Dariusz Tuzimek: Mioduski dał się zepchnąć do narożnika [OPINIA]

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski

Dariusz Mioduski ponoć zamierza usunąć się w cień, a zarządzanie Legią ma przejąć nowy członek zarządu klubu - Marcin Herra. Jednak duża cześć kibiców nie wierzy w realne wycofanie się właściciela klubu.

Pojawiają się opinie, że są to jedynie pozorne zmiany, że to pudrowanie złej sytuacji klubu, czy po prostu przejście Dariusza Mioduskiego na tylne siedzenie, co niczego nie zmieni, bo to i tak nadal on będzie pociągał za sznurki itd.

Nie dziwę się kibicom, że zachowują dystans do tych informacji. Przyzwyczaili się już, że dalekosiężne wizje i koncepcje, które Legia ogłasza przy śniadaniu, już w okolicach obiadu przestają obowiązywać.

Trudno nie łączyć zapowiadanych zmian w funkcjonowaniu Legii z planowaną - na piątkowy mecz z Wisłą Kraków - demonstracją nieufności wobec Dariusza Mioduskiego. Zarządziła ją jedna z grup kibicowskich.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w tej roli Lewandowskiego jeszcze nie widzieliśmy. Co on trzyma w dłoni?

W gabinetach na Łazienkowskiej pojawił się uzasadniony niepokój, że ta akcja może się nie skończyć jedynie na - jak nawołują organizatorzy demonstracji - protestach i ubraniu się kibiców w czarne, pogrzebowe stroje. Że może się przerodzić w coś bardziej niebezpiecznego. Stąd zakomunikowana przez media "roszada" w kierowaniu Legią. Nie zdziwiłbym się, gdyby klub przy okazji ogłosił sprowadzenie jakiegoś zawodnika, dla uspokojenia nastojów.

O tym, czy zmiany w sposobie zarządzania Legią są pozorne czy prawdziwe, szybko się przekonamy. Koncepcja tzw. "zderzaków" nie jest nowa, stosował ją już Lech Wałęsa, gdy jeszcze sprawował władzę w naszym kraju. Jeśli w Legii też chodzi jedynie o znalezienie buforu, swego rodzaju odgromnika, który weźmie na siebie gniew kibicowskiego ludu, to późno się właściciel Legii na taki ruch zdecydował. Może dlatego, że jest w głębokiej defensywie i szuka rozwiązań na teraz, na już.

Trzeba przyznać, że wrogom Mioduskiego udało się narzucić narrację, że obecny właściciel jest kompletnym nieudacznikiem. Chętnie zestawia się jego rządy z sukcesami Bogusława Leśnodorskiego. I rzeczywiście prawdą jest, że im więcej pan Dariusz zaliczał wpadek, tym bardziej rosła legenda o doskonałej prezesurze jego poprzednika - pana Bogusława.

O Leśnodorskim trzeba powiedzieć, że bardzo szybko uczył się zarówno futbolu, jak i zasad funkcjonowania klubu piłkarskiego. A przychodził do Legii - czego zresztą sam nie ukrywał - kompletnie zielony w obu tych materiach. Był oryginałem, jakiego wcześniej polska piłka nie znała

Wyraźnie odróżniał się od poprzednich prezesów Legii. Bezceremonialny, bezpośredni, trochę ekscentryczny w ubiorze i stylu (wypominany mu do dziś wiszący na rzemyku koralik na owłosionej klacie). Szybko poukładał się z kibicami. A sportowo Legia zaczęła dominować krajowych rywali.

Mioduski jest jego przeciwieństwem. Inny styl bycia, zupełnie inna osobowość. Tamten po prostu Boguś, brat łata, kumpel. Mioduski odbierany jak ktoś z wyższych sfer, arystokrata z salonów. Zdystansowany, może nawet trochę sztywny. Dwa kompletnie różne światy, odmienne spojrzenia na otaczającą rzeczywistość. Nie jest w zaskakujące, że na końcu musieli się rozstać. Dziwne jest to, że w ogóle potrafili się dogadywać.

A gdy w gronie właścicieli klubu wszystko zaczęło się psuć, rozpoczął się okres przeciągania liny. Trwał długo i wbrew pozorom wcale nie skończył się w marcu 2017 roku, gdy Mioduski odkupił udziały w Legii od Leśnodorskiego i Macieja Wandzla. Konflikt między byłymi wspólnikami przeniósł się z gabinetów do sfery publicznej. Po jednej i drugiej stronie przybywało zwolenników. Także radykałów, ekstremistów i zawodowych manipulatorów, którzy działają w imię własnych interesów, a taki spór jest im jak najbardziej na rękę. Bo mogą przy nim zaistnieć.

W końcu konflikt przybrał formę czegoś w rodzaju wojny hybrydowej, w której amunicją są już nie tylko wzajemne złośliwości pojawiające się w udzielanych wywiadach. Ale też fake newsy, dezinformacje, plotki, legendy. A wszystko to kolportowane w mediach społecznościowych, na kibicowskich forach, albo z pomocą dyspozycyjnych lub naiwnych dziennikarzy. Uważny obserwator dostrzeże, że to wojna, która niszczy nie tylko Mioduskiego, ale niszczy także sam klub.

Dariusz Mioduski (pierwszy z lewej) kierował Legią wspólnie z Bogusławem Leśnodorskim (trzeci z lewej)
Dariusz Mioduski (pierwszy z lewej) kierował Legią wspólnie z Bogusławem Leśnodorskim (trzeci z lewej)

To raczej nie będzie dziś popularna teza, ale - czy ktoś tego chce czy nie - to te ostatnie 8 lat, gdy większościowym właścicielem klubu jest Mioduski, to złota era Legii. Do tego, co osiągnął wcześniej wspólnie z Leśnodorskim, obecny właściciel klubu dorzucił trzy swoje - zdobyte samodzielnie - mistrzostwa Polski, jeden puchar i jeden start w Lidze Europy. Ktoś powie: mało! I też będzie miał rację, bo sukcesów powinno być więcej. Potencjał Legii na pewno nie został przez właściciela wykorzystany.

Ale też uczciwie byłoby dostrzec, że seryjne zdobywanie tytułów przez Legię to czas, gdy w klubie jest Mioduski (wszedł do rady nadzorczej w lipcu 2012, a półtora roku później został większościowym udziałowcem).

Pewnie, że w tym czasie - od grudnia 2012 do marca 2017 - prezesem był Leśnodorski, a Mioduski długo nie był bezpośrednio zaangażowany w funkcjonowanie klubu. Problem polega na tym, że wspólnych sukcesów Legii, medali i tytułów nie da się podzielić. Że akurat to, to zasługa wyłącznie tego, a tamto tego drugiego. Współdziałali w teamie. Każdy z nich ma prawo do własnej oceny swojej roli budowaniu sukcesów Legii. Każdy z nich inaczej to przedstawia. Oceny kibiców - nie mających pełnej wiedzy - są zazwyczaj radykalne. Tylko czy trafne?

Na pewno Mioduski tę "wojnę hybrydową" przegrał. Został zepchnięty do defensywy. Nie umiał w internety, słabo funkcjonował w social mediach, nie miał szczęścia do doradców, a złe decyzje poprawiał jeszcze gorszymi. Był niekonsekwentny nawet w tak ważnej dla niego materii, jak dbanie o własny wizerunek.

Choćby wówczas, gdy publicznie, na konferencji prasowej, zapowiedział podjęcie kroków prawnych za rozpowszechnianie pomówień o rychłym bankructwie Legii i nic się w tej kwestii do dzisiaj nie zadziało. Mimo że minęło 3,5 roku. W ten sposób przegrywał, oddawał pole, ośmielał swoich wrogów. Dał się zepchnąć do narożnika, gdzie dzisiaj stoi i różni ludzie próbują go tam obijać.

Trudno powiedzieć, że Mioduski w ogóle sobie na to nie zasłużył. Nie ma przypadku w tym, że Legia znalazła się w największym kryzysie od 1936 roku, gdy spadła z ligi. Teraz też jej to grozi. To efekt złego zarządzania, fatalnych decyzji personalnych, nietrafionych wizji, ciągłych zmian koncepcji, słuchania złych podszeptów itd.

Mam duże wątpliwości czy najlepszym lekarstwem na brak zaufania ze strony kibiców są roszady w zarządzie. Trudno nie ulec wrażeniu, że zamiast koniecznej, poważnej operacji uzdrawiającej, ktoś proponuje przyklejenie na ranę zwykłego plasterka. Można i tak, tylko czy ten pacjent to przeżyje?

Dariusz Tuzimek

Źródło artykułu: