"Ha ha! Nie ma szans". Ależ odpowiedział Rosjanom
Miron Markiewicz mówi nam, że w czasie wojny odbywają się w Ukrainie turnieje piłkarskie. Legendarny ukraiński szkoleniowiec opowiada też o kolegach, zawodnikach i trenerach, walczących na froncie.
Turniej w czasie wojny
- Od początku wojny przekształciłem restaurację w punkt pomocy - mówi nam Miron Markiewicz. - Przygotowujemy posiłki dla żołnierzy oraz potrzebujących i wysyłamy na wschód kraju. Na przykład w Mariupolu 130 tysięcy ludzi nie ma co jeść i jest coraz gorzej - opowiada trener. - Organizujemy nie tylko gotowe dania i jedzenie, ale też inne produkty, w tym również sprzęt do pomocy rannym - wymienia Markiewicz.
Lwów jest względnie bezpiecznym miejscem w Ukrainie, choć miasto było kilkukrotnie ostrzeliwane przez rosyjskie wojska. - Na szczęście nie ma ich u nas - kontynuuje Markiewicz. - Parę rakiet spadło, ale paniki nie było. Wie pan, wojna jest, ludzie są na to przygotowani. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale takie są nastroje. Ludzie mają świadomość, że w każdej chwili coś się może wydarzyć - tłumaczy nasz rozmówca.
ZOBACZ WIDEO: Czy reprezentacja Polski wyjdzie z grupy na MŚ? "Wreszcie nie jesteśmy w łatwej grupie"Ale trener się nie załamuje. - Oni, Rosjanie, myślą, że my umrzemy ze strachu. Ha ha! Nie ma szans - gwarantuje.
- W ostatni weekend zorganizowaliśmy we Lwowie turniej piłkarski. Z całej Ukrainy przyjechało trzydzieści drużyn. Z Łucka, z Równego, z okolic Lwowa. Grała też młodzieżowa reprezentacja Ukrainy - wymienia.
Koledzy na froncie
Trener mówi nam także o swoich kolegach z piłki. Kilku z nich straciło życie na froncie. Dalej walczy między innymi Wołodymyr Jezierski, szkoleniowiec młodzieżowej reprezentacji Ukrainy do lat 19. Jezierski był asystentem Markiewicza w Dnipro w latach 2014-16. Drużyna doszła w 2015 r. do finału Ligi Europy. W Warszawie przegrała 2:3 z Sevillą Grzegorza Krychowiaka.- W Zaporożu jest Jurij Wernydub, mówił, że dają radę. On w tym sezonie grał z Sheriffem Tyraspol w Lidze Mistrzów. Kilku kolegów, trenerów i zawodników, niestety nie przeżyło. Zastrzelili ich - dodaje.
Markiewicz komentuje również ostatnie przerażające mordy w Buczy. Rosjanie zabili ponad 300 mieszkańców. Gwałcili, strzelali z bliska w głowę. Zwłoki pozostawiali na ulicy, czy też wrzucali ciała do masowych grobów lub studzienek.
Markiewicz pomaga we Lwowie, jest wolontariuszem. Jego młodszy syn zgłosił się do obrony miasta. Starszy syn, trener z Mariupola, opiekuje się rodziną za granicą. Gdy wybuchła wojna, przebywał z zespołem na obozie przygotowawczym poza Ukrainą. Markiewicz ma polskie korzenie i rodzinę we Wrocławiu oraz Opolu.
- Jeżeli ktoś z bliskich w Polsce czyta ten tekst, to powiem: wierzcie w nas, wszystko będzie dobrze - zwraca się do rodziny. - Ja chcę jeszcze popracować w zawodzie i po wojnie wrócę do trenowania - zapewnia.
Rozmawiając o piłce błyskawicznie odzyskuje energię. - Proszę nie patrzeć na mój wiek, jeszcze trochę pociągnę - uśmiecha się."Polacy, dziękuję"
Na koniec Markiewicz zwraca się do Polaków. - Dziękuję wam, za waszą wielką dobroć. Robię to za każdym razem, gdy mogę zabrać publicznie głos - przypomina. - Takiego poruszenia i zjednoczenia w Ukrainie jeszcze nie widziałem. Tego chcieli moi rodzice, dziadkowie. Niech się tylko skończy ta wojna. Po niej staniemy się bardzo silnym państwem - kończy legendarny ukraiński trener.
Lwów nad ranem pic.twitter.com/QexJmwogY9
— BuckarooBanzai (@Buckarobanza) March 18, 2022
Hitowy mecz Polaków? Jest kilka kwestii do ustalenia
"Wy, Polacy". Tak nazwał to, jak nasz kraj potraktował Ukrainę