W tym artykule dowiesz się o:
Burza po słowach Mateusza Klicha
Polacy zagrali ze Słowacją fatalnie. Popełniali mnóstwo błędów, zwłaszcza w defensywie, a taki Marek Hamsik z naszymi zawodnikami pogrywał sobie jak z juniorami. Jedna bramka, druga bramka, i też trzecia, kurde bele, leci - można byłoby zaśpiewać. Dobrze, że w naszych szeregach mieliśmy Artura Boruca, który uratował nas przynajmniej przed stratą kolejnych dwóch goli. Ostatecznie skończyło się więc na "skromnym" 2:0 dla Słowaków. - Mogliśmy strzelić więcej bramek, ale i tak to zwycięstwo jest zasłużone - zaznaczył kapitan naszych południowych sąsiadów, Martin Skrtel.
W pewnym momencie kibice, którzy w liczbie ponad 40 tysięcy zasiedli na stadionie, nie wytrzymali i ryknęli: - Co wy robicie, Polacy co wyrobicie. Potem każdy z biało-czerwonych otrzymał solidną porcję gwizdów. Takie zachowanie fanów, którzy co by nie mówiąc, za bilety zapłacili, spotkało się z mnóstwem komentarzy. Wielką burzę wywołał wpis Mateusza Klicha na Twitterze, który raczej nie dotyczy jednak gwizdów, a zupełnie czego innego:
40.000 zakazow stadionowych po wczoraj. Bylem na trybunach i to co się tam dzieje to jest masakra... :/ byle zjesc i ponapi***....
Piłkarze, którzy na boisku biegali za piłką i Słowakami, do zachowania publiczności podeszli ze zrozumieniem. - Na pewno nikt nie jest zadowolony. Kibice również to pokazali. My także nie jesteśmy zadowoleni z naszej postawy. W przyciągnięciu kibiców na stadion na kolejne spotkania pomoże dobra gra i zwycięstwa w następnych meczach - powiedział Tomasz Jodłowiec.
- Nie ma co się dziwić kibicom. Oni przyszli oglądać nasze zwycięstwo, naszą dobrą grę. Kibice zachowali się w taki sposób, ale też musimy sobie z tym radzić - dodał Marcin Kamiński, jeden z najsłabszych zawodników w naszej drużynie, o ile nie najsłabszy.
Swoje do sprawy dodał też Adam Nawałka. - Nikt nie chce przeżywać takich gwizdów. Zrobimy wszystko, aby to, co można, to poprawić. Będziemy o to walczyć - skomentował selekcjoner.
Nowy trener, stare grzechy
- W debiucie nie było cacy. Przed Adamem Nawałką nawał pracy - pisaliśmy tuż spotkaniu. Sam nowy szkoleniowiec drużyny narodowej już po pierwszym meczu chyba zdał sobie sprawę na co się porwał. - To zawsze trener odpowiada za wynik i to jak wyglądała gra. Przestrzegałem, mówiłem, że będą trudne momenty. Nie zamierzam się poddać. Czeka mnie długa noc - to kilka cytatów z tego, co mówił selekcjoner na pomeczowej konferencji prasowej.
Od dawna było wiadomo, że ogromne problemy mamy z linią defensywną. Adam Nawałka desygnował więc do gry zupełnie nowych zawodników, w tym dwóch swoich byłych podopiecznych z Górnika Zabrze. Jak to wyglądało? Wszyscy widzieli, widział i sam selekcjoner. - Ten mecz pod względem organizacji obrony...[cisza] wszyscy widzieliśmy jak było. Nie ma co tutaj ściemniać. To było bardzo złe spotkanie - skomentował Nawałka.
Obrona zagrała tragicznie. Powtórzymy po raz kolejny - dobrze, że był Boruc. - O obronie rozmawiamy już bardzo długo jeśli chodzi o sprawę reprezentacji Polski. W tym ustawieniu za trenera Nawałki bronimy całą drużyną, więc odpowiedzialność spada na wszystkich zawodników. To nie jest tylko linia defensywa, cztery osoby. To jest cała drużyna i chyba cały zespół powinniśmy rozliczać za tę porażkę - powiedział sam golkiper Southampton.
Znęcamy się nad defensywą, ale i w ofensywie wcale nie było lepiej. Stałe fragmenty w wykonaniu Adriana Mierzejewskiego lepiej przemilczeć. Robert Lewandowski znów na boisku był wszędzie, ale w kluczowych momentach nie w polu karnym. Jakub Błaszczykowski biegał, szarpał, ale nic z tego nie wynikało. Waldemar Sobota? Wyszedł w podstawowym składzie. - Takie jest życie. Czasami jest tak, że jak człowiek bardzo chce, to nie do końca te chęci idą w parze ze skutecznością. Wydaje mi się, że ogólnie zagraliśmy po prostu słabsze spotkanie - podsumował kapitan kadry. - W piłce nożnej niestety nic tak łatwo nie przychodzi. Wiadomo, że my byśmy chcieli nagle zacząć grać tak, żebyśmy strzelali bramki, wygrywali, ale jednak rzeczywistość jest inna. Trzeba robić krok po kroku - dodał Lewandowski.
A jaka jest recepta na pokonanie biało-czerwonych? - Takich piłkarzy jak Robert Lewandowski czy Kuba Błaszczykowski trzeba pilnować przez całe spotkanie. Nie można spuścić ich z oka. Udało się nam odciąć ich od gry, lecz kosztowało to nas wiele pracy i wysiłku - wyjaśnił kapitan Słowaków.
Słowackie koszmary...
Przed piątkowym spotkaniem wróciliśmy do eliminacji do mistrzostw świata, które w 2010 roku odbyły się w Republice Południowej Afryki.
15 października 2008 zmierzyliśmy się ze Słowacją w Bratysławie. Od tego spotkania zaczęło się pasmo nieszczęść i niepowodzeń biało-czerwonych. Po golu Euzebiusza Smolarka jeszcze 85. minucie prowadziliśmy 1:0. W mgnieniu oka, a dokładniej w minutę, straciliśmy jednak dwa gole. Pierwszy padł po fatalnym błędzie Artura Boruca. Przy drugim trafieniu nie popisała się cała nasza defensywa. Czar prysł, a my przegraliśmy i rozpoczęliśmy fatalny okres dla polskiej piłki nożnej.
Tak pisaliśmy i apelowaliśmy, aby przegonić słowackie demony. Te co najwyżej przegonił Boruc, bo ten zagrał bardzo dobrze. A reszta? Wszyscy widzieli... Ciągle tkwimy w marazmie, a Adam Nawałka jest kolejnym selekcjonerem, który przegrał w debiucie.
Tak to wyglądało w Bratysławie kilka lat temu:
A tak we Wrocławiu w miniony piątek:
[wrzuta=3E98D8iaIbH,mmkk07]
Lata mijają, piłkarze się zmieniają, tylko my ciągle przegrywamy...
I te wrocławskie...
Nie mają szczęścia kibice, którzy kupują bilety na wydarzenia sportowe na nowym wrocławskim stadionie, nie ma szczęścia też sam ten stadion. Ten obiekt był już świadkiem wielu przykrych porażek, które ponosili na nim polscy sportowcy. Zaczęło się lekcji boksu, jaką otrzymał od Witalija Kliczko Tomasz Adamek. O porażkach Śląska Wrocław nie będziemy się zbytnio rozwodzić. Wspomnimy tylko, że po raz ostatni na meczu WKS-u trybuny szczelnie wypełniły się podczas konfrontacji z Sevillą FC. Efekt? 5:0 dla Hiszpanów...
Reprezentacja Polski na tym obiekcie też nie ma szczęścia. Po raz pierwszy Polacy we Wrocławiu zagrali, gdy trenerem zespołu narodowego był jeszcze Franciszek Smuda. Wtedy, 11 listopada 2011 roku, przy 42 716 widzach, biało-czerwoni gładko przegrali 0:2 z Włochami. W końcówce spotkania rzutu karnego nie wykorzystał Jakub Błaszczykowski. Kolejny "wrocławski" mecz wszystkim piłkarskim kibicom w Polsce i w... Czechach na długo zapadł w pamięci. W trzecim spotkaniu grupowym podczas Euro 2012, które to starcie decydowało o wszystkim, przy 41 480 widzach, przegraliśmy 0:1 i odpadliśmy z mistrzostw Europy.
Kadra stadion we Wrocławiu odczarowała dopiero 11 września 2012 roku. Wtedy to zespół Waldemara Fornalika w ramach eliminacji do mistrzostw świata, które w 2014 roku zostaną rozegrane w Brazylii, podejmował Mołdawię. Biało-czerwoni wygrali i po raz pierwszy strzelili na nowym dolnośląskim obiekcie gole. W meczu, który obserwowało 26 145 widzów, bramki zdobywali Jakub Błaszczykowski z rzutu karnego i Jakub Wawrzyniak.
Teraz biało-czerwoni na nowym wrocławskim stadionie zagrali po raz czwarty. Efekt? 2:0, ale w plecy. I kolejna lekcja futbolu, tym razem od Słowacji. Chyba kadra do stolicy Dolnego Śląska szybko nie wróci.
A tak kibice we Wrocławiu odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego. Ku pokrzepieniu serc!
Robert Lewandowski to bezsprzecznie jeden z najlepszych napastników na świecie. Z tym nawet nie ma co polemizować. "Lewemu" w kadrze wyjątkowo jednak nie idzie. Nie pomagają zmiany ustawienia, kolejne pomysły na jego wykorzystanie oraz coraz to nowi partnerzy do gry. Jak nie idzie, to nie idzie.
- Wyobrażaliśmy sobie, że będzie zupełnie inaczej, że to będzie rozpoczęcie jakiegoś nowego rozdziału, ale wyszło jak wyszło. Nie możemy się załamać, bo to nam na pewno w niczym nie pomoże. Musimy patrzeć w przyszłość. Tak jak mówiłem wcześniej - przede wszystkim musimy być cierpliwi w tym co robimy i wtedy mam nadzieję, że ta poprawa będzie widoczna - zaznaczył napastnik Borussii Dortmund.
Na przedmeczowej rozgrzewce testowano jednak, jak tu sprawić, żeby Lewandowski trafił do siatki i w meczu z orzełkiem na piersi. Ponoć jednak sędzia nie zgodził się, abyśmy z tego pomysłu mogli skorzystać podczas spotkania...
I tak na koniec, jak się okazuje, zatrzymać reprezentację Polski wcale nie jest trudno. Gorzej pewnie z konsekwencjami...