W końcówce grudnia Paulo Sousa zerwał kontrakt z PZPN i wybrał pracę we Flamengo Rio de Janeiro. Od tego czasu reprezentacja Polski pozostaje bez selekcjonera. Prezes PZPN wciąż nie wybrał nowego trenera, który poprowadzi Biało-Czerwonych w barażach o miejsce na mistrzostwach świata 2022.
Kandydatów do objęcia funkcji selekcjonera jest kilku, a największe szanse daje się Adamowi Nawałce i Andrijowi Szewczence. Dariusz Dziekanowski zauważył, co w ostatnich latach w kadrze nie funkcjonowało tak, jak powinno. Były piłkarz ma nadzieję, że zmieni to Cezary Kulesza.
"Nie powinno się przesadzać z liczbą stałych współpracowników i ich zarobkami. Moim zdaniem dwóch asystentów i analityk to optymalne grono trenerów pracujących na stałe z selekcjonerem. Dla pozostałych osób powinna to być praca zadaniowa" - napisał w felietonie Dziekanowski.
ZOBACZ WIDEO: PZPN oferował pracę Engelowi? Były selekcjoner mówi wprost
Były reprezentant Polski uderzył w Zbigniewa Bońka, który zatrudnianym przez siebie selekcjonerom pozwalał na zbudowanie licznych sztabów szkoleniowych.
"Niestety, podczas kadencji Adama Nawałki, a później także Paulo Sousy, były szef PZPN Zbigniew Boniek dał przyzwolenie na pewnego rodzaju rozpasanie. Nie dość, że obu pozwolił na rozbudowanie sztabów do bezzasadnie wielkich rozmiarów, to w przypadku Portugalczyka zgodził się dodatkowo, by ten otoczył się jedynie rodakami. A było ich ośmiu" - dodał.
Jego zdaniem trener przygotowania fizycznego czy trener bramkarzy w kadrze pełnią rolę konsultantów i nie powinni zarabiać dziesiątek tysięcy złotych.
"Należałoby sobie zadać pytanie, czy za taką ograniczoną pracę powinni pobierać z PZPN kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie? "Pod prądem" przez cały czas musi być wąska grupa: selekcjoner plus dwóch, maksymalnie trzech współpracowników" - zakończył Dziekanowski.
Czytaj także:
Antyfutbol na kartoflisku w Mediolanie. Hit Milanu z Juventusem zawiódł na całej linii
PSG gromi, mnóstwo bramek w niedzielnych meczach