"Nie żył" przez 78 minut. Teraz chce ponownie rozegrać ten sam mecz

Getty Images /  Clive Rose / Na zdjęciu: akcja ratunkowa Fabrice'a Muamby
Getty Images / Clive Rose / Na zdjęciu: akcja ratunkowa Fabrice'a Muamby

To były jedne z najbardziej dramatycznych chwil w historii angielskiej piłki. Dokładnie 10 lat temu, w trakcie meczu FA Cup, w pewnym momencie nagle na murawę upadł Fabrice Muamba, a wszyscy na stadionie zamarli.

Z obu stron stadionu niesie się gromkie "Fabrice Muamba". W tym momencie bowiem nie ma już znaczenia, komu kibicowałeś 3 minuty wcześniej. Teraz najważniejsze jest to, by uratować 23-letniego Anglika.

- Wydaje mi się, że mam zespół stresu pourazowego z powodu tego, co się stało. Przez długi czas myślałem o tym, co by było, gdybyśmy nie byli w stanie przywrócić Fabu. Bóg wie, ile nocy nie spałem. Byłem rozbity - wspominał w rozmowie w "The Athletic" Jonathan Tobin, jeden z lekarzy, który ratował wówczas Muambę.

"Nie myślałem, że się obudzisz"

To miał być zwyczajny mecz Pucharu Anglii. Naprzeciw siebie stanęły drużyny Boltonu Wanderers oraz Tottenhamu Hotspur. Okazało się jednak, że to spotkanie zapisze się w historii angielskiej piłki. Bynajmniej nie z powodu wyniku czy efektownych bramek, a dramatu, jaki rozegrał się na murawie.

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski zrezygnował z olbrzymich pieniędzy. "Od razu rozpętała się burza"

W pewnym momencie, w okolicach środka boiska, na murawę upadł Fabrice Muamba. - Gra się rozpoczęła i szybko wszystko się rozmyło. Pamiętam tylko pięć lub dziesięć minut, zanim to się stało - wspominał w rozmowie z "The Sun".

Muamba doznał zatrzymania akcji serca. To był moment, gdy cały stadion zamarł, piłkarze, kibice, wszyscy z przerażeniem obserwowali to, jak lekarze próbują uratować 23-latka. Na jego szczęście na trybunach stadionu znajdował się kardiolog, doktor Andrew Deaner, który szybko ruszył mu z pomocą.

- Jestem kibicem Tottenhamu, byłem na meczu z moimi braćmi. Nagle gra się zatrzymała. Zauważyłem, że Fabrice upadł i widziałem ludzi rozpoczynających resuscytację. Gdy tylko to zobaczyłem ruszyłem w kierunku murawy. Udało mi się przekonać jednego ze stewardów, z którym się znamy, żeby mnie przepuścił -  wspominał w rozmowie z BBC tamte wydarzenia Deaner.

W sumie Muamba otrzymał 15 wstrząsów defibrylacyjnych. Pierwsze dwa jeszcze na murawie, kolejny w tunelu, a 12 w karetce wiozącej go do szpitala.

- Nie myślałem, że się obudzisz kolego. Nikt tego nie zakładał. Myśleliśmy, że tam umrzesz. Ewentualnie, że już nigdy nie wyjdziesz ze szpitalnego łóżka i nie będziesz chodzić - mówił dr Tobin na spotkaniu z Muambą zorganizowanym przez "The Athletic".

"Bieg do grobu"

Ostatecznie Muamba był "martwy" przez 78 minut. Tyle czasu zajęło, nim zawodnik ponownie zaczął oddychać.

- Dostaję listy od lekarzy z Australii, którzy twierdzą, że nigdy, w całym swoim życiu, nie słyszeli o kimś, kto przeżył po 78 minutach. To było światowe wydarzenie - przyznaje Tobin.

Piłkarze Barcelony w okolicznościowych koszulkach z wyrazami wsparcia dla Muamby (fot: David Ramos)
Piłkarze Barcelony w okolicznościowych koszulkach z wyrazami wsparcia dla Muamby (fot: David Ramos)

48 godzin od tego feralnego zdarzenia, Fabrice po raz pierwszy się obudził. - Im dłużej przebywałem w szpitalu, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że mam duże kłopoty. Pierwszym problemem było sprawienie, by moja nerka działała, następnie wstawiono mi rozrusznik serca. Nawet wtedy myślałem, że będę mógł grać ponownie - wspomina Muamba.

O powrocie na boisko nie było jednak mowy. Jeden ze specjalistów, który zajmował się leczeniem Muamby powiedział mu otwarcie: "Powrót do gry to bieg do własnego grobu".

Powrócić w tym samym meczu

Dziś, dokładnie 10 lat od tamtych wydarzeń, Fabrice Muamba nadal związany jest z piłką. Już jednak nie jako czynny zawodnik, a jako trener młodych adeptów futbolu w Boltonie.

- Mam szczęście, że wciąż tu jestem. Każdy dzień przez ostatnie dziesięć lat był błogosławieństwem. Powrócić na murawę, kopać piłkę w Boltonie, trenować w ich akademii, w klubie, w którym grałem... Jestem bardzo szczęśliwy - zapewnia Muamba.

Do dawnych wydarzeń jednak stara się nie wracać. - Wciąż mam buty, które miałem na sobie tamtego dnia oraz spodenki i rozdartą koszulkę, którą lekarze zdarli, żeby mnie ratować. Nie wyjmuję tego jednak zbyt często - mówi były piłkarz. - Staramy się nie żyć przeszłością, a skupiać się na teraźniejszości - podkreśla.

- Moim marzeniem jest, aby pewnego dnia zostać menadżerem Boltonu i pojechać z zespołem z powrotem do Londynu, zagrać z Tottenhamem tam, gdzie miałem wypadek. Wow, to byłoby zapisane w gwiazdach - zakończył Muamba.

Czytaj także: 
Legia Warszawa prosi o pomoc. "To przerażające"
Szef ukraińskiej federacji zaskoczył. Tego chce po zakończeniu wojny

Komentarze (0)