Polak walczy o drugi cud. Chce wystartować w Pekinie

Materiały prasowe / Rehasport / Na zdjęciu: Mateusz Sochowicz
Materiały prasowe / Rehasport / Na zdjęciu: Mateusz Sochowicz

Omal nie zginął. Po dramatycznym wypadku niemiecki trener rozmawiał z nim jak z duchem. Ale saneczkarz Mateusz Sochowicz przeżył, a teraz walczy o start na igrzyskach. Właśnie zaczął drugi etap rehabilitacji. Wszystko po to, aby dokonać niemożliwego.

W tym artykule dowiesz się o:

Wypadek z 8 listopada odbił się szerokim echem na całym świecie. Jak uznała Międzynarodowa Federacja Saneczkarska, był spowodowany błędem ludzkim. Podczas próbnego przejazdu 25-latka na olimpijskim torze saneczkarskim w Chinach, doszło do uderzenia w ścianę. Oddzielała ona połączenie toru męskiego z tym dla pań. Wszystko wskazuje na to, że obsługa toru po prostu zaspała i nie zdjęła przeszkody z trasy.

Wyjątek od reguły

- Historia zna już przypadki wjazdu w przeszkody na torze przy podobnej prędkości. Zazwyczaj kończą się w jeden sposób - śmiercią. Mało jest wyjątków od reguły. Wierzę, że wydarzyło się tam coś takiego, co normalnie nie powinno mieć miejsca i dzięki temu przeżyłem. Ale nie wiem, co. Na pewno moja reakcja też pomogła potoczyć się sprawom w ten sposób - przyznał Sochowicz w rozmowie z WP SportoweFakty.

Polak cały czas był przytomny. Adrenalina zaburzyła jego koncentrację, ale był świadomy. Obsługa toru po wypadku chciała wejść z pomocą, ale nie mieli kolców. Omal nie wywrócili się na Polaka.

ZOBACZ WIDEO: Były skoczek komentuje słowa oburzonego Małysza. "Dzisiaj kombinezony są na limicie"

- Później był przejazd karetką z toru do szpitala, co trwało chyba z pół godziny. Mogę jednak stanąć w ich obronie: kolega z USA, Chris Mazdzer, też miał problemy na torze i też zabierała go karetka. Mówił, że chyba kierowcę rajdowego zatrudnili, bo w 10 minut byli w szpitalu. Obsługa chińska ćwiczyła też podnoszenie człowieka z toru, by zapobiec takim sytuacjom - wspomina Sochowicz w najnowszej informacji prasowej.

Cud polega na tym, że Polak doznał "tylko" złamania rzepki, ma dziurę do kości w prawym podudziu i małą, ale głęboką ranę w łydce. Poza tym doskwiera mu ból pleców. Operacja, którą przeszedł po wypadku, trwała cztery godziny.

Wywalczyć Pekin

Choć wydaje się to niemożliwe, w poniedziałek w poznańskiej klinice Rehasport rozpoczął drugi etap rehabilitacji. Walczy z czasem wspólnie z fizjoterapeutą Łukaszem Jaworskim. Plan jest taki, że Sochowicz wystartuje w styczniowym Pucharze Świata i postara się o olimpijską kwalifikację. Zdaniem specjalistów to realne.

- Z dnia na dzień jest postęp, staramy się go przyspieszyć, ale nie zawsze jest to możliwe. Dziś kolano się trochę zbuntowało i mówi: chłopaki, wczoraj przegięliście. Dzisiaj więc mamy delikatny masaż, później idę na basen, żeby trochę ruszyć to kolano, ale w mniejszych obciążeniach - opisuje swój dzień Polak.

A jeśli nie uda się zdążyć na igrzyska? Sochowicz, cytowany przez klinikę, twierdzi, że nie będzie to dla niego tragedia. Zyska więcej czasu na rehabilitację i przygotowania do kolejnego sezonu.

Reprezentantowi Polski został tydzień rehabilitacji. Potem odpoczynek. W tym czasie organizm da odpowiedź, czy Sochowicz może walczyć o start w igrzyskach olimpijskich. Impreza zaczyna się 4 lutego.

Zakażony koronawirusem trener pokazał widok z okna. Nie jest dobrze >>
Co ze zdrowiem Kamila Stocha? Mamy nowe informacje od lekarza kadry >>

Komentarze (0)