Słysząc o krajach, w których dochodzi do skandali z udziałem kibiców piłkarskich raczej nie myśli się o Skandynawach. Jednak doniesienia z Norwegii są wstrząsające. W poniedziałek odbyło się spotkanie FK Bodo/Glimt - Valerenga Fotball. Gospodarze pewnie wygrali 5:1. Jednak starcie to zostanie zapamiętane z czegoś innego niż sportowe popisy.
Portal Nrk.no opisuje skandaliczne sceny, które miały się dziać z udziałem kibiców z Oslo. Zdaniem miejscowej policji, ta jeszcze nigdy nie mierzyła się z tak bestialskim atakiem na lokalną społeczność.
- Nigdy nie widziałem takiego zachowania - mówi Vegard Kristiansen z policji w Nordland w rozmowie z Nrk.no. - Napadali na dzieci. Odbierali im kibicowskie gadżety i palili flagi. To było obrzydliwe - dodał.
Policja w rozmowie z norweskimi mediami opowiadała o licznych sytuacjach, w których kibice Valerengi atakowali sympatyków FK Bodo/Glimt. W efekcie czego funkcjonariusze zmuszeni byli do użycia psów, a nawet gazu pieprzowego, aby ich uspokoić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: awantura na boisku. Trener posunął się za daleko
Kibic Valerengi zaprzeda oskarżeniom
Portalowi Nrk.no udało się dotrzeć do jednego z kibiców Valerengi, który spotkał się z interwencją policji. Zaprzecza on oskarżeniom, że on wraz z innymi sympatykami miał atakować dzieci.
- Faceci, od których wzięliśmy szalik mieli co najmniej 20 lat. Byli wyrośnięci. Nie spotkaliśmy nikogo w tak młodym wieku - mówił Sebastian, kibic z Oslo.
Odniósł się on również do interwencji policji. Jego zdaniem historia o zaatakowaniu dzieci jest próbą przykrycia policyjnej agresji na kibicach.
- Podjeżdża radiowóz, a z niego policjant wyskakuje jak jakiś kowboj. Mówi, że musimy się całkowicie uspokoić. Mimo to zakłada kajdanki jednemu z nas. Byłem spokojny, więc zapytałem: "Co się dzieje?". Nikt nic nie powiedział. Potem policjanci zatrzymują następnego i sytuacja robi się coraz gorsza. Wszyscy stali się bardziej agresywni - tłumaczył dalej kibic.
W odpowiedzi na zarzuty kibica policja zdradziła, że posiada dane osobowe zaatakowanych dzieci. Rozpoczęto również dochodzenie, aby wyjaśnić zaistniałą sytuację.
Zobacz także: Problemy Bayernu nie mają końca
Zobacz także: Powstanie mur na granicy ukraińsko-rosyjskiej?