Polacy pomogli piłkarzowi z Ukrainy. "Jestem im bardzo wdzięczny!"

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Dmytro Chomczenowskyj
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Dmytro Chomczenowskyj

Dmytro Chomczenowskyj, który przez dwa lata grał w Jagiellonii, mógł liczyć na pomoc przyjaciół podczas wojny. Jego rodzina jest już w Białymstoku. Sam wkrótce wróci do polskiego klubu.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze trzy miesiące temu Dmytro Chomczenowskyj walczył ze swoim klubem w Lidze Konferencji Europy. Jego drużyna odpadła w fazie grupowej, ale nadal mocno liczyła się w walce o czołowe miejsca w ukraińskiej lidze. Dalszą grę przerwała rosyjska inwazja.

Od 2014 roku Zoria Ługańsk rozgrywa mecze w Zaporożu. Jego klub musiał opuścić miasto, które zajęli przez Rosjanie. Dziś nawet w Zaporożu nie jest bezpiecznie. Rosjanie atakują miasto rakietami.

W rozmowie z WP Sportowe Fakty były zawodnik Jagiellonii Białystok mówi nam o życiu w Zaporożu i pomocy, którą otrzymał od przyjaciół z Polski. Niebawem sam wróci do Polski i zacznie treningi w rezerwach Jagiellonii.

ZOBACZ WIDEO: Z Pierwszej Piłki #05: Silna grupa, w której się nas boją. Szukamy sparingpartnera

Maciej Siemiątkowski, WP Sportowe Fakty: Jak wyglądały pierwsze dni wojny w Zaporożu?

Dmytro Chomczenowskyj, zawodnik Zorii Ługańsk: Na początku nie robiliśmy nic. Szukaliśmy schronów i najważniejsze było, żeby każdego kolejnego dnia nie ucierpieć od rosyjskich bomb. Był duży strach, bo rakiety trafiały w nasze miasto. Teraz jest trochę spokojniej.

Jak jest teraz?

Na szczęście w Zaporożu jest względnie cicho, choć często słyszymy alarmy. Czasem docierają do nas wybuchy bomb, które trafiły w tereny za miastem. Trudno sobie wyobrazić to, co dzieje się w innych miejscach. Cały świat widzi, co Rosjanie zrobili w Buczy. To straszne zbrodnie, za które muszą ponieść odpowiedzialność. Mam też nadzieję, że ich bliscy poznają prawdę o tym, jaką krzywdę wyrządzają ludziom w Ukrainie.

Co obecnie robi pan w Zaporożu?

Wróciłem do domu, tam też trenuję. Mieszkam z dwoma znajomymi. Co trzy dni udaje nam się zrobić zakupy i gotuję dla nich.

Ma pan kontakt z kolegami z drużyny?

Tak. Nadal rozmawiamy na swojej grupie na WhatsAppie. Ze wszystkimi mamy kontakt. Niektórzy wyjechali z Ukrainy. Każdy z nas czeka już na koniec wojny. Chcemy wrócić do normalnego życia i z powrotem grać w piłkę.

Jak ukraińskie kluby zareagowały na wojnę?

Piłka zeszła na dalszy plan. Wszyscy starają się pomóc naszemu krajowi i żołnierzom. Zoria nie jest wyjątkiem. Wspieramy Ukrainę w mediach społecznościowych, a przede wszystkim Zoria wpłaca pieniądze na wsparcie dla naszych żołnierzy.

Przez dwa lata grał pan w Jagiellonii Białystok. Czy znajomi z Polski oferowali pomoc?

Tak, jestem im bardzo wdzięczny! Wszyscy, których poznałem w Białymstoku, napisali do mnie, zaoferowali pomoc i miejsce dla naszej rodziny. Zresztą właśnie teraz tam są. Przyjechali do Polski razem z rodziną mojego kolegi. Załatwiliśmy im transport, a na miejscu pomogli im moi przyjaciele i znajomi.

Kontrowersje przed meczem Legii z Dynamem. Przeciwko tym braciom protestują kibice obu klubów

Nie może wrócić do Buczy. Zdradził, co robi tam teraz ukraińskie wojsko