116. minuta finałowego meczu Argentyna – Holandia. Przy stanie 2:1 dla gospodarzy Daniel Bertoni wpada w pole karne i strzela gola na 3:1. To koniec marzeń "Oranje" o odrobieniu strat, kilka minut później Argentyńczycy podnoszą ręce w triumfalnym geście.
Na drodze Argentyny do tego tytułu w 1978 roku stali między innymi Polacy, których drużyna Bertoniego pokonała 2:0.
Jak dziś były gracz między innymi Sevilli, Fiorentiny i Napoli wspomina tamten polski zespół?
ZOBACZ WIDEO: Ostatnia szansa "pokolenia Lewandowskiego". Liderzy zdawali sobie z tego sprawę
Jak dobrze zna obecną reprezentację Polski? Czego jego zdaniem oczekuje się w Argentynie od Messiego i spółki, jeśli chodzi o mundial w Katarze? O tym rozmawialiśmy z 31-krotnym reprezentantem Argentyny (12 goli), dwukrotnym uczestnikiem mistrzostw świata (1978 i 1982).
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Ilu zawodników polskiej reprezentacji z lat 70. potrafi pan wymienić?
Daniel Bertoni, mistrz świata z 1978 roku z Argentyną, trzykrotny zwycięzca Copa Libertadores:
Lato, Deyna, Zmuda, Tomaszewski, Boniek, Szarmach... Tych pamiętam doskonale.
A z obecnej polskiej kadry?
Lewandowski.
I tyle?
Jeszcze ten ofensywny piłkarz z Napoli.
Zieliński?
Tak, Zieliński.
Na tym przykładzie widać, że aby zdobyć sławę i pamięć na innych kontynentach, trzeba zrobić coś wielkiego właśnie na mistrzostwach świata. Bo pamięta pan lepiej polskich piłkarzy sprzed 40 lat niż z obecnej drużyny.
Mieliście wtedy wspaniały zespół, złotą generację. I nie mówię tu tylko o latach 70., bo przecież w 1982 roku też wywalczyliście trzecie miejsce. Jeśli chodzi o 1974 rok, to podziwiałem Polaków w telewizji, bo nie załapałem się do drużyny na wyjazd.
Ale potem miałem okazję rywalizować z wami. Zresztą, nie chodzi tylko o ten mecz na mundialu, który wygraliśmy 2:0. Rok wcześniej graliśmy z Polską towarzysko, wygraliśmy wtedy 3:1. Wprawdzie to Polacy wyszli na prowadzenie po golu Laty, ale odpowiedzieliśmy trzy razy. Dla mnie to był dobry mecz, bo strzeliłem wam dwa gole.
A jak pan wspomina ten mundialowy mecz? W Polsce jest głównie zapamiętany przez rzut karny niewykorzystany przez Kazimierza Deynę w jego setnym meczu dla Polski.
Fillol spisał się wtedy wspaniale. A my byliśmy skuteczni. Mario Kempes zdobył dwa gole, jeden z nich głową, po mojej wrzutce. Zresztą Kempes grał wtedy turniej życia, został nie tylko mistrzem świata, ale i królem strzelców. Natomiast co do Polski, to macie teraz Lewandowskiego, ale wydaje mi się, że jednak tamta reprezentacja, z lat 70. i 80., była dużo silniejsza od tej, którą macie obecnie.
Ostatecznie Argentyna sięgnęła po mistrzostwo świata, a pan strzelił w finale gola na 3:1. To zapewne najważniejszy gol w pańskiej karierze?
Tak, pewnie to ten gol sprawił, że pan do mnie zadzwonił. Takie mecze, takie bramki dają piłkarską nieśmiertelność.
Jak się czuje piłkarz chwilę po wygraniu mistrzostw świata?
Nie ma takich słów, które by to opisały. Nie podejmuję się.
Przenieśmy się do teraźniejszości. Jak pan ocenia naszą grupę? Nie ma wątpliwości, kto jest faworytem.
Faworytem jest Argentyna. Ze względu na historię, ale też piłkarzy, których ma obecnie w składzie. W teorii powinniśmy zająć pierwsze miejsce. Ale moim zdaniem każdy kolejny mundial jest coraz bardziej wyrównany i naprawdę nie można lekceważyć nikogo. Nawet Arabii Saudyjskiej. Wiele też będzie zależało od tego, w jakim kto przyjedzie "stanie". Ilu graczy odpadnie ze względu na kontuzje, kto w jakiej będzie formie.
Jako głównego rywala Argentyny widzi pan Polskę czy jednak Meksyk?
Wydaje mi się, że te zespoły są dość wyrównane, jeśli chodzi o siłę. Polska ma oczywiście Lewandowskiego, to ogromny atut, który może mieć w Katarze wielkie znaczenie. Nie ma chyba kibica na świecie, który nie znałby tego nazwiska.
Natomiast co do Meksyku... Nawet jeżeli wygraliśmy z nimi większość spotkań, to nieraz bywały to trudne mecze. Ograliśmy ich na mundialu 2006 i 2010, ale w tym pierwszym przypadku potrzebna była do tego dogrywka. Oni nigdy nie odpuszczają.
Wspomniał pan Lewandowskiego. W Polsce uważa się, że to właśnie on, a nie Messi powinien dostać Złotą Piłkę, że ten werdykt był niesprawiedliwy.
I jako Argentyńczyk mówię wprost: Polacy mają rację! Macie prawo czuć żal, bo mimo mojego ogromnego szacunku dla Messiego, to jednak ostatnio lepszy był Lewandowski. Niestety dla niego, dziennikarze głosowali bardziej na historię Messiego, na jego całokształt, a nie tak naprawdę na ostatni sezon.
Powtarzam: w moim odczuciu Złota Piłka bardziej należała się Lewandowskiemu. Natomiast co do tych wielkich nazwisk, to będzie w pewnym sensie mundial gwiazd powoli schodzących ze sceny, przynajmniej jeśli chodzi o mistrzostwa świata. Mam tu na myśli Messiego, Lewandowskiego, Cristiano Ronaldo, być może Neymara.
Jak pan ocenia siłę obecnej reprezentacji Argentyny?
To dobry zespół, choć moim zdaniem drużyna z 2014 roku, która sięgnęła po wicemistrzostwo świata, była piłkarsko lepsza. Natomiast ta jest bardziej zjednoczona, zgrana, co też jest dużym atutem. Dlatego wszystko może się zdarzyć, łącznie z tym, że wygramy ten turniej. Nie to, że jesteśmy faworytem, ale przy wyrównanym poziomie nasz zespół może się zaliczać do tych, którzy mogą wygrać. W końcu wciąż mamy w składzie jednego z najlepszych piłkarzy na świecie.
No właśnie. Pan grał z Maradoną zarówno w kadrze, jak i w Napoli. Ma pan swoje zdanie w odwiecznej dyskusji kto był lepszy: Diego czy Leo?
Takie porównania są brzydkie. Każda generacja, również w Argentynie, ma swojego bohatera. Kempes, Maradona, Messi. Gdybym jednak miał wybrać tylko jednego z nich, to zostanę z Maradoną. Był niepowtarzalny, wyjątkowy. I pamiętajmy o czasach, w jakich grał. Przecież Diego był brutalnie traktowany przez obrońców. Dziś graczom ofensywnym jest łatwiej, takie wejścia jak kiedyś nie są tolerowane, jest VAR.
Powstaje wiele filmów o Maradonie, to kolejne dowody na to, jak był kochany, na przykład w Neapolu. Pan to widział od wewnątrz.
To było coś niesamowitego. Neapol kochał Maradonę do szaleństwa. A on to odwzajemniał, na boisku robił rzeczy wręcz niesamowite. Choćby ten słynny rzut wolny z Juventusem, wielu z was go pewnie pamięta, a jak nie, to warto sobie odtworzyć.
Wiele lat później usłyszałem, że na treningu Milanu Boban z Saviceviciem próbowali odtworzyć to uderzenie. I mimo wielu prób nie potrafili. Bo albo uderzali za mocno i piłka przelatywała nad poprzeczką albo za nisko i lądowała w murze. Nijak nie chciała wpaść do bramki. Ten gol był jednym z przebłysków geniuszu Maradony. Inny, ale równie piękny, to oczywiście rajd i bramka z Anglią w 1986 roku.
Szkoda, że Maradona tak szybko odszedł...
Co do Diego, to nigdy nie wypowiadam się w kwestiach poza boiskiem. Każdy wybiera swoją drogę, każdy żyje według własnego uznania. Nie mnie to oceniać. Natomiast znałem go wiele lat, byliśmy kolegami. Cudowny piłkarz, cudowny. Jeszcze raz powiem: grałem z wieloma artystami piłki, ale on był największy.
A pan w którym klubie europejskim najlepiej się czuł?
W zasadzie z każdego, w którym grałem, mam dobre wspomnienia. Sevilla była moim pierwszym klubem w Europie, do dzisiaj mam z nimi bardzo dobre relacje. Potem była Fiorentina, następnie Napoli i na końcu Udinese. W Serie A rywalizowałem na przykład z Bońkiem. Doskonały zawodnik.
Generalnie dobrze mi się grało we Włoszech, choć żałuję, że nie udało mi się wygrać scudetto. Z drugiej strony na karierę klubową nie narzekam. Trzy razy sięgałem po Copa Libertadores z Club Atletico Independiente, a raz po Puchar Interkontynentalny, pokonując w 1973 roku Juventus.
Wracając jeszcze na chwilę do reprezentacji Polski. Miał pan w niej swoich ulubionych piłkarzy?
Lato za niesamowity nos do bramek i niezwykłą szybkość, Deyna za boiskową inteligencję i Boniek za całokształt.
Na koniec zapytam jeszcze o oczekiwania argentyńskich kibiców. Co uznają za sukces na tym mundialu?
Argentyński kibic jest bardzo wymagający, czasem nawet za bardzo. Nasi fani chcieliby, żeby Argentyna została mistrzem świata, a najlepiej, żebyśmy po drodze wygrali wszystkie mecze, ale nie ledwo ledwo, a zdecydowanie gromiąc rywali. To w obecnej piłce nie jest takie łatwe, ale mam nadzieję, że Argentyna, na koniec ery Messiego, zrobi coś dużego na tej imprezie.
Natomiast powiem tak: brakuje nam z przodu kogoś takiego jak Lewandowski. Bo Lautaro Martinez to jednak nie ten poziom. Gdybyśmy mieli w ataku Argentyny Lewandowskiego, to wtedy z dużą dozą pewności powiedziałbym, że zostalibyśmy mistrzami świata!
Polska szuka sparingpartnera
Zbigniew Boniek mówi jak pomóc Ukrainie