[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Czy zawieszenie Rosji w prawach członka FIFA i uniemożliwienie jej walki o mundial w Katarze z Polską byłoby bolesną sankcją za inwazję na terytorium Ukrainy?[/b]
Marcin Samsel, ekspert do spraw bezpieczeństwa podczas imprez sportowych, wykładowca WSAiB w Gdyni: Byłoby, bez dwóch zdań, bolesnym policzkiem dla Rosjan. Jednak w mojej ocenie na tym etapie jest to praktycznie niemożliwe. UEFA i FIFA zawsze podkreślają, że sportu nie należy mieszać do polityki, ale prawda jest okrutna - chodzi przede wszystkim o wielkie pieniądze. Nie zapominajmy, że jednym ze sponsorów UEFA jest Gazprom, że ważni ludzie z europejskiej i światowej federacji piłkarskiej bywali w ostatnim czasie w Rosji, więc nikt nie będzie tam stawiał sytuacji na ostrzu noża. Kilka dni temu pytałem o tę kwestię w PZPN, na razie nie ma możliwości, żeby mecz barażowy odwołać czy przenieść. Będzie ona tylko wtedy, jeśli konflikt eskaluje i UEFA uzna, że bezpieczeństwo piłkarzy jest zagrożone. W tej sytuacji, którą mamy, nic takiego nie nastąpi.
W przeszłości zdarzyło się, że UEFA wykluczyła z wielkiego turnieju drużynę z kraju, który wywołał wojnę - Jugosławię w 1992 roku.
Tyle że Jugosławia to nie Rosja. Gdyby konflikt się zaostrzył, gdyby doszło do pełnej inwazji na Ukrainę, otwartej wojny, w której ginęliby ludzie, wtedy ktoś pewnie zacząłby się nad tym zastanawiać. Na tę chwilę pieniądze, które Rosjanie inwestują w futbol, są na tyle duże, że nikt nie podejmie tematu. Nikt nie będzie też rozważał przeniesienia finału Ligi Mistrzów z Sankt Petersburga. Myślę, że FIFA i UEFA, świadome finansowej siły Rosji w świecie futbolu, będą się trzymać swojej dewizy niełączenia piłki nożnej z polityką. Chyba że kraje UE w ramach sankcji wystąpią do organizacji sportowych z taki wnioskiem.
A co, jeśli Putin ruszy w głąb Ukrainy i sięgnie, tak jak pisał pan na Twitterze, po wszystkie rejony na wschód od Dniepra?
Wtedy świat będzie zmuszony wprowadzić dotkliwe sankcje, żeby zatrzymać Rosjan, choć zrobi to z bólem. Zobaczymy, jakie będą te sankcje wobec rosyjskiego sportu. Pamiętajmy, że jeśli Putin posunie się dalej, każdy wyjazd rosyjskich drużyn czy kibiców z tego kraju na przykład do jednego z krajów Unii Europejskiej będzie wywoływał duże napięcia.
ZOBACZ WIDEO: Miał zawał serca na boisku! Wrócił do gry
Minister sportu Kamil Bortniczuk stwierdził, że polscy piłkarze nie powinni jechać do Rosji na mecz barażowy. Tylko że jeśli FIFA i UEFA Rosji nie wykluczą, to ukarzemy jedynie sami siebie.
Dokładnie tak. Na Rosjanach nie zrobiłoby to większego wrażenia, my oddalibyśmy mecz walkowerem i jeszcze dostali karę finansową. Rozumiem intencję i zasadność tego stwierdzenia. Sam uważam, że to spotkanie nie powinno się odbyć w Rosji, że Rosja powinna zostać wykluczona z rozgrywek piłkarskich i nie tylko, bo tak jak wspominaliśmy na początku, to byłoby bolesną formą restrykcji. Jednak to nie Polacy kierują tymi rozgrywkami. Dopóki nikt tego spotkania nie odwoła, nie przełoży lub nie przeniesie w inne miejsce, mecz musi zostać rozegrany zgodnie z planem. Żeby doszło do przeniesienia meczu, PZPN musiałby pokazać pewne zagrożenia dla bezpieczeństwa piłkarzy, udowodnić, że nie będą się czuli w Rosji bezpiecznie. A na tym etapie konfliktu trudno będzie to zrobić.
Na ile procent ocenia pan w tym momencie szanse na wykluczenie Rosji z międzynarodowych rozgrywek piłkarskich?
Na razie? Maksymalnie dwa procent. Ale to się może zmienić, eskalacja bez wątpienia je zwiększy. Najbliższe dni pokażą, w którą stronę zmierza ten konflikt. Zostaną nałożone restrykcje, będą kontrrestrykcje. Sponsorzy FIFA czy UEFA z kapitałem amerykańskim, a tych nie brakuje, mogą powiedzieć: albo Rosjanie, albo my. To może skłonić piłkarskie federacje do działania.
W najbliższym czasie do Rosji ma jechać nie tylko piłkarska reprezentacja Polski, ale też Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, która w ćwierćfinale siatkarskiej Ligi Mistrzów zagra z Dynamem Moskwa. Czego mogą się spodziewać nasze drużyny? Czy rewanżując się za sankcje, Rosjanie mogą starać się jak najbardziej utrudnić im życie?
Nie sądzę. Oni staną na wysokości zadania, będą chcieli pokazać, że problemem jest Ukraina, a nie Rosja, że w Rosji wszystko działa, wszystko jest super, ludzie się cieszą i chodzą oglądać widowiska sportowe. Zapewnią zagranicznym gościom bezpieczeństwo. Może dochodzić do spięć, ale mam na myśli raczej drobne incydenty, takie jak prowokacje Aleksieja Spirydonowa w czasie siatkarskich MŚ w 2014 roku.
W tym roku, na przełomie sierpnia i września, w Rosji mają się odbyć MŚ w siatkówce. Czy jeśli konflikt eskaluje, może do nich nie dojść?
Trudno mi to sobie wyobrazić. Przynajmniej w tym momencie. Myślę, że one się odbędą, natomiast jeśli eskalacja będzie, niektóre kraje mogą mistrzostwa zbojkotować, a turniej straci rangę.
Po co w ogóle Putin najechał Ukrainę? Chce poprawić swoje notowania w społeczeństwie, które ponoć lubi "małe, zwycięskie wojny"? Próbuje przypodobać się Chinom, destabilizując Europę?
Jego celem jest dokończenie tego, co niedokończone. W jego wizji Rosja ma być wielka, marzy mu się rywalizacja trzech mocarstw z Chinami i Stanami Zjednoczonymi. Żeby móc z nimi rywalizować, musi zwiększyć swoją strefę wpływów i zdobyć więcej terenów bogatych w surowce naturalne, na których opiera swoją siłę. Dlatego według mnie Putin wyciągnie rękę po obwód charkowski i po wybrzeże Morza Czarnego aż do Dniepru.
Poprawa notowań w kraju też ma dla niego znaczenie. PKB Rosji spadło ostatnio do poziomu z 2009 roku, jest ogromne rozwarstwienie społeczne. Putin wie, że głodni ludzi z czasem zaczną się buntować, dlatego potrzebuje ich uznania. A każda wojna, którą wywoływał, Czeczenia, Gruzja, Krym, dawała mu wzrost poparcia i umacniała jego władzę. Kolejnym konfliktem chce zrobić to samo. Chce stanąć przed swoim narodem i powiedzieć: Odzyskałem to, co Gorbaczow z Jelcynem stracili. Jesteśmy na drodze, żeby znowu stać się potęgą.
Jaka jest pana zdaniem szansa, że wojna rozleje się na całą Ukrainę?
W tej chwili niewielka, ale Putin jest szaleńcem, nie sposób odgadnąć, jaki plan ma w głowie. W 2012 roku nikt by nie pomyślał, że już dwa lata później piękny stadion w Doniecku, na którym rozegrano finał EURO, zostanie ostrzelany i poważnie zniszczony. Teraz ten los może podzielić obiekt w Charkowie. Jeśli ktoś zebrał 190 tysięcy żołnierzy, ściągnął z daleka ciężki sprzęt, rozmieścił samoloty bojowe na lotniskach wokół Ukrainy, wysłał w morze 120 okrętów, to raczej nie po to, żeby sobie poćwiczyć. Ukraiński Instytut Studiów Strategicznych ocenił, że Putin zebrał tyle potencjału wojskowego i tak rozmieścił swoje armie, żeby zająć właśnie te tereny, o których wcześniej mówiłem.
Nie wykluczam ataku na Kijów czy inne ukraińskie miasta za linią Dniepru, ale Rosjanie nie będą chcieli ich zająć. Byliby w stanie je zdobyć, ale problemem byłoby ich utrzymanie. Musieliby zmagać się z ukraińskimi partyzantami wspieranymi przez Zachód. Ukraina stałaby się dla nich drugim Afganistanem. A tego Rosja nie potrzebuje. Ona musi przebić się do Krymu i rozszerzyć obwody doniecki i ługański, gdzie jest jeszcze kilka niezdobytych kopalni, złoża kobaltu, zbiorniki gazu, do tego ważne węzły transportowe. Zdobycie tych terenów mocno ograniczyłoby możliwości rozwojowe i gospodarcze Ukrainy. A im kraj biedniejszy, tym łatwiej wciągnąć go do swojej strefy wpływów. Ukraina w ostatnich latach mocno prze na zachód, do NATO, do Unii Europejskiej. Putin najwyraźniej uznał, że jeśli nie zatrzyma jej w tych działaniach teraz, nie zrobi tego już nigdy.
Czytaj także:
Cezary Kulesza spotkał się z Mateuszem Morawieckim. Mamy komentarz prezesa PZPN
Posłowie Parlamentu Europejskiego reagują ws. finału Ligi Mistrzów