W tym artykule dowiesz się o:
Mieliśmy spory dylemat z wyborem bramkarza do naszego zestawienia. Żaden z kandydatów nie był bowiem pewniakiem do miejsca w składzie. Ostatecznie padło na Rodicia, który aż pięć razy musiał wyjmować piłkę z siatki. Przy golach raczej nic nie mógł zrobić, ale pięć puszczonych bramek brzmi jednak jednoznacznie...
Po jego interwencji sędzia odgwizdał rzut karny, a w drugiej połowie popełnił koszmarny błąd. Na szczęście dla Lecha sytuacji sam na sam nie wykorzystał Makuszewski. Wołąkiewicz meczu w Gdańsku zdecydowanie nie zaliczy do udanych.
Miał pecha, ale jak pisał nasz korespondent, szczęściu trzeba też umieć pomóc. Wasiluk nie tylko sprokurował - wątpliwy, ale jednak - rzut karny, ale potem po jego faulu był rzut wolny po którym padła druga bramka dla zabrzan.
Krótko, ale dosadnie - bezużyteczny w obronie, głupim faulem i czerwoną kartką ułatwił Legii dokonanie pogromu.
Dwa rzuty karne podyktowane za jego zagrania ręką mówią same za siebie. Co prawda można mieć obiekcje co do ich słuszności, ale stało się to, co się stało. Jedna z tych jedenastek została wykorzystana, a "Ostry" w Bełchatowie ogółem nie miał najlepszego dnia.
Co prawda pomocnikowi Zawiszy nie można zarzucić braku szybkości, ale skuteczności już tak. Gdyby w niedzielę wykorzystał choć jedną ze swoich wielu sytuacji, to wynik mógłby być zupełnie inny.
Pierwszy słaby mecz w tym sezonie w wykonaniu piłkarza Zawiszy. Był niewidoczny w środku pola, a na dodatek w całym spotkaniu stracił kilka piłek na rzecz rywali.
Beniaminek dostał lekcję futbolu od rozdrażnionego mistrza Polski. O ile pierwsza połowa w wykonaniu zawodników z Łęcznej jeszcze jakoś wyglądała, to w drugiej Górnikowi wszystko się posypało. Zwłaszcza w środku pola piłkarze Legii robili praktycznie wszystko to, co chcieli.
Kiepski występ nowego napastnika Zawiszy. Co z tego, że miał kilka sytuacji podbramkowych, jeśli nie potrafił ich zamienić na gola. Nie można myśleć o punktach, gdy pudłuje się w tak dogodnych okazjach.
Król strzelców T-Mobile Ekstraklasy "wrócił z Chin ciałem, ale nie duchem". Widać po nim zaległości treningowe - wszędzie jest o ułamek sekundy spóźniony. W meczu z Piastem Gliwice mógł wpisać się na listę strzelców, ale raz zabrakło mu szczęścia, a pozostałe szanse zmarnował w stylu, jakiego trudno się po nim spodziewać. Po jego powrocie do jedenastki Pogoń przestała wygrywać, a Łukasz Zwoliński błyszczeć na placu.
Bezproduktywny, a na dodatek pod koniec pierwszej połowy osłabił zespół czerwoną kartką. Lechia głównie przez to w meczu z Lechem nie zdobyła chociażby punktu. Piłkarz na takim poziomie nie może się tak zachowywać. Kara go nie ominie.