Legendarny ukraiński trener był tam 9 lat. "Płakać się chce"

Miron Markiewicz do końca wierzył, że Rosja nie zaatakuje Ukrainy. Od ponad tygodnia trwa jednak wojna, ale legendarny trener nie zamierza wyjeżdżać. Pomaga potrzebującym.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Zniszczenia po ostrzale przez siły rosyjskie w Charkowie PAP / DSNS / Zniszczenia po ostrzale przez siły rosyjskie w Charkowie
Miron Markiewicz to jeden z najbardziej doświadczonych ukraińskich trenerów. Prowadził reprezentację Ukrainy, przez dziewięć lat pracował w Metaliście Charków, a Dnipro Dniepropietrowsk doprowadził do finału Ligi Europy w 2015 roku. Pracował też w ukraińskiej federacji.

Markiewicz ma 71 lat, urodził się pod Lwowem i do dziś tam mieszka. Mówi o sobie, że jest "pół Polakiem i pół Ukraińcem". Ma polskie korzenie, część jego rodziny mieszka nad Wisłą. Trener bardzo dobrze mówi też w naszym języku.

Płakać się chce

Szkoleniowiec w niedawnym wywiadzie dla naszego portalu głęboko wierzył, że do wojny nie dojdzie. - Świat zwariował... - ponad tydzień po agresji Rosji trudno mu zebrać myśli. - Tam są wszyscy zastraszeni. On (Putin - red.) robi co chce - smuci się Miron Markiewicz.

ZOBACZ WIDEO: Miał zawał serca na boisku! Wrócił do gry

Trener szczególnie ubolewa nad tym, co dzieje się w Charkowie. Miasto zostało ostrzelane przez rosyjskie wojska. Zdjęcia z tego miejsca są wstrząsające - przedstawiają palące się budynki, zniszczone szkoły, katedry, mnóstwo gruzu w punktach, które jeszcze niedawno tętniły życiem.

- Płakać mi się chce - z trudem kontynuuje trener. - Wszystko tam zniszczyli. Pracowałem w Charkowie 9 lat, to dla mnie szczególne miejsce. Trudno patrzeć mi na zniszczone budynki. Co czuje? To, co wszyscy ludzie na Ukrainie. Potworny smutek. Metalist Charków zawsze będę miał w sercu. To ogromny kawałek mojego życia - opowiada nam Markiewicz.

Paczki na front

Trener nie zamierza opuszczać Ukrainy. - We Lwowie jestem. Wielu ludzi ucieka, z Charkowa, ze wszystkich miejsc, do Polski. Ja nie myślę, by wyjeżdżać. Ludzie u nas we Lwowie szykują się do obrony. Na razie jest spokojnie, ale nie wiemy, co będzie dalej, dlatego się przygotowujemy - relacjonuje.

Trener obecnie nie pracuje w zawodzie. Nie tak dawno rozważał nawet możliwość trenowania polskiej drużyny, chciałby też objąć jeden z ukraińskich klubów. Nie wyklucza, że po wszystkim tak się stanie. Na razie jednak Markiewicz pomaga w inny sposób. W swojej restauracji mieszczącej się na stadionie piłkarskim we Lwowie pomaga ludziom z frontu.

- Zrobiliśmy w restauracji punkt, w którym gromadzimy wszystkie potrzebne rzeczy: jedzenie, ubrania, lekarstwa itd. Wysyłamy to busami do Charkowa i Kijowa, na front. Robię, co mogę. Jeżeli ktoś jest w potrzebie, pomagam, również na miejscu - tłumaczy.

Wielkie poruszenie

- Żyjemy teraz nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Nasza armia walczy bardzo profesjonalnie, ale rosyjska orda idzie i idzie. Jestem dumny z naszych chłopców. Czuje poruszenie ludzi, takiego czegoś jeszcze na Ukrainie nie widziałem, a mam 71 lat - przypomina. - Ale pomocy trzeba nam jeszcze więcej, bo nam zabiorą Kijów, a później to się dla wszystkich bardzo źle skończy - komentuje.

- Jak już mam okazję, to chciałbym podziękować Polakom. Za to, co robicie. Nasze dzieci, ich matki, nasi dziadkowie - wszyscy znajdują u was pomoc. To wielka sprawa, dziękujemy - kończy zasłużony ukraiński trener.

Piłkarz Cracovii pomaga na granicy. "Dostaje pytania o sprzęt wojskowy"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×