To był bardzo szczery wywiad. Edi Andradina opowiadał w nim m.in. o bardzo trudnym dzieciństwie, gdzie doświadczył patologii i przestępstw.
Na ulicach Brazylii narkotyki były wtedy codziennością, wielu jego kolegów brało udział w sprzedaży, co najczęściej kończyło się śmiercią. Andradina przyznał, że z jego grupy kolegów z dzieciństwa żyje... tylko jeden!
- Kiedy mieli 11 czy 12 lat, chcieli zarabiać pieniądze i szli do szefa tego biznesu, a ludzie wokół potrafili być okrutni - zaznaczył w wywiadzie z "Przeglądem Sportowym".
Okazuje się, że piłkarz sam był gotów zastrzelić drugiego człowieka. Nawet już przygotował pistolet ojca, ale... ktoś go uprzedził.
- Pewnego dnia, gdy byłem niewiele starszy, grałem w piłkę z kolegami i uderzyłem jednego chłopaka, Ramisa. On wtedy powiedział, że mnie zabije. [...] Znalazłem w domu pistolet ojca i byłem gotowy go zastrzelić. Stwierdziłem, że jeśli go nie zabiję, to on lada dzień mnie znajdzie. Okazało się jednak, że niedługo po naszej sprzeczce na boisku ktoś inny go zabił - zdradził.
- Raz jechałem z bratem motorem i on strzelił do członka grupy, która groziła mu śmiercią. Za drugim razem byłem na imprezie, nagle usłyszałem hałas i chwilę później zobaczyłem twarz mojego znajomego. Dostał kulę w głowę - powiedział.
Edi Andradina przyjechał do Polski na początku 2005 roku. Przez pięć lat reprezentował Pogoń Szczecin, a przez cztery lata Koronę Kielce. Brazylijczyk wystąpił w 186 meczach w ekstraklasie, strzelił 45 goli, a przy 40 asystował. Profesjonalną karierę zakończył w klubie ze Szczecina i jest jednym z dwóch piłkarzy, których numer na koszulce został zastrzeżony.
Zobacz także:
Mbappe cudotwórcą PSG. Wymęczona wygrana w hicie Ligi Mistrzów
Trener Realu pod wrażeniem Mbappe. "Jest nie do zatrzymania"
ZOBACZ WIDEO: Miliony obejrzały filmik "Ibry". Nic dziwnego!