W pierwszej dekadzie XXI wieku Thierry Henry uznawany był za czołowego napastnika globu. W Arsenal FC strzelał gola za golem, prowadząc zespół do tytułów. Fani Kanonierów do dziś marzą o tym, by w klubie grał napastnik, który liczbami byłby w stanie dorównać Francuzowi.
W Arsenalu grał w latach 1999-2007. Strzelił 228 bramek i sięgnął po dwa tytuły mistrzostwie, a także dwa Puchary Anglii. Następnie odszedł do FC Barcelona, gdzie spędził trzy sezony.
W stolicy Katalonii nie wiodło mu się już tak dobrze. Francuski piłkarz ostatnio otworzył się na temat swoich problemów zdrowotnych, jakie przechodził w tamtym czasie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 89. minuta, remis i nagle to! Można oglądać bez końca
- Kiedy przeniosłem się z Arsenalu do Barcelony zajęło mi rok, aby wyzdrowieć. Przyjechałem kontuzjowany, byłem w trakcie rozwodu, musiałem nauczyć się nowego systemu. To wszystko miałem w głowie - powiedział w rozmowie z "L'Equipe".
Napastnik osiągnął z klubem ze stolicy Katalonii kilka znaczących sukcesów, w tym wygrał Ligę Mistrzów, ale był to dla niego trudny czas.
- Za moich czasów było to o wiele trudniejsze niż teraz. Totalne tabu. Nawet w grupie. Przyszedłem do szatni i na pytanie czy wszystko w porządku, odpowiadałem "tak" i to nawet jeśli sprawy nie szły dobrze. Czy dobrze spałeś? Tak, nawet jeśli tak nie było. Czy coś pana boli? Nie, nawet jeśli cierpiałem - dodał były piłkarz.
W 2010 roku Henry przeniósł się do New York Red Bulls, później na krótko trafił do Arsenalu i następnie ponownie grał w zespole z Nowego Jorku. Karierę zakończył w 2014 roku.
Obecnie Henry jest asystentem selekcjonera reprezentacji Belgii Roberto Martineza i pracuje jako ekspert telewizyjny.
Czytaj także:
Koniec cierpliwości w Śląsku Wrocław. Jacek Magiera zwolniony
Lewandowski dał znak Rosji. Oto co piszą o tym światowe media