Dariusz Tuzimek: Zostawia Legię jak stary traktor, w szczerym polu, rozkręconą i poobijaną

Czesław Michniewicz zostawia po sobie spaloną ziemię. Przed nim żaden trener nie doprowadził do tak totalnego rozkładu drużyny z Łazienkowskiej. I to pod każdym względem: sportowym, taktycznym, fizycznym, etycznym.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Czesław Michniewicz PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Czesław Michniewicz
Kiedy ponad rok temu Michniewicz został z dnia na dzień trenerem Legii, napisałem złośliwie - wcale tego nie ukrywam - że Dariusz Mioduski "nie jest w stanie niczym mnie już zaskoczyć. Nawet gdyby postanowił się samodzielnie wystrzelić w kosmos, niczym radziecki pies Łajka". Byłem poruszony tą fatalną decyzją prezesa Legii.

Nie wiem, jak tak doświadczony biznesmen, którego trzeba szanować za jego osiągnięcia i za to, że wykłada własne pieniądze na klub, dał się aż tak nabrać. Pisałem ponad rok temu:

"Panu Dariuszowi gratulujemy doradców. Zachodzimy w głowę, w jaki sposób uległ czarowi specjalisty od dzwonienia do "Fryzjera" (711 udowodnionych przez prokuraturę połączeń). Pewnie ujął pana Mioduskiego opowieścią o tym, jak to zdołał zadzwonić do Ryszarda F. nawet w przerwie meczu drużyny, którą wtedy prowadził (Lech). Taki spryciula... Ale nadal nie wiemy, w jaki sposób pan Dariusz zdusił w sobie poczucie zażenowania przed taki ruchem?

Nie przychodzi nam nic innego do głowy niż to, że prezes z Łazienkowskiej zachwycił się geniuszem znanej taktyki "Czesława 711", który stawia we własnym polu karnym "autokar". Tak, tak. To się będzie kibicom Legii w końcu podobać. Co tam jakieś marne 7:0 Vukovicia z Wisłą Kraków...

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Oryginalna akcja zespołu Piotra Zielińskiego

Na pewno będzie też ciekawiej. Może w odcinkach na stronie Legii będzie emitowana ta opowieść, jak to Michniewicz dzielił w autokarze dolary między zawodników, siebie i sztab trenerski. Nowy trener Legii co prawda już to opowiadał w prokuraturze, ale teraz jakby to dali w jego własnym wykonaniu, np. przy kominku, to będzie to hit internetu. Być może "Czesław 711" przypomniał już sobie, ile dolarów komu wtedy dał, bo przed prokuraturą zasłonił się niepamięcią i tym, że - jak sam zeznał - był wtedy pijany".

Michniewicz został zwolniony. Ale według mnie jest osobą, która nie powinna być nigdy w Legii zatrudniona. Dlaczego? Bo dla wielu ludzi w Warszawie Legia to bardzo ważna instytucja. To miłość do barw i klubu, kwestia wartości: tradycji, honoru, prawości. Michniewicz - z grubą rysą na życiorysie - pasował tu jak pięść do nosa. Zatrudnienie go przy Łazienkowskiej było jak grzech pierworodny. Na takiej konstrukcji nie da się zbudować nic wartościowego. Właściciel Legii - przyciśnięty ponad rok temu widmem finansowej klęski - poszedł na takie kompromisy, których zawierać nie wolno. Szczególnie jeśli jest się odpowiedzialnym za projekt, który budzi takie emocje tysięcy ludzi.

Niestety, naiwność i niewiedza ludzka zawsze była wykorzystywane. Jeszcze kilka tygodni temu Michniewicz opowiadał na konferencji, że on nie panikuje, bo wiosną jego drużyna będzie wygrywała seryjnie. Nieźle to dzisiaj brzmi, prawda?

Każdy może poczytać na blogu "Piłkarska Mafia" Dominika Panka zeznania Michniewicza przed prokuraturą np. o zamroczeniu alkoholem. Więc gdy teraz środowisko protektorów wysyła w świat plotkę, że trener - nie zabierając do Gliwic czterech piłkarzy - walczył z grupą bankietową w drużynie, to mogę się jedynie kpiąco uśmiechnąć.

A jakie owoce dla Legii przyniósł ten niewątpliwy geniusz taktyki i współczesnej myśli szkoleniowej? Ileż się trzeba było nasłuchać o tym znakomitym systemie z trzema stoperami i dwoma wahadłowymi! Łoj! Było to przedstawiane jak coś na miarę wynalezienia koła. A w praktyce ograniczało się do tego, że tak długo, dopóki Juranović i Maldenović trafiali w głowę Pekharta, system działał, a trener był wielki. Gdy przestali trafiać Pekharta, to i trener niczego nie był w stanie wymyślić. I to mając drużynę z grube miliony euro.

Od pół roku w lidze nie działało już nic. Ani trójka w obronie, ani czwórka, ani nic innego. Legia stała się chłopcem do bicia i pośmiewiskiem ligi. A trener nadal miał dobrą prasę, bo w pucharach - gdzie wrócił do swojego dania firmowego, czyli obrony autobusem - fart mu sprzyjał. Ale na końcu suma szczęścia równa się zero. Michniewicz miał spokój od mediów. Jakoś go nie pytali ani o mroczną przeszłość, ani fatalną teraźniejszość. Jego w klubie już nie ma, ale Legia długo będzie ponosić konsekwencje zatrudnienia takiego gospodarza.

Brawa dla Dariusza Mioduskiego, że drugi raz nie dał sobie nawinąć makaronu na uszy i nie przedłużył kontraktu z Michniewiczem. Choć oczywiście takie podchody były. Bo przecież - jak przekonywano - awansował do Ligi Europy. Jakby to był kosmos nieosiągalny dla polskich klubów, choć zaledwie rok wcześniej w tej samej Lidze Europy grał Dariusz Żuraw z Lechem.

Dało się nawet przeczytać w wywiadach z Michniewiczem, że miał wcześniej oferty z Rosji i nie wyklucza kontynuowania tam kariery. Czego mu szczerze życzę.

Michniewicz miał wprowadzić drużynę Legii na wyższy poziom. Zostawia ją jak stary traktor, w szczerym polu, rozkręconą i poobijaną. Na koniec wyrzucił czterech piłkarzy, jakby przebił opony traktora, który sam zrujnował. Ot, żeby mieć pewność, że nikt z tego pola szybko nim nie odjedzie i będzie tam musiał zgnić przez zimę. Pięknie się pożegnał. W swoim stylu, z przytupem.

Niestety, nie mam dobrych wiadomości dla prezesa Mioduskiego. Klęska, jakiej doznał, ma wymiar nie tylko sportowy. Myślę, że w najbliższym czasie właściciel Legii sporo o sobie i swoim stylu zarządzania przeczyta. Nie w oficjalnych wypowiedziach Michniewicza oczywiście. Ale tak się jakoś będzie dziwnie składać, że "dobrze poinformowani dziennikarze" będą wyciągać kolejne trupy z szafy. To tylko kwestia czasu.

Warto prześledzić, co mogli o sobie przeczytać poprzedni pracodawcy Michniewicza np. z Niecieczy czy Pogoni Szczecin, gdy już trenera zwolnili. Lektura bardzo pouczająca i przestroga dla wszystkich. Pouczające może też być prześledzenie medialnego "skakania" po byłym asystencie Michniewicza w Lubinie Rafale Ulatowskim. Swego czasu zrobiono z niego wzorzec nielojalności, bo odważył się wziąć Zagłębie, gdy zwolniono tam Michniewicza.

Za karę Ulatowski przez całe lata musiał czytać o sobie - w portalu zaprzyjaźnionym z Czesławem 711 - przykre rzeczy. Chcecie kilka przykładów? Niestety, muszę się ograniczyć jedynie do tytułów, bo reszta jest obrzydliwym topieniem Ulatowskiego w szambie: "Ulatowski wyrżnął o dno. Nie mamy serca się pastwić", "Naiwność kontra doświadczenie. Baniak masakruje Ulatowskiego"; "Ziemia do Ulatowskiego: tracimy kontakt"; "Lechia i Ulatowski, czyli romans bardzo niepoważny"; "Bezsensowna paplanina Rafała Ulatowskiego"; "Rządzą działacze a nie Ulatowski?"; "Ulatowski, Kulawik - kolejni nieszczęśnicy"; "Odra Wodzisław skarży się na Ulatowskiego"; "Ulatowski, co ty opowiadasz?"; "Rafał Ulatowski robi z nas wszystkich idiotów. Smutne"; "Przykre, ale Ulatowski coraz bardziej wariuje"; "Ulatowski fiksuje od nadmiaru pracy. Szuka reprezentantów w trzeciej lidze!"; "No i już nie wiadomo, czy zgłupiał Ulatowski, czy jednak dziennikarz".

Wystarczy tego. Już wystarczy.

Dariusz Tuzimek

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×