Echa meczu Podbeskidzie - ŁKS: Niemoc w Bielsku-Białej przerwana
Sobotni ligowy mecz Podbeskidzia Bielsko-Biała z ŁKS-em Łódź zakończył się zwycięstwem bielszczan. Od spotkania minęło już kilkanaście godzin, pora więc na pierwsze podsumowania. W poniższym tekście prezentujemy echa meczu Górali z Łódzkim Klubem Sportowym.
Ariel Brończyk
Techniczne przywary
Spotkanie Podbeskidzia z łódzką ekipą było drugim meczem Górali przy sztucznym świetle. Inauguracja w blasku jupiterów miała miejsce półtora tygodnia temu, kiedy bielszczanie podejmowali Górnika z Łęcznej. Wówczas oświetlenie spisywało się bez zarzutów. Tym razem jednak coś już nie grało. Na kilkanaście minut przed startem sobotniego spotkania jupitery nagle zgasły. Na szczęście o tej porze roku jest jeszcze wieczorem dosyć jasno i nie przeszkadzało to rozgrzewającym się zawodnikom. Gdy już się wydawało, że cztery wysokie maszty z reflektorami na nowo się rozgrzewają, powtórzyła się sytuacja sprzed kilkunastu minut. Teraz było już mniej ciekawie, bowiem piłkarze obu drużyn wychodzili już na murawę. Sędzia zauważył niedostateczne oświetlenie boiska i nakazał zaczekać aż wszystkie jupitery osiągną wymaganą moc. Na szczęście nie trwało to zbyt długo i mecz rozpoczął się z niewielkim poślizgiem, a w jego trakcie nie dochodziło już do takich "niespodzianek".
Felerna organizacja zapalania świateł to nie jedyny techniczny mankament meczu Podbeskidzia z ŁKS-em Łódź. Jak powszechnie wiadomo na lekko zroszonej trawie piłkarzom lepiej i szybciej operuje się piłką. Organizatorzy meczu zapewnili jednak przed spotkaniem ostre lanie po murawie, na której szczególnie w pierwszej połowie, piłkarze ślizgali się jak na lodzie.
Zła passa przerwana, napastnicy strzelają
Od 23 maja aż do minionej soboty trwała niemoc Podbeskidzia, które przed własną publicznością nie potrafiło odnieść zwycięstwa. Dopiero w meczu z Łódzkim Klubem Sportowym bielszczanie odblokowali się psychicznie, utrzymując bramkową przewagę do końca spotkania. Bardzo ważnym aspektem tegoż pojedynku był fakt, iż obie bramki dla miejscowych zdobyli napastnicy, co ostatnim czasem rzadko się w Podbeskidziu zdarzało. Swoją drugie trafienie z rzędu zaliczył Sylwester Patejuk. Pierwszą zdobycz strzelecką w obecnym sezonie uzyskał natomiast Martin Matus.