i drinka. Dorobił się milionów w latach 70. i 80. Przejmował wówczas upadające firmy, przeprowadzał ich restrukturyzację, stawiał na nogi. Przykładem jest wielki producent baterii, Leclanche Wonder. To firma, którą kupił w 1984 roku - wówczas był już znaczącą personą w świecie biznesu - pozamykał fabryki, zwolnił 600 osób i za jakiś czas firma odbiła się o ponad 500 procent. Firmę sprzedał. Tapie czuł się świetnie w brutalnym świecie biznesu. W sumie, jak stwierdził w rozmowie z "Le Figaro", takich przedsiębiorstw zrestrukturyzował 41.
W 1987 roku kupił firmę Adidas za ok. 1,6 miliarda franków, w przeliczeniu na euro (wówczas jeszcze nie funkcjonowało) było to ok. 250 mln. Tapie wykorzystał moment. W 1987 roku po śmierci Horsta Dasslera, firma znalazła się w tarapatach. Była wręcz na pograniczu bankructwa. Tapie ją uratował. Trzeba przyznać, że poruszał się w biznesie świetnie.
Wielkie nazwiska i pieniądze w ogrodzie
Dla kibiców piłki jest jednak przede wszystkim właścicielem Olympique Marsylia, który doprowadził w 1993 roku do tytułu mistrza Europy. Drużyna Raymonda Goethelsa pokonała w finale wielki AC Milan, a decydującą bramkę strzałem głową zdobył Basile Boli.
W tamtym czasie klub z Marsylii stał się odpowiednikiem dzisiejszego PSG. Wyciągnięty gdzieś z dołów tabeli nagle zaczął piąć się w górę. W 1989 roku drużyna wygrała tytuł mistrzowski. Pierwszy z czterech kolejnych. Tak naprawdę z pięciu, ale o tym później. Na razie Tapie ściągał na południe Francji wielkie gwiazdy. Rudi Voeller, Chris Waddle, Enzo Francescoli, Marcel Desailly, Eric Cantona to tylko kilka nazwisk z brzegu.
Olympique wdrapał się na szczyt, ale okazało się, że Tapie za daleko poszedł z zasadą, że cel uświęca środki. W dochodzeniu prokuratorskim wyszło, że klub miał specjalny fundusz, około 6 milionów franków (na dzisiejsze 1,2 mln euro), na korumpowanie przeciwników i sędziów.
Tuż przed finałem Ligi Mistrzów w Monachium Olympique grał ze słabiutkim Valenciennes. Potem w ogrodzie ciotki jednego z zawodników tego klubiku, Christophe'a Roberta, znaleziono torbę z zawartością ok. 250 tysięcy franków. Klub z Marsylii skontaktował się z nim i dwoma innymi graczami, płacąc za wygranie meczu ale też za to, żeby zawodnicy Valenciennes FC nie wchodzili z piłkarzami Marsylii w fizyczną walkę, żeby nie spowodować ich kontuzji przed spotkaniem w Monachium.
Prokurator z Valenciennes, który prowadził sprawę, został któregoś dnia odwiedzony przez biznesmena, który zaproponował konkretną kwotę za umorzenie sprawy. Tapie zaryzykował i tym razem przegrał. Za korupcję i próby manipulowania świadkami został skazany na dwa lata więzienia. Ostatecznie spędził 165 dni za kratkami. Jego Marsylia została zdegradowana i jeszcze na chwilę się odbiła, ale już nigdy nie była taką potęgą.
Dla Tapiego był to koniec. Zakazano mu działalności w biznesie, pozbawiono funkcji publicznych. Miał jeszcze na tyle znajomości, że załatwił sobie... rolę w serialu. Ale jego przyjaciele przyznawali, że sam wie, że dogorywa.
"Umrę, ale miałem dobre życie"
W 2008 roku wydawało się, że jego dobra passa wróciła. Sąd orzekł, że jego transakcja sprzedaży Adidasa była mocno niedoszacowana czy nawet, że został oszukany, i wypłacono mu ze skarbu państwa odszkodowanie w wysokości 404 milionów euro. Spłacił długi, zainwestował w grupę wydawniczą i kupił nowy jacht, który nazwał symbolicznie "Reborn", a więc "Nowo narodzony".
W biznesie jednak mu nie szło już tak jak dawniej. W 2015 roku w jednym w wywiadów powiedział: "Jestem zrujnowany, nie mam nic". Wiele osób nie uwierzyło w te deklaracje, bo przecież Tapie lubił chlapnąć bez zastanowienia. A jednak okazało się to prawdą. Gdy w 2017 roku sąd uznał, że jednak musi zwrócić 404 miliony do skarbu państwa, był to jego koniec. W tym czasie posiadał ledwie kilka mieszkań na wynajem. To nic w porównaniu do początku lat 90. Lubił wtedy obnosić się swoim bogactwem. Miał wielką kamienicę w prestiżowej lokalizacji w Paryżu oraz szereg rezydencji na Riwierze Francuskiej, choć rzadko tam bywał, bo wybierał koktajle na swoim 72-metrowym jachcie.
W tamtym czasie był posłem do francuskiego parlamentu, a w 1994 roku dostał się do parlamentu europejskiego. Był kimś. Na zdjęciach zawsze elegancki, w stylowym szalu, w najlepszych garniturach.
Choć wszyscy wiedzieli, że nie jest z nim dobrze, do końca się uśmiechał. Gdy już jego nowotwór stał się sprawą publiczną, wyznał w rozmowie z "Le Monde": "Nie przeszkadza mi, że umrę. Miałem dobre życie. Musiałbym być szalonym, żeby nie być z niego zadowolonym".
Jego koniec był jednak marny. Nawet gdy był już ciężko chory i rzadko wychodził z łóżka, prokuratorzy domagali się dla niego 5-letniego wyroku i grzywny w wysokości 300 tysięcy euro za różne oszustwa finansowe. W środę, 6 października, sąd miał wydać wyrok w tej sprawie. Tapie nie musi się już tym martwić.
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)