Lucjan Brychczy urodził się 13 czerwca 1934 roku - w Bytomiu. Miejsce narodzin nie przeszkodziło mu w tym, by stać się żywą legendą i symbolem Legii Warszawa. Początkowo w klubie z Warszawy grał jako zawodnik, później został jego trenerem. Niedawno minęło 55 lat od momentu, gdy zadebiutował w barwach Legii.
Początkowo występował w klubie z Bytomia, później w drużynach z Gliwic, by ostatecznie trafić do miejsca swego przeznaczenia, czyli Legii Warszawa, w której jest do dziś. - Na stadionie Legii debiutowałem w reprezentacji, dopiero później w samej Legii. Zaskoczyło mnie to, że to już tyle czasu od tego minęło. Tak niestety jednak jest. Miało to miejsce w przegranym meczu - mówi pan Lucjan.
Dokładnie 12 września 1954 roku Ruch Chorzów podejmował Legię Warszawa. Pojedynek wygrali chorzowianie, a na boisku w koszulce Legii po raz pierwszy pojawił się człowiek, którego imię i nazwisko każdy kibic Legii wymienia z należytym mu szacunkiem. - Dość dobrze się tam zaprezentowaliśmy, ale Legia była wtedy w takiej sytuacji, ze grała o spadek. Dopiero po tym spotkaniu zaczęło znów iść wszystko dobrze i Legia się wtedy utrzymała. To był 1954 rok, po pierwszej rundzie Legia mała sześć punktów, a później w drugiej rundzie się utrzymaliśmy. Potem zaraz rok po roku zdobyliśmy mistrzostwo i Puchar Polski - wspomina Lucjan Brychczy, wieczny Legionista.
Pochodzi ze Śląska, ale związał się właśnie z Legią. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale jednak tak się stało. - Kiedyś były takie mecze: Warszawa - Śląsk, Warszawa - Kraków. Wtedy wypatrzył mnie trener węgierski Janos Steiner. Wymarzył sobie, żeby mnie ściągnąć. Chciał tworzyć to na wzór węgierskiego Honvedu. Przytrzymał takich zawodników jak Pohl, Kowal, Szymkowiak przez dwa lata i zespół rósł. Później, w 1956 roku, znów było słabiej i trzeba było budować drużynę. Kilku zawodników odeszło na Śląsk. Ja przychodziłem na dwa lata, a zostałem do dzisiaj - wyjaśnia pan Lucjan, który mimo pokaźnego już wieku przyjechał z drużyną Legii do Wrocławia na mecz z miejscowym Śląskiem.
Lucjan Brychczy w Legii Warszawa nieprzerwanie jest o od bardzo, bardzo dawna. W tym czasie wiele przeżył i wiele widział. Który okres wspomina on z największym sentymentem? - Wydaje mi się, że najlepszy okres dla Legii to były lata 1955-1956. Najbardziej w pamięci utkwiło mi zdobycie pierwszy raz przez Legię mistrzostwa Polski. Pierwsze mistrzostwo jest, jakby to powiedzieć, dla klubu zawsze najważniejsze - to mi najbardziej utkwiło w pamięci. To były najlepsze lata w mojej karierze - dokładnie opisuje były znakomity zawodnik, później trener.
Teraz Legia to już zupełnie inna Legia niż ta za czasów Brychczego. W spotkaniu ze Śląskiem Wrocław, które pan Lucjan oglądał, Legioniści praktycznie nie stworzyli sobie sytuacji bramkowej. Pojedynek nie był porywającym widowiskiem. Drużyna z Warszawy nie prezentuje się dość dobrze od początku rozgrywek, ale pomimo tego pan Lucjan cały czas wierzy w zawodników swojego ukochanego zespołu. - Legia zawsze miała dobrych piłkarzy. Kwestią czasu było tylko zgranie i atmosfera. Mi się wydaje, że w dalszym ciągu zespół jak na naszą ligę jest silny. Sprawa walki o mistrzostwo jest cały czas otwarta, mimo że teraz Legia straciła na starcie te punkty, ale patrząc wstecz w tych pojedynkach te punkty nie powinny być stracone. Mając takie sytuacje bramkowe, jak na przykład w Wodzisławiu to nie wiem, czy to są już nieumiejętności czy brak skupienia. Sprawa jest cały czas otwarta. Legia w każdym meczu gra o wygraną. Tak jest w sporcie, w piłce nożnej tym bardziej - stwierdził Brychczy.
Taką ikonę w swoich szeregach chciałby mieć każdy klub. Nie każdy może się nią jednak poszczycić. Lucjan Brychczy to prawdziwy Legionista, którego kibice stołecznej drużyny darzyli, darzą i będą darzyć ogromnym szacunkiem. Mimo ogromnych osiągnięć Lucjan Brychczy jest skromnym człowiekiem, z chęcią odpowiada na pytania. Na jedno tylko nie chciał odpowiedzieć. Kto zostanie trenerem kadry narodowej? - To nie dla mnie to pytanie - zakończył z uśmiechem na ustach i udał się kibicować swojej ukochanej Legii Warszawa.