Wszystkim wydawało się, że wojna zaraz się skończy. A potem uderzyła pierwsza rakieta

Denis przez tydzień chował się przed rosyjskimi bombami z mamą w piwnicy. Przez wojnę 14-latek przerwał granie w mocnej, ukraińskiej drużynie i wyjechał do Polski. - Bałem się, że Rosjanie odetną ich miasto od prądu i wody - mówi nam jego brat.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
Denis (z prawej) z kolegą, Timurem, z którym razem przyjechał do Polski Teraz razem trenują w Polonii Materiały prasowe / Na zdjęciu: Denis (z prawej) z kolegą, Timurem, z którym razem przyjechał do Polski. Teraz razem trenują w Polonii
Wiaczesław opiera się na barierce, patrzy na boisko i wspomina, jak wyglądał jego pierwszy tydzień wojny.

- Najbardziej obawiałem się bomb, ale i katastrofy humanitarnej. Nie mam już kontaktu ze znajomymi z Chersonia. Są odcięci od świata. Bałem się, że podobnie może być w  Charkowie. Tam była moja matka i młodszy brat. Bałem się, że Rosjanie odetną miasto od prądu i wody. I grozić będzie wszystkim śmierć z głodu lub wychłodzenia - tłumaczy 26-latek, który od sześciu lat mieszka w Polsce. Przyjechał tu razem z dziewczyną. Ona zaczęła studia, a on pracę.

Dwa tygodnie temu ściągnął z Charkowa swoją matkę i młodszego brata, Denisa.

Pierwszy tydzień spędzili w piwnicy. Dopóki rakiety spadały daleko od miasta, wszystkim wydawało się, że wojna zaraz się skończy. Kiedy Rosjanie zaczęli ostrzeliwać centrum, matka Denisa zabrała syna i razem z koleżanką oraz jej synem, Timurem, uciekli do Polski. Teraz razem trenują w Polonii.

- Denis zdążył zabrać ze sobą komplet dresów i kurtkę. W Ukrainie zostawili wszystko: mieszkanie, pracę. Mama sprzedawała sprzęt medyczny. Teraz nie wie, co dalej z miastem, jej zakładem - opowiada Wiaczesław.

Brat urządza nowe życie

14-letni Denis w Ukrainie trenował w akademii Metalista 1925 Charków. To dobrze zapowiadający się napastnik. Na tle kolegów wyróżnia się wzrostem i dobrze zbudowaną sylwetką. Grę w piłkę musi kontynuować w Warszawie. To starszy brat znalazł mu ekspresowo nowy klub.

- Przez dwa lata grałem w piłkę w Polsce - mówi Wiaczesław. - Z czasów gry w Drukarzu Warszawa poznałem kolegę, który teraz jest trenerem w Polonii. Denis poszedł na pierwszy trening dzień po przyjeździe do Polski.
Denis (z prawej) z kolegą, Timurem, z którym razem przyjechał do Polski. Teraz razem trenują w Polonii. Denis (z prawej) z kolegą, Timurem, z którym razem przyjechał do Polski. Teraz razem trenują w Polonii.
Polonia szybko zareagowała na wybuch wojny i nadchodzącą falę uchodźców. Organizuje treningi dla chłopców z Ukrainy, a najzdolniejszych zaprasza na zajęcia z polskimi zawodnikami. Denis szybko zwrócił na siebie uwagę i gra w drużynie Polonii.

Starszy brat robi wszystko, by rodzina jak najszybciej zadomowiła się w Warszawie. Pomaga w poszukiwaniu mieszkania, szkoły dla Denisa i załatwianiu spraw urzędowych.

- Dawno nie widziałem się z mamą i Denisem - przyznaje Wiaczesław. - Nikt nie spodziewał się, że odwiedzą mnie w takich okolicznościach. Zaskoczyło nas też, że będziemy mieć w Polakach tyle sióstr i braci - dodaje.

Starszy brat podczas treningu stoi na małej trybunie przy bocznym boisku, na którym trenuje Denis. Również wygląda na wysportowanego mężczyznę.

- Ja grałem na bramce - opowiada. - Talent był, ale nie zaszedłem daleko. Piłka była moim najważniejszym planem na życie, nie miałem innego. Nie potrafiłem się przebić, skończyłem granie po kilku latach w niższych ligach i musiałem zacząć pracować - dodaje.

Teraz Wiaczesław pilnuje, by młodszy brat nie popełnił tych samych błędów.

- Denis ma mniej talentu, ale bardziej przykłada się do pracy - uśmiecha się. - W Charkowie miał trenera personalnego, z którym pracował między treningami w Metaliście. Powtarzam mu też, by równie mocno przykładał się do nauki - dodaje.

Jedno cały czas siedzi mu w głowie. - Mama i Denis mówili mi, jak Rosjanie atakowali miasto. Rozmawiam też ze znajomymi, którzy zostali w kraju. Oglądam wiadomości. Ale nadal nie mogę w to uwierzyć - mówi Wiaczesław.

Koncert w rosyjskiej telewizji

Podobnie dziwi się mama rok młodszego Artema. W czwartek chłopiec przyszedł na pierwszy trening do Legii Warszawa. O zajęciach dowiedzieli się od znajomych, którzy chodzą na mecze Legii. Matka chłopca przyjechała do Polski do pracy dwa tygodnie przed wybuchem wojny.

Artem wyjechał do niej 25 lutego. Dotarł do Polski z koleżanką matki i jej synem. Jechali z północy kraju, niedaleko białoruskiej granicy.

- Dzień przed wojną w rosyjskiej telewizji pokazywali jeszcze huczny koncert. W pierwszych rzędach rosyjscy żołnierze. Kto spodziewałby się, że dzień później nas zaatakują? - zastanawia się matka.

Jej syn nie wyróżnia się fizycznie, tak jak w Polonii Denis. Artem jest podobnego wzrostu, co koledzy z drużyny. Ale w bramce imponuje refleksem. Matka wskazuje na niego akurat, gdy odbija mocny strzał. Sama stoi z boku, nie chce go zawstydzać.
Artem od lat gra jako bramkarz. Grę kontynuuje na boiskach Legii. Artem od lat gra jako bramkarz. Grę kontynuuje na boiskach Legii.
W Ukrainie został jej 23-letni syn. Nie zdążył wyjechać z kraju przed wydaniem dekretu zakazującego przekroczenia granicy mężczyznom od 18. do 60. roku życia.

- Mówił mi, że ostatnio atakowali okolice naszego miasteczka. Jedną rakietę zestrzelili ukraińscy żołnierze. Druga trafiła w wysypisko śmieci. Rosjanie pewnie chcą nas straszyć. Ale kto wie, czy jutro nie wycelują pocisku w czyjś dom? Ta wojna jest coraz bliżej nas wszystkich. Dowiaduję się, że giną w niej moi znajomi - mówi z przerażeniem matka chłopca.

- My tu mamy spokój, rozmawiamy, syn bawi się piłką. A w Ukrainie dzieją się straszne rzeczy - dodaje.

Ponad 800 klubów

Artem jest jednym z około 60 chłopców, którzy przyszli na ostatni trening przy Łazienkowskiej. Legia organizuje je w każde czwartki dla wszystkich, którzy w ostatnich tygodniach uciekli przed wojną.

- Przede wszystkim chodzi o to, żeby dzieciaki dobrze się bawiły - mówi nam Patryk Seppelt-Gorajewski, koordynator bloku U10-U14 w Akademii Legii. Po chwili pokazuje drogę na boiska, na których trenują młodzi zawodnicy. Mija kilku z nich, zbija z nimi piątki, wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha.

- To właśnie jest naszym celem. Sprawić, by mogły oderwać myśli od tego, co dzieje się w ich kraju - tłumaczy.

Polonia i Legia to tylko jedne z 837 klubów, które zaangażowały się w pomoc młodym uchodźcom. Od początku rosyjskiej agresji Polski Związek Piłki Nożnej prowadzi rejestr drużyn organizujących bezpłatne treningi dla dzieci z Ukrainy. Tylko przez ostatni tydzień ich liczba w bazie federacji powiększyła się o blisko 100 klubów.
Od początku rosyjskiej agresji Polski Związek Piłki Nożnej prowadzi rejestr drużyn prowadzących bezpłatne treningi dla dzieci z Ukrainy. W ich bazie jest już ponad 800 drużyn. Od początku rosyjskiej agresji Polski Związek Piłki Nożnej prowadzi rejestr drużyn prowadzących bezpłatne treningi dla dzieci z Ukrainy. W ich bazie jest już ponad 800 drużyn.
"Zaangażowanie środowiska piłkarskiego przerosło nasze najśmielsze oczekiwania" - czytamy na stronie PZPN.

"Wcale nie jest dobrze". Mecz o wszystko bez Lewandowskiego?
Przyjaciel opowiada o stanie zdrowia Cezarego Kucharskiego. "To tylko kwestia czasu"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×