Po tym, jak w niedzielę grupa chuliganów napadła na piłkarzy Legii Warszawa, klub znalazł się w trudnej sytuacji. Wydał co prawda oświadczenie, ale z niego niewiele wynika. - Co może zrobić klub? Musi podjąć drastyczne kroki - twierdzi Marcin Samsel, ekspert ds. bezpieczeństwa, współpracujący z UEFA i PZPN.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Trochę w głowie się nie mieści, że w ogóle mogło dojść do takiej sytuacji.
Marcin Samsel: Przede wszystkim mamy tu nieścisłość tego, co mówi Legia, ze stanowiskiem policji.
Policja powinna eskortować autokar do ośrodka? Bo według naszych wiadomości przez ostatnie 30 kilometrów nie było takiej eskorty. Ale są tu sprzeczne stanowiska.
Nie spotkałem się z taką praktyką. Normalne jest, że policja eskortuje autokar do wyjazdu na główną drogę, żeby zachować płynność ruchu, żeby nikt nie rzucał kamieniami i tak dalej. Ale zwykle w pewnym momencie zaprzestaje eskorty.
I co wtedy musi zrobić klub, jeśli ma obawy, że może dojść do przykrych sytuacji?
Przede wszystkim klub powinien mieć świadomość sytuacji i zatrudnić dodatkową ochronę. Na świecie jest to normalne. Tak jak PZPN zapewnia ochronę piłkarzom kadry.
ZOBACZ WIDEO: Jest na ustach całego świata. Co za gol!
A co teraz może zrobić klub?
Na początek postawić jasno granicę. Tymczasem Legia wydała takie oświadczenie, żeby nie powiedzieć za wiele.
Może się boją.
Możliwe, ale tu trzeba działać konkretnie. Pokazać, że jest granica, której nie można przekroczyć. Możesz krzyczeć, lżyć, wywieszać transparenty, ale w momencie, gdy stosujesz przemoc fizyczną wobec zawodników, to już jest bardzo poważna sprawa. Kiedyś mówiłem Bogusławowi Leśnodorskiemu a potem Dariuszowi Mioduskiemu, że nie istnieje coś takiego jak "układ z kibicami". Jak pójdziesz z nimi na układ, to przegrasz. I zobaczmy, jak to się kształtuje. Kiedyś Jakub Rzeźniczak dostał w twarz. Wtedy klub nie wstawił się za nim i on właściwie przepraszał, że został uderzony. Potem na parkingu zawodnikom "wypłacono liścia". I co zrobił klub? Nic albo niewiele. Teraz poszły w ruch pięści i łokcie. Są już jakieś obrażenia. Co robi klub? Wydaje niewiele znaczące oświadczenie. Granica jest przesuwana za każdym razem. Następnym razem grupka wejdzie do autokaru i po prostu pobije wszystkich łącznie z trenerami. I tak to się skończy, bo chuligani widzą, że mogą sobie na to pozwolić, nie ma żadnej reakcji. Długo czekaliśmy też na oświadczenie PZPN i Ekstraklasy.
A jak już wyszło, to też jest to typowe tupnięcie nogą.
Można tak powiedzieć.
Ale z drugiej, strony rozumiem właściciela. To nie jest wielki magnat, który przylatuje na mecze śmigłowcem, tylko regionalny biznesmen, każdy może się dowiedzieć gdzie mieszka.
Owszem, ale to nie zmienia faktu, że przejmując klub, musi tę granicę postawić.
Zmierzam do tego, że tu musi wejść państwo.
Chcesz zmian? To zacznijmy grać zespołowo. Jak w piłce nożnej. Zmiany w prawie. Zmiany w kompetencjach i roli policji. Zmiany w kwestiach odpowiedzialności organizatorów meczów i klubów w kwestiach bezpieczeństwa. Wzmocnienie struktur policji do zwalczania przestępczości na stadionach. Zwiększenie nadzoru państwa i samorządów nad bezpieczeństwem imprez sportowych. Zmiany w nadzorze i odpowiedzialności PZPN i ESA nad rozgrywkami, w tym zmiany w systemie kar dla klubów i zasad wymogów w kwestii bezpieczeństwa na meczach i w klubach. Zmiany w wymianie informacji, bazach klubowych, zakazach stadionowych w tym również zmiany prawne. Dlaczego nikt tego nie zrobi? Ryzyko, pieniądze, potencjalne problemy, czas na to potrzebny - miks tych elementów to spadająca motywacja do przeprowadzenia zmian.
No właśnie, dlaczego nikt tego nie zrobi?
Po meczu Legii z Borussią Dortmund byłem na komisji sejmowej. Posłowie się odgrażali, jak to oni teraz wszystko załatwią. Szybko temat ucichł. Nikomu się nie chce, a policji też nie jest potrzebna dodatkowa praca.
A na Zachodzie sobie poradzili?
Wbrew temu, co sugeruje część kibiców, tak. W Anglii, Niemczech, Holandii wprowadzano systemowe rozwiązania. Oczywiście nie da się ukryć, że problem wraca, również w piłce międzynarodowej. UEFA jest w głębokim kryzysie i sama sobie nie radzi z bezpieczeństwem na stadionach w Europie i nadzorem nad tymi kwestiami. Widać to było na EURO 2020. Mają problem i nie wiedzą, jak się za niego zabrać. Nie reagowali odpowiednio i kompleksowo na pierwsze incydenty na meczach. Nie było zmian w klubach i systemie stewardingu. W tym czasie chociażby przez kibiców z Europy Środkowo-Wschodniej masowo na meczach zaczęła pojawiać się pirotechnika i nie postawiono granicy. Dziś mamy eskalację.
Wracając na nasz rynek, co może zrobić klub?
Klub musi podjąć drastyczne działania. Na przykład zamknąć stadion na jeden mecz. Albo zostawić tylko dla karnetowiczów. Spotkać się z kibicami, ale nie żeby z nimi negocjować, a przedstawić stanowisko i zasady na stadionie, który należy do klubu. To na początek.
A przychody z dnia meczowego?
Nie wiemy, co ma w umowie Mahir Emreli, ale warto zauważyć, że klub nie zapewnił mu bezpieczeństwa w miejscu pracy. Gdyby dostał na ulicy albo w dyskotece... ale autokar był miejscem pracy i to każdy sensowny prawnik wykaże. A to zawodnik, na którym klub chciał zarobić kilka milionów euro. Więc proszę położyć to na szali ze stratami z niesprzedanych napojów i hot-dogów. Na pewno klub musi dać jasno do zrozumienia piłkarzom, że jest po ich stronie.
Mam wrażenie, że klub jest zakładnikiem chuliganów a środowisko kibicowskie też jest za słabe, żeby cokolwiek z tym zrobić. Więc daje przyzwolenie.
Tak, zauważyłem, choćby ta "kartoniada" z napisem "Jazda z kur..." na meczu ze Spartakiem w Lidze Europy. To wielki wstyd dla klubu.
Klub mówi, że nic o tym nie wiedział.
Czy to możliwe, że ktoś wwozi paletę na teren klubu a ty jako organizator nie wiesz, co się tam znajduje? Proszę przestać wierzyć w bajki.
Były też podobne przypadki na Zachodzie. Choćby atak chuliganów na zawodników Sportingu Lizbona.
Oczywiście, ale Sporting odciął się od tego dość mocno i pomógł ustalić sprawców. Zostali oni zatrzymani. Legia też to powinna zrobić. Ale mam wątpliwości, czy rzeczywiście chce. Ewentualna współpraca pokaże nam, czy jesteśmy bliżej Zachodu czy krajów trzeciego świata.