Henryk Kasperczak to były trener Wisły Kraków (2002-04 i 2010) oraz wielu francuskich klubów, takich jak Metz, Saint- Etienne, Montpellier, Lille. Przed laty prowadził także kilka reprezentacji: między innymi Tunezję, Maroko, Senegal, Mali czy Wybrzeże Kości Słoniowej.
Doświadczony szkoleniowiec sięgnął z Białą Gwiazdą po dwa mistrzostwa Polski (2003, 2004). Gra jego drużyny na początku XXI wieku zachwycała kibiców w całym kraju. Wisła zasłynęła też świetnymi meczami w Pucharze UEFA z Parmą, Schalke i Lazio Rzym docierając do 1/8 finału. Kasperczak to także były, 61-krotny reprezentant Polski, srebrny medalista mistrzostw świata (1974) i igrzysk olimpijskich (1976).
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Gdy patrzy pan teraz na Wisłę, to co pan myśli?
Henryk Kasperczak: Żal mi Wisły i sytuacji, w której się znalazła. Oczywiście w piłce zawsze wszystko może się odwrócić. Gorzej jednak z perspektywą, jaka kreśli się wokół drużyny.
ZOBACZ WIDEO: "Z Pierwszej Piłki". Żaden Polak nie dokonał tego co Lewandowski. Ten rekord może przetrwać wieczność
Nie widać światełka w tunelu?
Jeżeli nie ma się pieniędzy, uprawia się złą politykę sportową, to niestety nie ma możliwości, by sytuacja się poprawiła. Takie są teraz problemy Wisły. Przy dużych i częstych zmianach trenerów i zawodników tak to najczęściej się kończy.
Wisła to dziś...?
Średniak posiadający średnich piłkarzy. Transfery do klubu nic nie wnosiły, żaden nie był lepszy od poprzedniego. Nie chcę tego nazywać "sekwencją błędów", ale... no nie wychodzi to prezesom. W takiej sytuacji trudno trenerowi coś zdziałać.
Jerzy Brzęczek wyłamuje się z tego marazmu?
Widzę, że ma pomysł na grę. Trener podniósł też zespół mentalnie, wpoił drużynie, że każdy mecz to walka o sześć punktów. Natomiast oprócz nastawienia, wychodzi jakość piłkarska, której brakuje. Przyjście trenera Brzęczka było na pewno wzmocnieniem Wisły, może nawet największym w tym sezonie.
Spadek do I ligi jest bardzo realny, Wisła traci dwa punkty do bezpiecznej strefy i nie ma łatwego terminarza. Degradacja raczej nie będzie dla klubu "nowym otwarciem".
Absolutnie. Klubowi potrzebne są pieniądze, a te biorą się między innymi z praw telewizyjnych. Finanse są Wiśle potrzebne, by działać i utrzymywać się na powierzchni.
Potrafi pan wskazać moment, w którym Wiśle zaczęło się to wszystko "sypać"?
To było, gdy zaczęto sprzedawać najlepszych zawodników, zwłaszcza Polaków. Mówię o moich czasach. Najważniejszy jest pomysł. Plan A, B lub C - w zależności od decyzji. Ówczesny właściciel Bogusław Cupiał był bardzo poważnym źródłem finansowania Wisły. Po tym, gdy zrezygnował i przestał być prezesem, następcom było do niego daleko.
A działalność braci Błaszczykowskich idzie w dobrym kierunku?
Zarządzanie nie jest sprawą łatwą, szczególnie w polskich klubach. Pod różnymi względami, zwłaszcza finansowym. Nie wystarczy mieć wielką ambicję i pasję, jaką mają Kuba i Dawid Błaszczykowscy oraz ich współpracownicy. Należy posiadać możliwości finansowe i przede wszystkim - wiedzę na temat prowadzenia polityki sportowej. Na pewno ktoś z doświadczeniem mógłby im pomóc.
Aż trudno uwierzyć, jaki spadek zanotowała Wisła na przestrzeni ostatnich lat. Mówimy o zespole, który w XXI wieku zdobył siedem razy mistrzostwo kraju.
Jeżeli jest sprzyjająca sytuacja finansowa i sportowa, jeżeli dobrze dobierze się zawodników, to można coś zrobić. Taki był mój pierwszy okres w Wiśle (2002-2004). Trafiłem na fantastyczną generację zawodników, poustawiałem te klocki i wyszło. To byli gracze ambitni, którzy chcieli osiągać dobre wyniki, a przy okazji dobrze zarobić. Dlatego to się sprawdziło.
W drugim okresie, w 2010 roku, było już inaczej. Przyjąłem propozycję ze względu na uczucie, którym darzyłem Wisłę. W 1965 roku byłem nawet bliski transferu do tego zespołu. Przyjechałem z Mielca, byłem w Krakowie cztery miesiące, ale nie grałem, bo Stal nie chciała mnie puścić. Później musiałem iść do wojska, ale po wielu latach w końcu do Wisły trafiłem. Zresztą, moja żona też jest z Krakowa.
Pomógłby pan Wiśle ten ostatni raz?
A kto tam się zastanawia w Polsce nad tym, czy bym wrócił? Znają mój charakter. Wiedzą, że ja nie jestem trenerem do zabawy, a do budowania, do osiągania jakiś celów. Karuzela trenerska kręci się wszędzie, ale są pewne zasady - na przykład szacunek do człowieka. Trochę lat przeżyłem, w kilku miejscach pracowałem i mam porównanie. To, co czuję w stosunku do klubu, to jedna sprawa, a to, jakie mam przemyślenia względem polskiej piłki, to zupełnie inny temat.
Pan jest już zupełnie poza futbolem, czy byłby pan gotowy wznowić karierę?
We Francji w klubach zawodowych są limity, można pracować do 70 lat. Na poziomie zawodowym nie mam już szans pracować.
Czyli po długiej karierze spokojnie odpoczywa pan we Francji.
Jestem i w Polsce, i we Francji. Ale nie będę rozwijał się na temat, gdzie dokładnie, bo miałem za dużo włamań do moich mieszkań w obu krajach.
Ok, to zostawiamy ten temat.
Nie wiem, czego ci złodzieje szukają. Zapewniam, że żyły złota tam nie znajdą.
Natomiast śledzę sytuację polityczną i w Polsce, i we Francji, obserwuję, jestem na bieżąco. Delektuje się oglądaniem piłki, jak na przykład meczu Ligi Mistrzów Manchesteru City z Realem Madryt. Szkoda tylko, że nasza liga jest coraz słabsza.
Europa zostawiła nas w tyle, staliśmy się kopciuszkiem. Do dziś nie stworzono warunków finansowych, żeby osiągnąć sukces na arenie międzynarodowej. To bardzo trudny okres dla Polski, choć reprezentacja ma ciekawych zawodników. Po najbliższych mistrzostwach świata na pewno będą zmiany. Po Robercie Lewandowskim też ktoś się znajdzie, jest iskierka nadziei. Tylko będzie raz dobrze, a raz gorzej. Żeby dać jednak szerszy obraz - reprezentacja Francji mogłaby teraz wystawić trzy mocne drużyny. U nas to zaplecze jest skromniejsze.
A brakuje panu w CV prowadzenia polskiej reprezentacji?
Ludzie, którzy zarządzali polską piłką, nie chcieli, by Kasperczak trenował kadrę. Za Michała Listkiewicza odmówiłem. Miałem prowadzić jednocześnie Wisłę i reprezentację. Później kandydowałem na prezesa PZPN i zorientowałem się, że ludzie traktują mnie jak obcokrajowca. Eh, szkoda komentować. W każdym razie - miałem za mało sprzymierzeńców, by zostać selekcjonerem.