Kacper Tworek był piłkarzem klubu KS Prawobrzeże Świnoujście. Do tragicznego wypadku z jego udziałem doszło 4 listopada. Kilka godzin po godz. 22 na statek spadła kabina suwnicy, w której znajdował się zawodnik.
Akcja ratunkowa trwała aż 16 godzin. Niestety, życia mężczyzny nie udało się uratować.
- O wypadku dowiedziałam się przez Facebooka, przez Messengera. Za pięć siódma rano, od kolegi. Od pracodawcy nikt nie zadzwonił - żali się w rozmowie z interwencja.polsatnews.pl pani Ewelina Tworek, mama Kacpra.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski opuścił konferencję prasową na gali Złotej Piłki. Zdradzamy dlaczego!
Ostrych słów nie szczędzi koleżanka Kacpra. - Było bardzo wietrznie, deszczowo, o godzinie 18 dostaliśmy alerty, żeby zabezpieczyć wolnostojące rzeczy. On nie powinien w ogóle pracować na tej suwnicy w taką pogodę. Ten, kto go tam wysłał, wysłał go na pewną śmierć - zaznacza Mariola Jadecka, cytowana przez ten sam portal.
Różne relacje wskazują na to, że feralnego dnia warunki atmosferyczne utrudniały pracę. Były alerty RCB o silnym wietrze, a ponadto pojawiły się ostrzeżenia o sztormowaniu.
Członkowie rodziny tragicznie zmarłego Kacpra mają duże zastrzeżenia dotyczące akcji ratunkowej. - Strażacy nie mogli dotrzeć do mojego syna, pogotowie nie mogło dotrzeć do mojego syna. Bo co pogoda nie odpowiadała? A pracować mógł? - pyta Ewelina Tworek.
- Dostaliśmy akt zgonu brata, gdzie na akcie zgonu jest napisane 22:10. Ja chciałbym się dowiedzieć, skąd oni wiedzą, że nastąpił o godzinie 22:10? Czy był tam jakiś lekarz u niego? - zastanawia się z kolei Michał Kardyś, brat zmarłego 22-latka.
Rodzina twierdzi, że "na miejscu po prostu nic się nie działo". - Mamy nagrania, gdzie strażacy, wszyscy sobie siedzieli w autach - podkreśla Kardyś.
Anonimowi pracownicy zaznaczają z kolei, że przy takich warunkach ludzie w porcie po prostu nie pracują.
Czytaj także:
> Kadrowicz Adama Nawałki rozwozi owoce i warzywa. "Bywam marudny"
> Cristiano Ronaldo przebił magiczną granicę. Ta liczba robi wrażenie