Nie taki święty ten nasz "Holy Goalie" - Artur Boruc bronił jak natchniony, zaliczał "wielbłądy" i nawrzucał Smudzie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Gdyby całkowicie poświęcił się piłce, byłby jednym z najlepszych bramkarzy świata i mógłby grać w Barcelonie - mówił o Arturze Borucu Gordon Strachan. Tak się nie stało, bo "Holy Goalie" lubił używać życia - także podczas zgrupowań reprezentacji.

1
/ 11

Wiedział, kiedy zejść ze sceny

W środę Artur Boruc ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery: - Podjąłem decyzję, którą nosiłem w sobie od pewnego czasu. Ze względu na zdrowie i już "podeszły" wiek oraz konkurencje, która pozwala spać spokojnie. Ze względu na spokój ducha mojego i mojej rodziny, kończę piękna przygodę z reprezentacja Polski.

Koniec reprezentacyjnej kariery Boruca oznacza koniec pewnej epoki w polskim futbolu. 37-latek to bowiem bramkarski rekordzista Biało-Czerwonych pod względem spotkań rozegranych w bluzie z orłem na piersi. Wystąpił w drużynie narodowej 64 razy - raz więcej od Jana Tomaszewskiego, który dzierżył ten rekord od 1981 roku.

- Artur za dużo zrobił dla reprezentacji Polski, aby być tym trzecim. Ja, gdybym miał jechać na mistrzostwa jako trzeci, to zrezygnowałbym. Gratuluję mu i dziękuję mu za jego dokonania. Dojrzewało to w nim i dobrze, że sam podjął taką decyzję i nie czekał na selekcjonera - komentuje dla WP SportoweFakty wspomniany Tomaszewski, którego Boruc zdetronizował.

W aż 23 z 64 reprezentacyjnych występów Boruc nie puścił ani jednej bramki. Pod tym względem ustępuje tylko jednemu golkiperowi - Józefowi Wandzikowi, który czyste konto zachował w 25 meczach Biało-Czerwonych.

To rekord, którego "Holy Goalie" ("Święty Bramkarz" - nazwali go tak zakochani w nim kibice Celticu Glasgow) już nie pobije, ale dla sentymentalnego Boruca ważniejsze jest jednak to, że spełnił obietnicę, którą dawno temu złożył swojemu ojcu. W lutym 2015 roku mówił o tak: - Chciałbym zagrać w reprezentacji po raz 60., ponieważ kiedyś obiecałem swojemu ojcu, że się tam znajdę. Mój tata umarł parę lat temu i wtedy mu to obiecałem. To ma dla mnie głębokie znaczenie.

Po raz ostatni w meczu o punkty Biało-Czerwonych zagrał 11 października 2013 roku z Ukrainą, a ostatni w ogóle występ w narodowych barwach zaliczył 14 listopada minionego roku przeciwko Słowenii. Boruc jest jednym z najwybitniejszych polskich bramkarzy w historii, a jego reprezentacyjna kariera to historia wzlotów i upadków. Jeśli nawet miał mocnego konkurenta w osobie innego wybitnego golkipera, to jego największym wrogiem był on sam...

2
/ 11

13 lat na reprezentacyjnej scenie

Boruc zadebiutował w reprezentacji Polski stosunkowo późno, bo dopiero w wieku 24 lat. Premierowy występ w narodowych barwach umożliwił mu Paweł Janas - podczas rozegranego 28 kwietnia 2004 roku towarzyskiego meczu z Irlandią (0:0) Boruc zmienił w bramce Jerzego Dudka.

Golkiper Liverpoolu był wtedy niekwestionowanym numerem jeden w reprezentacji Polski, ale budowaną przez lata bramkarską hierarchię w drużynie narodowej zburzyły problemy Dudka w The Reds. W sezonie 2005/2006 Polak stracił miejsce w bramce Liverpoolu na rzecz Pepe Reiny, co dało Janasowi powód do zastąpienia go w reprezentacji właśnie Borucem.

Siedlczanin kończył el. MŚ 2006 jako numer jeden w bramce reprezentacji, a gdy Janas poszedł na całość i nie powołał Dudka na mundial w Niemczech, było wiadomo, że w starciach z Ekwadorem, Niemcami i Kostaryką postawi na mało doświadczonego na międzynarodowej scenie Boruca.

ZOBACZ WIDEO Na kłopoty Messi. Zobacz skrót meczu Atletico Madryt - FC Barcelona [ZDJĘCIA ELEVEN]

3
/ 11

Człowiek, który (prawie) zatrzymał Niemców

Przed rozpoczęciem mistrzostw w Niemczech Boruc miał na koncie tylko trzy występy w meczach o stawkę reprezentacji, ale wytrzymał mundialową presję, udowadniając nie po raz ostatni, że ma mocną psychikę.

Drużyna Pawła Janasa w Niemczech mocno rozczarowała, ale dwóch zawodników wróciło do kraju z tarczą: Boruc właśnie i Bartosz Bosacki, który w meczu pocieszenia z Kostaryką (2:1) ustrzelił dublet. Boruc był jedynym z podstawowych graczy reprezentacji, który w Niemczech nie zawiódł. W spotkaniu z Ekwadorem (0:2) dwukrotnie skapitulował, ale nie można go obarczyć winą za stratę bramek. Wręcz przeciwnie - uchronił Biało-Czerwonych przed wyższą porażką.

Jednak to, co pokazał 9 czerwca w Gelsenkirchen było tylko preludium do tego, co miało się wydarzyć pięć dni później na Signal-Iduna Park w Dortmundzie. Polacy byli skazywani na porażkę w starciu z gospodarzami turnieju, ale zespół Juergena Klinsmanna przez ponad 90 minut bił głową w mur zwany Borucem. Polski golkiper wyczyniał cuda na linii bramkowej i kolejnymi interwencjami doprowadzał Niemców do rozpaczy, a w kilku sytuacjach dopisało mu szczęście. Gdy już był bliski uratowania Biało-Czerwonym bezbramkowego remisu i zyskania miana "Człowieka, który zatrzymał Niemców", Dariusz Dudka nie upilnował na skrzydle Davida Odonkora, po którego podaniu Boruca z bliska pokonał Oliver Neuville. Polski bramkarz nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję po wślizgu Niemca.

Podczas mistrzostw w Niemczech Boruc skapitulował cztery razy, ale i tak wskoczył po nim na najwyższą europejską półkę. - To był jego turniej - przyznał po latach serdeczny przyjaciel Boruca i rekordzista Polski pod względem występów w reprezentacji, Michał Żewłakow.

Czas pokazał, że Janas postąpił słusznie, rezygnując z Dudka i stawiając na Boruca. Po mundialu selekcjoner triumfował: - Nie pomyliłem się. Szansę dostał Boruc i bronił wyśmienicie. Dudek wylądował na ławce w Liverpoolu i już nigdy tak naprawdę się z niej nie podniósł.

4
/ 11

Uchronił przed kompromitacją

Po mistrzostwach w Niemczech Artur Boruc był bohaterem narodowym, ale Leo Beenhakker, który zastąpił Pawła Janasa, "odkurzył" Jerzego Dudka dla reprezentacji. Po kompromitującym występie Dudka w meczu 1. kolejki el. Euro 2008 z Finlandią także Holender zrezygnował jednak z usług swojego dawnego podopiecznego z Feyenoordu Rotterdam.

Rezygnacja z Dudka nie oznaczała, że numerem jeden znów zostanie Boruc. Beenhakker najpierw postawił na Wojciecha Kowalewskiego, ale już w listopadzie 2006 roku w bramce Polski znów stał szalony golkiper Celticu. Boruc wrócił do kadry na wygrany 1:0 mecz z Belgią i miejsca między słupkami już nie oddał. Był jednym z bohaterów zakończonych historycznym awansem el. Euro 2008.

Na turnieju w Austrii i Szwajcarii potwierdził klasę. Reprezentacja Polski, która debiutowała na mistrzostwach Europy, nie udźwignęła presji, a jednym z nielicznych, którzy nie zawiedli, znów był Boruc. W pierwszym meczu Biało-Czerwoni ulegli Niemcom 0:2, ale Boruc sprawił, że Polacy uniknęli kompromitacji. W drugim spotkaniu z Austrią (1:1) tylko dzięki jego interwencjom do końca zachowywaliśmy szansę na korzystny wynik. W kończącym naszą przygodę z Euro 2008 spotkaniu z Chorwacją (0:1) znów był najlepszy na boisku, choć i tym razem musiał wyciągnąć piłkę z siatki.

- Naprawdę jest mi strasznie przykro, że to wszystko się tak potoczyło. Jestem nawet solidnie wkur*** - może tak to ujmę. Nie ma żadnych powodów do zadowolenia - tak skwitował występ Polski na Euro 2008.

Po drugim bardzo udanym w jego wykonaniu mistrzowskim turnieju przyszedł czas próby. Boruc, który swoje najlepsze mecze w drużynie narodowej rozegrał pod największą presją, zaczął staczać się po równi pochyłej. Zarówno pod względem sportowym, jak i dyscyplinarnym.

5
/ 11

Afera lwowska

Dwa miesiące po Euro 2008 Boruc został wyrzucony z reprezentacji Polski. Podczas zgrupowania z okazji towarzyskiego meczu z Ukrainą Boruc, Dariusz Dudka i Radosław Majewski przesadzili z alkoholem i Beenhakker usunął wszystkich trzech z drużyny narodowej. Do zdarzenia doszło już po spotkaniu, ale według selekcjonera piłkarze przekroczyli granicę.

- Zwykle po meczach pozwalam zawodnikom na wypicie jednego piwa czy dwóch. Nie ma problemu, jeśli przy kolacji po meczu ktoś chce wypić kieliszek wina. Ale zapewniam, że to nie ten przypadek. Jeśli ktoś po meczu ma większą ochotę na alkohol niż na wodę czy sok pomarańczowy, w porządku, ale wszystko w odpowiednim momencie, miejscu i w odpowiedniej ilości - mówił Beenhakker.

- To, co się stało, jest moim wielkim problemem. Miałem dwa wyjścia: albo powiedzieć wszystko publicznie i zniszczyć zawodników, albo zachować szczegóły dla siebie, a całe zachowanie określić jako nieodpowiedzialne. Wybrałem tę drugą opcję, nie mówiłem i dlatego teraz dla wielu osób jestem tym głupim i złym, który nie panuje nad drużyną. Decyzja o zawieszeniu była dla mnie trudna, bo Boruc i Dudka na Euro 2008 byli w naszej drużynie najlepsi. Każdy trener ma jednak swój limit sytuacji, które akceptuje - dodawał Holender.

Boruc nie otrzymał powołania na wrześniowe mecze el. MŚ 2010 ze Słowenią (1:1) i San Marino (2:0), a krótko po tych spotkaniach Beenhakker osobiście udał się do Glasgow, by spotkać się z krnąbrnym bramkarzem. Z trójki zawodników, którzy za wybryki we Lwowie zostali zawieszeni Dudka i Majewski przeprosili selekcjonera i wyrazili skruchę. Tego samego Holender oczekiwał od Boruca, który publicznie słowa "przepraszam" nie wypowiedział, ale widocznie zrobił to w prywatnej rozmowie z Beenhakkerem, bo już w październiku wrócił do drużyny narodowej.

Boruc wiedział jednak, że sprawa z Lwowa będzie się za nim ciągnęła i nie pomylił się. - Ten rozdział nie jest zamknięty i długo się jeszcze nie zamknie. To będzie wspominane przy wielu okazjach - przyznał w rozmowie z WP SportoweFakty.

6
/ 11

"Jestem tylko Boruc"

Boruc swoje najlepsze mecze w reprezentacji rozegrał podczas MŚ 2006 i Euro 2008, ale wszystko, co najgorsze w trakcie el. MŚ 2010, zaczęło się właśnie od niego. Bramkarz przestał być mężem opatrznościowym drużyny, a zespół zaczął płacić wysoką cenę za jego wpadki.

W wyjazdowym meczu 3. kolejki ze Słowacją od 70. minuty prowadziliśmy 1:0 po golu Euzebiusza Smolarka, ale wróciliśmy do Polski z niczym. W 85. i 86. minucie Boruc popełnił dwa proste błędy, które gospodarze skrzętnie wykorzystali i zwyciężyli 2:1 po dublecie Stanislava Sestaka. Wtedy zawiódł w reprezentacji po raz pierwszy.

- Całe życie człowiek ma kłopoty. Popełnia większe lub mniejsze błędy, a inni go z tego rozliczają. To moja praca i muszę wyciągnąć wnioski, a nie siedzieć na kamieniu i płakać. Robię to, co w mojej mocy i nie ważne z kim, to gram jak najlepiej umiem. Nie wolno jednak też bezgranicznie ufać w moje umiejętności, bo ja jestem tylko Boruc - mówił po pechowym meczu w Bratysławie, ale najgorsze dopiero miało nadejść.

7
/ 11

Pęknięte serce Beenhakkera

28 marca 2009 roku Polska grała na wyjeździe z Irlandią Północną. Do przerwy remisowaliśmy z gospodarzami 1:1, ale tuż po zmianie stron drugiego gola dla rywali strzelił Jonny Evans. Biało-Czerwoni ruszyli do odrabiania strat, a ich przewaga rosła z minuty na minutę. Po godzinie gry Beenhakker zdecydował się na ofensywną zmianę i w miejsce Tomasza Bandrowskiego wprowadził Jakuba Błaszczykowskiego, ale kilkadziesiąt sekund później mógł tylko załamać ręce.

Michał Żewłakow odebrał piłkę rozpędzonemu rywalowi i z 40. metra wycofał ją w kierunku Boruca. Ten chciał szybko wybić piłkę na połowę gospodarzy, ale nie trafił w futbolówkę, która powoli wtoczyła się do polskiej bramki. Koledzy z drużyny próbowali usprawiedliwiać Boruca, ale eksperci nie zostawili na nim suchej nitki.

- Trener przed meczem przestrzegał, żeby nie podawać do Artura, bo boisko jest nierówne i nie wiadomo, co się może zdarzyć. Niestety stało się tak, jak nie powinno... - mówił Ireneusz Jeleń.

- Boruc zawalił już przy pierwszym golu i jeszcze miał pretensje do Wawrzyniaka. To, co później zrobił to już jakaś totalna żenada. Chwilę po swoim popisie dostał kolejne podanie i po raz kolejny, mając mnóstwo czasu, kopnął z "pierwszej". Piłka przeleciała między nogami Irlandczyka. Dlaczego to zrobił? By pokazać światu, że ma wszystko w d... A na koniec nie miał jaj, by stanąć przed kamerą i przyznać się do błędu - komentował ostro Maciej Szczęsny.

Po spotkaniu w Belfaście Boruc został zwolniony ze zgrupowania i nie wziął udziału w historycznym spotkaniu z San Marino (10:0) - odniesione w Kielcach zwycięstwo było najwyższym reprezentacji Polski w meczu o punkty.

- Ten wielki chłop, mierzący ponad 190 centymetrów, w szatni po meczu nie miał nawet metra. Zamiast wielkiego Artura, widziałem dziecko. Wszedłem do szatni wściekły, ale gdy zobaczyłem tego faceta, serce mi pękło - mówił po kilku miesiącach Beenhakker, dodając: - Boruc popełnił błąd, ale to nie znaczy, że jest słabym bramkarzem. Nie wiem, co się dzieje z Borucem, ale jestem pewien, że wróci do formy. Nie skreślam go, wciąż jest na mojej liście.

8
/ 11

Konflikt z Dyzmą

Po pięciu miesiącach Boruc wrócił do reprezentacji, ale awans na MŚ 2010 był już tylko odległym marzeniem. Po klęsce w Słowenii (0:3) Beenhakker został zwolniony, a w dwóch ostatnich meczach eliminacji Biało-Czerwonych poprowadził Stefan Majewski. "Doktor" zrezygnował z Boruca, stawiając na Dudka i Kowalewskiego. Franciszek Smuda, który został selekcjonerem z misją przygotowania drużyny na Euro 2012, też nie miał zamiaru powoływać bramkarza Celticu.

W pierwszych meczach za kadencji "Franza" bronił Tomasz Kuszczak, a Boruc dostał rozkaz... zrzucenia wagi. - Mówiliśmy żeby Artur schudnął, ale to nie było żadne ultimatum. Jeżeli będzie w formie i zarazem czuł się dobrze w swojej wadze, to wszystko będzie w porządku - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty Jacek Kazimierski, który w sztabie Smudy odpowiadał za bramkarzy.

Smuda bał się konfrontacji z mającym silną osobowość Borucem, ale nie mógł w nieskończoność pomijać będącego w dobrej formie bramkarza i we wrześniu 2010 roku golkiper Celticu wrócił do kadry, ale - jak się okazało - przeleciał przez nią jak meteor, bo już półtora miesiąca później został z niej wyrzucony. Pretekstem do tego było zachowanie Boruca i Michała Żewłakowa w locie powrotnym ze zgrupowania w Stanach Zjednoczonych. Smuda wściekł się na piłkarzy za to, że ci zdecydowali się zamówić na pokładzie samolotu wino, choć on kategorycznie tego zabronił i zapowiedział, że nigdy już ich nie powoła. Słowa dotrzymał, ale konflikt między nimi przeniósł się do mediów.

Sprawa była owiana tajemnicą, ale w końcu przemówił Boruc, który udzielił głośnego wywiadu stacji "nSport". Bramkarz nie wytrzymał nagonki i postanowił odsłonić kulisy reprezentacji. To podczas tamtej rozmowy padło legendarne określenie: "Smuda jest Dyzmą polskiej piłki".

- To już nie chodzi o to, czy jestem reprezentantem Polski czy nie. Wszyscy jesteśmy ludźmi, starałem się przez ostatnie kilkanaście miesięcy ocieplić mój wizerunek i wrócić na top. Jako osobę prywatną bardzo mnie boli to, że poszło się jeb*** to, nad czym pracowałem przez te kilkanaście miesięcy - mówił w swoim stylu Boruc.

Dlaczego Boruc i Żewłakow w ogóle sięgnęli po alkohol podczas lotu? - Bo zgrupowanie zakończyło się śniadaniem w hotelu. Więc w samolocie nie obowiązywały nas zasady panujące w kadrze. Byliśmy już ubrani w prywatne ubrania, nie byliśmy już piłkarzami polskiej reprezentacji - tłumaczył bramkarz.

Borucowi puściły hamulce i wyrzucił z siebie wszystko, o co miał żal do selekcjonera: - Smuda nie radzi sobie z osobami, które mają mocny charakter i mają coś do powiedzenia. Nie dam się w dupę kopać i nie będę chodził ze spuszczonym czołem. Smuda nigdy nie przebierał w słowach i pamiętam, jak spotkałem się z nim w Legii. Delikatnie mówiąc, nie przypadliśmy sobie wtedy do gustu. Smuda nie potrafi rozmawiać, wysłuchać rozmówcy. Ile wytrzymałbym w kadrze, gdyby nie ta afera? Nie wiem, pewnie do momentu, kiedy trener, by mi naubliżał. A jak ktoś mi ubliża, to nie potrafię siedzieć spokojnie.

9
/ 11

Lato umył ręce

Smuda słowa dotrzymał i już nigdy nie powołał Boruca, a numerem jeden w bramce reprezentacji Polski został Wojciech Szczęsny. - Nie żałuję swojej decyzji. Mam teraz chłopaka, który życie odda za grę w kadrze, a nie przyjeżdża tylko po to, aby się nachlać i zabawić - mówił "Franz".

Żalu do Boruca nie krył Kazimierski, który widział w nim reprezentacyjną "jedynkę: - Jestem zły na Artura w jednej kwestii. Po tym, co wydarzyło się za kadencji Leo Beenhakkera i biorąc pod uwagę jakie standardy na zgrupowaniach wyznacza Franek, Artur powinien powstrzymać się od pewnych zachowań, pokazując swoją przemianę. Niestety, nie wyciągnął odpowiednich wniosków. A przecież nie słychać, by w klubie zdarzały mu się podobne wyskoki. Przez to postrzegany jest jako człowiek, który przyjazd na reprezentację traktuje jako okazję, by się rozerwać

Ówczesny prezes PZPN, Grzegorz Lato umył ręce, sugerując jedynie, że to Boruc powinien wyciągnąć rękę na zgodę: - Ja nie będę interweniował, jeśli chodzi o Boruca. Decyzja należy wyłącznie do Smudy. Mam do niego pełne zaufanie. Czy nie brakuje mi Artura? Pierwszy krok należy do niego. Proponuję telefon Borucowi, żeby spotkali się przy kawie i spokojnie porozmawiali.

Namaszczony na następcę Boruca Szczęsny otwarcie przyznawał, że pomogłaby mu obecność starszego kolegi: - Jestem pewien, że zdrowa rywalizacja na pewno by mi nie zaszkodziła, a pewnie zmobilizowałaby do ciężkiej pracy, ale sytuacja jest jaka jest i ja się do tego przystosuję.

Dziennikarze nie dawali za wygraną i im bliżej było Euro 2012, tym mocniej naciskali Smudę na przebaczenie Borucowi, który jako zawodnik Fiorentiny był wówczas czołowym bramkarzem Serie A.

- W kadrze musi być porządek. Ja bramkarzy na Euro już wybrałem. To Fabiański, Szczęsny, Tytoń, Sandomierski. Jest jeszcze obdarzony dużymi możliwościami Gliwa. Jeśli ktoś przypomina mi o klasie sportowej Boruca, to mu odpowiadam, że to właśnie Boruc w ostatnich eliminacjach puścił parę ładnych bramek, a my zakończyliśmy grupę tylko przed San Marino - mówił selekcjoner.

10
/ 11

Mógłby grać w Barcelonie

Boruc przeczekał Smudę i wrócił do drużyny narodowej za kadencji Waldemara Fornalika. Następca "Franza" sięgnął po Boruca w lutym 2013 roku i stawiał na niego do końca el. MŚ 2014. Bramkarza zabrakło jedynie w kończącym eliminacje spotkaniu z Anglią, w którym Biało-Czerwoni grali już tylko o honor. Z udziału w spotkaniu na Wembley wyeliminował go uraz mięśnia uda. Wychowanek Pogoni Siedlce mógł żałować, że przeszedł mu koło nosa występ w świątyni futbolu. Przed spotkaniem z Anglią Gordon Strachan zapowiadał, że Boruc może zostać bohaterem meczu z Synami Albionu.

- Boruc może być jak Tomaszewski na Wembley - co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Pamiętam tamtą potyczkę sprzed lat i to, że Tomaszewski miał mecz życia. Boruc jest od niego dużo lepszy, szczególnie pod względem technicznym. Posiada zdolność wygrywania meczów, mocno czuć jego obecność w bramce. Kiedy gra na maksimum swoich możliwości, myślisz: "Jak pokonać tego gościa"? Jest niezwykle utalentowany, świetnie czuje się podczas najbardziej istotnych meczów. Nic go nie rozprasza i mu nie przeszkadza - mówił były opiekun Boruca z Celticu.

- Czułem, że gdyby całkowicie poświęcił się piłce, z łatwością stałby się jednym z pięciu najlepszych bramkarzy świata i mógłby grać w Barcelonie, Realu czy Milanie. Bez wątpienia nie miałby trudności, by się tam odnaleźć - dodał Strachan.

11
/ 11

Godne pożegnanie

Gdy karę przejął Adam Nawałka, Boruc wystąpił w nieudanym debiucie nowego selekcjonera, w którym Polska uległa Słowacji 0:2, ale nowy opiekun reprezentacji szybko dał do zrozumienia, że walka o miano numeru jeden w reprezentacyjnej bramce rozpoczęła się na nowo.

- Mamy jednych z dwóch najlepszych bramkarzy w Europie, na świecie. Do pierwszego meczu (el. Euro 2016 - przyp. red) będziemy musieli podjąć decyzję co do numeru jeden. Rozmawiałem z zawodnikami - oni doskonale o tym wiedzą. Rywalizują, a ta rywalizacja jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie, jest wzajemny szacunek - mówił Nawałka.

Aż do pierwszego meczu eliminacji z Gibraltarem Boruc i Szczęsny bronili na zmianę, a tuż przed spotkaniem w Faro Nawałka postawił na Szczęsnego, który był numerem jeden w bramce Arsenalu. To był strzał w "10", bo Szczęsny był jednym z bohaterów pierwszych spotkań el. Euro 2016. Boruc z klasą przyjął decyzję selekcjonera.

- Trener absolutnie nie musi się z niczego tłumaczyć. Wiemy, jaka jest sytuacja w kadrze. Trener postawił na Wojtka. Ja walczę po to, żeby do tej bramki wrócić. Jak będzie, zobaczymy. Na razie Wojtek radzi sobie całkiem nieźle - mówił.

Na starcie sezonu 2014/2015 wypadł ze składu Southampton i we wrześniu 2014 roku przeniósł się do Bournemouth. Także po to, by móc zachować status reprezentanta Polski: - Nie jestem typem faceta, który będzie siedzieć na ławce i obserwować innych. Chcę grać w reprezentacji narodowej, a nie grając w klubie nie miałbym takiej okazji. Selekcjoner dał szansę ostatnio Wojciechowi Szczęsnemu i dlatego chcę ponownie grać w klubie.

Dzięki występom na Dean Court zachował status reprezentanta Polski, ale gdy Szczęsny przestał grać w Arsenalu, jego miejsce w kadrze zajął Łukasz Fabiański, a Boruc został numerem "3" w drużynie narodowej. Z godnością znosił rolę rezerwowego i dobrego ducha drużyny, a Adam Nawałka powtarzał przy każdej okazji, że charyzmatyczny golkiper jest ważną częścią jego reprezentacji.

Boruc nie byłby jednak sobą, gdyby na własne życzenie nie wpakował się w kłopoty. 37-latek był jednym z głównych bohaterów październikowej "afery alkoholowej", która zostawiła rysę na mozolnie budowanym wizerunku reprezentacji spod znaku Zbigniewa Bońka i Nawałki. Selekcjoner nie ukarał go jednak wyrzuceniem z reprezentacji, a dał kolejną szansę. Dziś wiemy, żeby była to szansa na godne pożegnanie się z drużyną narodową. W końcu dzięki występowi w listopadowym meczu ze Słowenią Boruc pobił wspomniany na wstępie rekord Tomaszewskiego.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (3)
avatar
iLiKeToSmOkExD
2.03.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Dzięki Artur za wszystko co zrobiłeś dla polskiej piłki!!! Zawsze będziesz wielkim bramkarzem i człowiekiem, i z chęcią poznał bym Cię prywatnie i strzelił parę.. hehe ;D