Dwumecz z włoskim SSC Napoli w Lidze Europy pokazał, że Legia Warszawa to dziś zlepek przypadkowych zawodników. I nie chodzi o to, że Legia dwa razy wyraźnie przegrała (w Neapolu 0:3), bo tego można się było spodziewać. Chodzi o to, że drużyna mistrza Polski nie ma żadnego pomysłu na grę poza kontratakiem. A to oznacza, że jest skrajnie przewidywalna.
W czwartek w Warszawie rywale strzelali na bramkę Legii 27 razy. Mistrzowie Polski oddali strzałów - 6. Strzały celne: 1:11. To przepaść.
Od momentu zdobycia bramki prze warszawian w 10. minucie meczu Legia właściwie tylko się broniła i liczyła, że uda się jakoś tę wygraną dowieźć. W sumie mądra taktyka, ale też pokazująca potencjał drużyny. A w zasadzie jego brak.
To jest drużyna źle zbudowana, źle skonstruowana. Brakuje zawodnika czy zawodników w środku pola, którzy są w stanie przytrzymać piłkę, ale też zrobić przewagę, dać kluczowe podania. Takiego piłkarza jakich ma Lech Poznań – Joao Amarala czy Dani Ramireza.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity pocisk! Bramkarz stał jak zamurowany
Legia ma Portugalczyków Andre Martinsa czy Josue, obaj dobrzy technicznie, ze zmysłem gry zespołowej, jednak niestety nie grający przesadnie do przodu, zdobywający teren, asystujący. Cały pomysł Legii na grę to dziś wyjście z szybkim atakiem z wykorzystaniem takich zawodników jak Ernest Muci czy Lirim Kastrati, ewentualnie Filip Mladenović, który przy pomocy jednego prostego zwodu mają wykreować korzystną sytuację bramkową. Tak stało się w meczu z Napoli, ale niestety w tym sezonie Mladenović gra poniżej możliwości. Podobnie jak inni zawodnicy. Czy to jego wina, czy wynika z braku pomysłu na zbudowanie akcji przez Legię? Raczej to drugie.
On i jego koledzy potrzebują miejsca. Legia dziś nie jest w stanie zagrać w szybko i kombinacyjnie na małej powierzchni. Dlatego, jeśli drużyna przeciwna blokuje możliwość wyjścia z kontrą, Legia traci jedyne atuty. Tak stało się w meczu z Napoli. Przewaga wyszkolenia indywidualnego gości była kolosalna.
Mimo to przy dobrej organizacji gry można zawsze jakieś punkty z potentatami zdobyć i to się udało w meczach ze Spartakiem Moskwa i Leicester City (dwa razy po 1:0). Przy okazji ponownie przekonaliśmy się, że były już trener Czesław Michniewicz jest królem gry defensywnej. Tyle tylko że z kolei w meczach PKO Ekstraklasy, gdzie Legia powinna dominować, trener nie miał nic do zaoferowania.
Inaczej gra się w Europie, gdzie bronisz się, wychodzisz z atakiem i masz przed sobą kilkanaście metrów wolnej przestrzeni, a inaczej w lidze krajowej, gdzie to ty musisz konstruować, rywale zagęszczają boisko i trzeba budować akcję na minimalnej powierzchni. Legioniści tego nie potrafią.
Warszawscy zawodnicy nie potrafią bezpiecznie i skutecznie wprowadzić piłkę do gry. Stoperzy są tylko typowymi graczami do destrukcji. A to oznacza, że defensywni zawodnicy nie są w stanie zrobić przewagi, w rozegraniu ograniczają się do szybkiego "przegrywania" piłki z lewej strony boiska na prawą i odwrotnie. Drużyna potrzebuje przebudowy albo co najmniej znaczących wzmocnień o kreatywnych zawodników.
Jeszcze jedna rzecz mocno rzuca się w oczy. Od lat Dariusz Mioduski, właściciel Legii, mówił, że fundamentem klubu jest akademia. W ośrodek treningowy Legia Training Center wpompowano gigantyczne kwoty, ponad 100 milionów złotych. Miał być to model biznesowy Legii – produkcja i sprzedaż. Na razie jednak Legia poszła w inną stronę. Chce ściągać zawodników ze wschodu i z południa, być dla nich trampoliną. Stąd tacy zawodnicy jak Muci, czy Kastrati.
W czwartek mieliśmy pewnego rodzaju demonstrację. Przy stanie 1:3, gdy nie było już szans na nic, trener Marek Gołębiewski mógł wpuścić któregoś z młodych chłopaków. Pokazać im: ja dostałem szansę od klubu, więc wy dostaniecie ode mnie. Kiedyś Piotr Stokowiec wprowadzał regularnie na boisko młodych Pawła Wszołka i Łukasza Teodorczyka. Jeden z dziennikarzy zapytał, czy nie boi się, że nie dadzą rady, zawalą mecz. Stokowiec spojrzał z politowaniem i odparł: "Jak miałbym wymagać od chłopców odważnej gry, gdybym sam nie miał odwagi jako trener?".
Gołębiewski nie zaryzykował. I to też pokazuje w jakiś sposób, że zmienia się – po raz kolejny – strategia klubowa. Brakuje tu jednej spójnej koncepcji. Na boisku i w biurach klubowych brakuje rozgrywającego.