Kamil Kuczak to wychowanek Wisły Kraków, dla której w sezonie 2015/16 zagrał cztery razy w ekstraklasie. Postrzegany był wówczas jako duży talent w drużynie "Białej Gwiazdy". Pod koniec poprzedniego sezonu po jednym z meczów Garbarnii Kraków, jego obecnej drużyny, zauważył coś niepokojącego.
- To był lekki ból jądra, trochę go zbagatelizowałem. W kolejnych dniach ten specyficzny ból nie ustawał, do tego wyczułem lekkie grudki na jądrze. Żona zmusiła mnie, bym się przebadał. Okazało się, że to nowotwór - opowiada Kuczak w poruszającym materiale klubowej telewizji.
Szybkie przerzuty
Zawodnik był zdziwiony, że jest chory, mimo iż ma dopiero 25 lat. Tym bardziej że od zawsze prowadził się profesjonalnie. - To był ogromny szok. Żona miała za chwilę rodzić i zastanawiałem się, co ze mną będzie - opowiada. - Lekarz uspokajał, że przy szybkiej diagnozie rak jąder jest do pokonania - wraca wspomnieniami piłkarz.
Szczęście w nieszczęściu, że zawodnik nie zwlekał z decyzją. Każdy dzień był bardzo istotny w kontekście rozwoju choroby. - Dwa tygodnie od postawienia diagnozy miałem operację, a przez ten czas rak zdążył już zaatakować płuca - komentuje. - To nowotwór, który bardzo szybko atakuje inne organy. Wczesne wykrycie jest tu kluczem - podkreśla.
Płacz szczęścia
Piłkarz natychmiast przerwał karierę. Od momentu odejścia z Wisły Kraków w 2016 roku występował pół roku w I lidze, w Kluczborku, a następnie w III lidze - w Pelikanie Łowicz. Później trafił do Sokoła Oświęcim (III liga), a od trzech sezonów gra dla Garbarnii Kraków - drużyny z II ligi.
Od maja do grudnia tego roku Kuczak nie rozegrał jednak żadnego meczu. - Musiałem na jakiś czas zrezygnować z piłki. Szczerze, to nawet o niej nie myślałem - zwierza się. - Miałem dwie chwile załamania: na początku i w momencie, gdy lekarz powiedział, że są przerzuty. Otrząsnąłem się jednak i stwierdziłem, że potraktuję raka jak kontuzję. Pokonam go i wrócę do normalnego życia. Powiedziałem sobie: "Mam misję do wykonania. Muszę wychować dziecko" - mówi.
Piłkarz był leczony chemią, po operacji mógł liczyć na wsparcie bliskich i klubu. - Żona, będąc w siódmym miesiącu ciąży, zmieniała mi opatrunek, rodzice robili zakupy, pomagali w sprzątaniu. Klub wspomagał mnie finansowo - wylicza Kuczak.
Nigdy nie zapomni momentu sprzed szpitala. - Gdy sprawdzałem wynik kolejnych badań i okazało się, że nowotwór udało się pokonać, to - nie ukrywam - płakałem jak dziecko na ławce przed szpitalem - opowiada. Po siedmiu miesiącach wrócił na boisko. W grudniu wystąpił w meczu Pucharu Polski z Lechem Poznań (0:4), a także w spotkaniu ligowym z Wisłą Puławy (2:1).
Jasny apel
Nowotwór jądra atakuje najczęściej młode osoby, głównie w przedziale wiekowym od 25. do 30. roku życia. Kuczak ma po swoich doświadczeniach jasny komunikat.
- Mam nadzieję, że mój przykład da innym do myślenia. Jestem przecież młodą osobą, sportowcem, dbam o siebie. Okazuje się, że to może dopaść każdego. Warto się badać, to nic nie boli. Poza tym można to zrobić samemu. Jeszcze raz powtórzę: wczesne wykrycie daje szansę na całkowite wyleczenie - kończy piłkarz. A w lutym czeka go najbliższa kontrola.
Matty Cash "uwolniony". Zachwyty nad kadrowiczem
Barcelonie grozi katastrofa. Los Katalończyków w nogach "Lewego"