W tym artykule dowiesz się o:
To piłkarze, którzy prezentują równy, całkiem wysoki poziom od dawna, ale w powszechnej świadomości nie funkcjonują jako ci, bez których ich zespoły nie mogłyby się obyć, a inne kluby jakoś się o nich nie zabiegają.
Jedni po prostu grają mało efektownie, ale szalenie efektywnie albo niezgrabnie poruszają się po boisku, choć z piłką potrafią zrobić o wiele więcej niż niewysoki, narwany lewonożny skrzydłowy, który często podoba się kibicom właśnie dlatego, że z postury przypomina Juana Matę, ale jego efektywność jest równa tej pani Helenki z ZUS-u.
Innym z kolei łatkę nieudacznika przypięto nie pinezką, a przyklejono "Ośmiorncziką" i poprawiono gwoździem wbitym piłką przez Dariusza Pawlusińskiego.
Oto 10 najbardziej niedocenionych zawodników T-Mobile Ekstraklasy. Zapraszamy.
Wojciech Kaczmarek (Zawisza Bydgoszcz)
Zestawienie to musi otwierać bramkarz beniaminka. 30-letni Kaczmarek to jedyny golkiper w swoim rodzaju w polskiej lidze - gdy nie musi, po prostu nie rzuca się na murawę, przedkładając wydajność nad efektowne interwencje.
Kaczmarek korzysta ze swojego niebywałego zasięgu ramion, którego dorobił się wraz ze wzrostem - mierzy 202 cm, a zasięg kończyn górnych to grubo ponad te dwa metry. Z tego względu naprawdę rzadko kiedy musi się rzucać do uderzeń z dystansu, przemieszczając się po linii bramkowej krokiem odstawno-dostawnym.
Do tego "Kaczmar" to jeden z największych mruków w polskiej piłce. Wywiadów udzielać nie lubi, a potrafi je kończyć po drugim pytaniu zgrabnym: "coś jeszcze?". Dr Jekyll i mr Hyde, bo w szatni jest prawdziwym wodzirejem i nie da się go nie lubić.
Milos Kosanović (Cracovia)
Gdybyśmy mieli taką moc sprawczą, 23-letni jutro dostałby polskie obywatelstwo, żeby tylko zagrać w meczach z Ukrainą i Anglią. "Kosa" po cichu, baaardzo po cichu wyrasta na czołowego stopera T-Mobile Ekstraklasy.
W powszechnej świadomości funkcjonuje "Kosanović wersja 2010-2012". Gdy Cracovia spadała z ligi, owszem, Serb wtapiał się w otoczenie i wyróżniał się tylko kapitalnie ułożoną lewą nogą. Po rocznym pobycie w I lidze i pod skrzydłami Stawowego rozwinął się tak, że ze świecą w Polsce szukać środkowego obrońcy o takich parametrach.
Kosanović już nie tylko potrafi wprowadzić piłkę do gry, posłać bombę z 30 metrów czy rzucić crossa na nos do skrzydłowego. Kosanović to dziś przede wszystkim stoper nie do przejścia, który przerósł już tę ligę, a reakcje: "gra Kosanović? na pewno coś strzelimy" są mocno krzywdzące.
30 czerwca kończy mu się kontrakt z Cracovią i na ten dzień czekają kluby z Niemiec, Holandii, Belgii i Turcji.
Marcin Pietrowski (Lechia Gdańsk)
Wychowanek Lechii już piąty sezon z rzędu jest podstawowym zawodnikiem i cały czas prezentuje solidną formę, ale pochwały zbierają inni piłkarze gdańszczan, na których on haruje w pocie czoła w środku pola bądź w defensywie, gdzie też zdarzało mu się grywać.
Poza tym w Gdańsku jak w Psach - "trenerzy się zmieniają, a Pietrowski ciągle na boisku". Grał u Tomasza Kafarskiego, Rafała Ulatowskiego, Pawła Janasa i Bogusława Kaczmarka, gra i Michała Probierza.
Może źle pojmowana uniwersalność przeszkadza mu w wypracowaniu sobie marki na rynku, ale my nie hołdujemy zasadzie, że jak ktoś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Wręcz przeciwnie - taki piłkarz jak Pietrowski to skarb dla trenera.
Maksymilian Rogalski (Pogoń Szczecin)
Stosunkowo późno trafił do ekstraklasy, bo dopiero w wieku 29 lat, ale lepiej późno niż wcale. Wcześniej człowiek od czarnej roboty w Pogoni, dzięki zmianie taktyki przez trenera Dariusza Wdowczyka na bardziej cywilizowaną częściej teraz ma okazję do pokazywania walorów czysto piłkarskich. Ma jedno z najbardziej soczystych uderzeń w lidze.
W minionym sezonie szersza publiczność zwróciła na niego uwagę tylko po głupiej ręce w meczu z Jagiellonią Białystok, gdy w polu karnym wyskoczył do piłki jak przy siatce w bloku, a później wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Teraz jest centralną postacią jednej z rewelacji sezonu, choć głośniej mówi się o Takafumim Akahoshim czy Adamie Frączczaku.
Łukasz Trałka (Lech Poznań)
Zaginiony młodszy brat Karola Strasburgera to flagowy przykład zawodnika, któremu ciężko odczepić krzywdzącą łatkę. Najpierw "trałkowanie" wymyśliło weszlo.com, a później za gruntowną analizę jego gry w stylu "jak nigdy wcześniej" wziął się Grzegorz Mielcarski i wszyscy widza w Trałce to, co chcą widzieć, czyli drewnianego lenia.
Tymczasem dla nas to centralna postać Kolejorza Mariusza Rumaka. Kolejorza, który - licząc czas Trałki przy Bułgarskiej - ustępuje w zdobyczy punktowej tylko Legii Warszawa. 29-latek jest sprawny zarówno w odbiorze, jak i w konstrukcji akcji.
Krzysztof Mączyński i Mariusz Przybylski (Górnik Zabrze)
Skoro na boisku tworzą duet, to i my zrobimy z nich "Mączylskiego". Dwaj środkowi pomocnicy solidnego jak Nokia 3310 Górnika Zabrze, o których nie mówi się wcale, a jeśli już, to że są po prostu dobrze naoliwionymi trybami machinerii skonstruowanej przez Adama Nawałkę.
Na pewno jest w tym trochę prawdy, ale to nie znaczy, że obaj nie zasługują na docenienie. Przybylski to jeden z najlepiej zagrywających penetrujące piłki piłkarzy T-Mobile Ekstraklasy. Gros bramkowych akcji zabrzan poprzedza właśnie takie zagranie częstochowianina.
Mączyński gra bardziej w głębi pola i dlatego często jest niewidoczny, ale odwala kawał dobrej roboty w odbiorze i pierwszych zagraniach po zabraniu przeciwnikowi zabawki. Gdyby liczyć prepreasysty, wychowanek Wisły Kraków byłby w czubie klasyfikacji.
Krzysztof Danielewicz (Cracovia)
Jedyny "pierwszoroczniak" w naszym zestawieniu. 22-letni wychowanek Parasola Wrocław, niechciany - podobnie jak wielu innych - w seniorach Zagłębia Lubin, znalazł swój kąt w Cracovii. Co prawda do Pasów nie sprowadzał go Wojciech Stawowy, bo jego transfer był załatwiony przed powrotem "Wąsa" na Kałuży 1, ale u tego szkoleniowca rozwinął się nieprawdopodobnie.
Dziś jest centralną postacią Pasów - jeśli gra, to przeważnie od 1. do 90. minuty. Do jego największych zalet należą szerokie pole widzenia na boisku i szybkość podejmowania decyzji - zanim dostanie piłkę, wie już, gdzie ją pośle - oraz skłonność do podejmowania niekonwencjonalnych zagrań. Na razie ma na koncie tylko dwie asysty, ale to wina nieskuteczności jego kolegów z drużyny. Jest ofensywnym, bardzo zaawansowanym technicznie zawodnikiem, ale przy tym pierwszym, który wstawi głowę tam, gdzie inni nie wsadziliby nogi. Nieczęste połączenie.
Matej Izvolt (Piast Gliwice)
Słowak jeśli tylko jest zdrowy, jest podstawowym zawodnikiem Piasta. Ma mocno rozwinięty zmysł gry kombinacyjnej i świetnie panuje nad piłką. Tak, że czasem aż nie pasuje do grającego jak najprostszymi środkami Piasta.
Na boisku jest bardzo cierpliwy i zdyscyplinowany. Nie wszystkie zagrania mu wychodzą - gdyby tak było, oczywiście nie grałby w Polsce - ale przyjemnie patrzeć, jak rozgrywa piłkę i nie podejmuje decyzji, po których bezradnie się wzdycha.
Paweł Sobolewski (Korona Kielce)
34-latek jest już trochę po drugiej stronie rzeki, co pozwala stwierdzić, że wśród niedocenianych ligowców jest tym najbardziej niedoszacowanym. Ostatnie dwa sezony tym bardziej były dla niego trudne, gdy Koronę prowadził Leszek Ojrzyński, dla którego bardziej od gry w piłkę liczyło się zastraszenie przeciwnika. A jak mawia Orest Lenczyk, walczy się na wojnie, a w piłkę to się gra.
Sobolewski jest wymierającym gatunkiem polskiego zawodnika, dla którego naprawdę nie ma znaczenia, którą nogą kopie piłkę. Wielu z ligowców uderzając słabszą nogą, wygląda jak słoń tańczący balet, a o Sobolewskim - choć już za moment będzie kończył karierę - wciąż nie potrafimy powiedzieć, czy jest prawo- czy lewonożny. Gra obunóż, ale tak jak Osman Chavez przy wślizgach.
Aż dziw bierze, że żaden topowy polski klub nie próbował przez te wszystkie lata wyciągnąć do z Kielc.