W tym artykule dowiesz się o:
Spełnione marzenie
Na koniec bogatej kariery Marcin Wasilewski spełnił marzenie sprzed lat i w końcu zagrał w barwach krakowskiej Wisły. 60-krotny reprezentant Polski jest rodowitym krakowianinem i nigdy nie ukrywał, że sympatyzuje z klubem z Reymonta 22, ale nigdy nie był zawodnikiem Białej Gwiazdy, choć ta kilkukrotnie starała się o jego pozyskanie.
Pierwszą próbę Wisła podjęła w 2000 roku, ale 20-letni wówczas "Wasyl" ostatecznie przeniósł się z II-ligowego Hutnika Kraków do Śląska Wrocław i to w barwach WKS-u zaistniał w ekstraklasie. Potem grał w Wiśle Płock, Amice Wronki i Lechu Poznań, z którego w 2007 roku wyjechał do Anderlechtu, a sześć lat później przeniósł się z Belgii do Leicester City.
Siedemnaście lat temu Wasilewski opuścił rodzinne miasto jako niedoświadczony 20-latek, a teraz wrócił pod Wawel jako 60-krotny reprezentant Polski, czterokrotny mistrz Belgii i mistrz Anglii, który może liczyć na dozgonne uwielbienie ze strony kibiców Anderlechtu i Leicester City.
Zawodnika z takim CV próżno dziś szukać w Lotto Ekstraklasie, ale bogaty życiorys nie zawsze jest gwarancją sprawdzenia się nad Wisłą. Na oceny Wasilewskiego jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, choć w trzech meczach, w których zagrał, Biała Gwiazda zdobyła tylko jeden punkt. A jak radzili sobie inni weterani w wieku przedemerytalnym, którzy w XXI wieku zdecydowali się na powrót do kraju? Niektórzy przeżyli w ojczyźnie drugą młodość, ale nie wszyscy spełnili związane z nimi nadzieje. Komu powrót do Polski się udał, a kto wolałby nigdy nie ryzykować ponownej gry w ekstraklasie?
Przypadek Marcina Wasilewskiego można porównać z powrotem do Polski Michała Żewłakowa. Rekordzista reprezentacji pod względem liczby występów w koszulce z białym orłem na piersi (102) jest rodowitym warszawianinem, ale na występy w ukochanej Legii musiał czekać aż do 35. roku życia, kiedy wrócił do kraju po 11 latach owocnych występów w Belgii (Beveren, Excelsior Mouscron, Anderlecht) i Grecji (Olympiakos Pireus) i mniej udanym rocznym epizodzie w Turcji (MKE Ankaragucu).
Przed sezonem 2011/2012 Żewłakow wrócił do Polski jako dwukrotny mistrz Belgii i trzykrotny mistrz Grecji oraz były kapitan Anderlechtu i Olympiakosu Pireus, co pokazuje, jaką estymą cieszył się w tych klubach, a na powitanie koledzy z Legii też przekazali mu opaskę. 35-latek nie odcinał przy Łazienkowskiej 3 kuponów, a wręcz przeciwnie - przez półtora roku był prawdziwym liderem stołecznego zespołu, z którym sięgnął po dwa Puchary i mistrzostwo Polski.
Po sezonie 2012/2013 zakończył karierę i rozpoczął pracę przy Łazienkowskiej 3 w innej roli. Najpierw był skautem, potem dyrektorem skautingu i w końcu też dyrektorem sportowym. Odszedł z klubu dopiero we wrześniu bieżącego roku, gdy jedynym właścicielem Legii został Dariusz Mioduski.
"Gianni" też biegał po polskich boiskach długo po osiągnięciu "wieku chrystusowego". W 2006 roku, jako 34-latek, wrócił do kraju po dziesięciu sezonach występów w Niemczech (MSV Duisburg, Schalke 04 Gelsenkirchen) i Anglii (Southampton FC, Derby County) i trzeba mu oddać, że był wyróżniającym się na tle ligowców defensorem, a gol zdobyty przez niego w meczu z Polonią Bytom uderzeniem zza połowy przeszedł do historii ekstraklasy.
W sezonie 2006/2007 grał w Łódzkim Klubie Sportowym tak dobrze, że sięgnął po niego zbrojący się za pieniądze Allianza Górnik Zabrze. Niestety, projekt przy Roosevelta 81 okazał się kompletnym niewypałem i zakończył się spadkiem zabrzan z ekstraklasy w sezonie 2008/2009. Gdy Górnik żegnał z ligą, Hajty w Zabrzu nie było już od pół roku - w przerwie zimowej sezonu 2008/2009 wrócił do ŁKS-u, którego barw bronił jeszcze przez trzy rundy. Choć łódzki klub był biedny jak mysz kościelna, zespół złożony z Hajty i jemu podobnych weteranów, zajął w ekstraklasie 8. miejsce. Łodzianie został jednak zdegradowani do I ligi za niespełnienie wymogów licencyjnych.
62-krotny reprezentant Polski nie zostawił jednak ŁKS-u i grał w nim w I lidze, ale po sezonie 2009/2010 38-letni Hajto zakończył trwającą bez mała dwadzieścia lat karierę piłkarską.
"Głowa" jest doskonałym przykładem na to, że życie - nawet to piłkarskie - zaczyna się po "trzydziestce". Przez lata był niespełnionym talentem, a szczyt formy osiągnął dopiero w wieku 33 lat. Odkąd w 2012 roku wrócił do Wisły Kraków z dwuletniego pobytu w Trabzonsporze, jest czołowym obrońcą Lotto Ekstraklasy. Lata lecą, a dobrze zakonserwowany 38-latek jest dla większości napastników zaporą nie do przejścia.
Trapiony dawniej przez kontuzje 29-krotny reprezentant Polski teraz wydaje się nieśmiertelny. Głowacki co sezon odnawiał kontrakt, mając za motywację pobicie ustanowionego w 1970 roku przez Władysława Kawulę rekordu pod względem liczby występów w barwach krakowskiego klubu i w lutym bieżącego roku dopiął swego, a przed środowymi derbami Krakowa licznik "Głowy" wskazuje już 458 spotkań rozegranych w koszulce z Białą Gwiazdą na piersi.
Głowacki jest też przy okazji najstarszym w historii strzelcem krakowskiego klubu (38 lat i 40 dni) i w ogóle najstarszym zawodnikiem, jaki kiedykolwiek zagrał w barwach 13-krotnych mistrzów Polski (38 lat i 265 dni)
Kapitan młodzieżowej reprezentacji Polski, która w 1992 roku wywalczyła olimpijskie srebro w Barcelonie i wieloletni kapitan kadry A, który w latach 1995-2007 był liderem mocnych drużyn austriackiej (Tirol Innsbruck, Linzer ASK, Sturm Graz) i izraelskiej (Maccabi Hajfa) ekstraklasy, w których rozegrał blisko 400 spotkań.
Do Polski wrócił przed sezonem 2007/2008 jako 36-latek i 42-krotny reprezentant Polski. Miał być wraz z Tomaszem Hajto liderem mającego mocarstwowe plany Górnika Zabrze, ale odszedł z Roosevelta 81 półtora roku później, gdy 14-krotni mistrzowie Polski byli w połowie drogi do I ligi, z której nie udało im się już zawrócić.
Rundę wiosenną sezonu 2008/2009 Brzęczek spędził w ekstraklasowej Polonii Bytom, a latem 2009 roku dwukrotny mistrz Austrii podjął decyzję o zakończeniu bogatej kariery.
Obecny wiceprezes PZPN w 1992 roku nie wyjechał z Polski jako gwiazda ligi, ale był za to świeżo upieczonym srebrnym medalistą Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie. Jego trwającą dekadę przygodę z włoską piłką, na którą złożyły się występy w barwach Udinese, Brescii i Ascoli, trzeba uznać za udaną. Przez wiele lat Koźmiński był polskim rodzynkiem w Serie A.
Do Polski wrócił przed rundą wiosenną sezonu 2002/2003 jako 45-krotny reprezentant kraju. To było spore wydarzenie, bo Koźmiński miał raptem 32 lata i był ledwie pół roku po występie na mundialu w Korei Południowej i Japonii. Związał się z Górnikiem Zabrze, którego prezesem był wówczas jego ojciec Zbigniew. Wiosną zagrał w 11 meczach, zbierając niepochlebne recenzje i po sezonie zakończył karierę, zostając jednocześnie... właścicielem Górnika. Akcji klubu pozbył się w lipcu 2007 roku.
Kolega Jerzego Brzęczka i Marka Koźmińskiego ze srebrnej reprezentacji olimpijskiej i seniorskiej drużyny narodowej. Z Polski Świerczewski wyjechał w 1993 roku jako 21-latek i przez dziesięć sezonów - z krótką przerwą na występy w japońskiej Gambie Osaka (1999) - grał w Ligue 1 w barwach AS Saint-Etienne, SC Bastia i Olympique Marsylia. W szczytowym momencie został nawet wybrany kapitanem OM, ale zrzekł się opaski na rzecz Franka Leboeufa, gdy ten pojawił się na Stade Velodrome, co zostało przyjęte nad Sekwaną z uznaniem. Ogółem we francuskiej ekstraklasie Świerczewski zagrał aż 278 razy - to polski rekord tych rozgrywek.
Nim latem 2003 roku wrócił do Polski, zahaczył jeszcze o Premier League jako zawodnik Birmingham City. Przed sezonem 2003/2004 związał się z Lechem Poznań, a po roku przeniósł się z Bułgarskiej 17 do Cracovii, ale kompletnie nie potrafił zastosować się do reguł panujących w szatni i Wojciech Stawowy ani razu nie skorzystał z jego usług. Po rozstaniu z Pasami 70-krotny reprezentant Polski wrócił do Kolejorza, a następnie wziął się za zwiedzaniu kraju. Występował w jeszcze Groclinie Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, Koronie Kielce, Polonii Warszawa, Łódzkim Klubie Sportowym i Zagłębiu Lubin, rozgrywając w ekstraklasie łącznie 128 spotkań i zdobywając pięć trofeów: dwa Puchary Polski i dwa Puchary Ligi oraz Superpuchar Polski.
Sam przyznawał, że po powrocie do Polski jedynie przebierał się za piłkarza, ale trzeba przyznać, że nawet z kilkoma kilogramami nadwagi mógł uczyć innych ligowców gry w piłkę. Karierę skończył w 2010 roku - dopiero siedem lat po powrocie do Polski.
Latem 2010 powrót "Żurawia" do Wisły Kraków miał być "powrotem dekady". Oto na Reymonta 22 wracał przecież były kapitan Białej Gwiazdy, były kapitan reprezentacji Polski i dwukrotny król strzelców polskiej ekstraklasy, który przez pięć lat pobytu za granicą wzbogacił CV o trzy mistrzostwa Szkocji, które wywalczył z Celtikiem Glasgow i mistrzostwo Cypru, po które sięgnął z Omonią Nikozja.
Po powrocie do Polski 34-latek zderzył się z trudną rzeczywistością. Nie pomógł Wiśle ani w dwumeczu el. Ligi Europy z Karabachem Agdam, ani na starcie ligowego sezonu. Dopiero kiedy Robert Maaskant odsunął go na boczny tor, krakowianie zaczęli serię zwycięstw, która wywindowała ich na szczyt tabeli, na którym pozostali do końca sezonu 2010/2011.
Żurawski w swoim ostatnim sezonie w ekstraklasie strzelił tylko jednego gola, mając znikomy udział w wywalczeniu mistrzostwa Polski. Po kampanii 2010/2011 zakończył karierę, ale dwa i pół roku później wrócił na boisko jako zawodnik Porońca Poronin. W III lidze strzelał jak na zawołanie, bo w 32 występach dla podhalańskiego klubu zdobył aż 21 bramek.
Były wieloletni partner Macieja Żurawskiego z ataku Wisły Kraków wrócił do Polski w dużo lepszym stylu, choć za granicą radził sobie gorzej od niego. Frankowski nie podbił ani hiszpańskiej II ligi (Elche CF, CD Tenerife), ani tym bardziej zaplecza angielskiej Premier League (Wolverhampton Wanderers) czy amerykańskiej MLS (Chicago Fire).
W przerwie zimowej sezonu 2008/2009 wrócił do Polski po trzyletniej przerwie i zakotwiczył w macierzystej Jagiellonii Białystok, by w wieku 35 lat przeżyć drugą piłkarską młodość. Poprowadził Jagiellonię do triumfu w Pucharze Polski, a w sezonie 2010/2011 jako 37-latek zdobył swój czwarty tytuł króla strzelców polskiej ekstraklasy.
Ogółem po powrocie do kraju powiększył swój strzelecki dorobek aż o 52 ligowe gole, dzięki czemu został czwartym najskuteczniejszym zawodnikiem w historii ekstraklasy. Karierę zakończył dopiero po sezonie 2012/2013, mając 39 lat.
29-krotny reprezentant Polski w pewnym momencie był czołowym napastnikiem Ligue 1, największą gwiazdą AJ Auxerre i ulubieńcem kibiców burgundzkiego klubu. W najlepszym momencie kariery miał nawet trafić do Olympique Marsylia, ale ostatecznie wylądował w LOSC Lille, w którym był tylko rezerwowym.
W Ligue 1 zdobył aż 49 bramek w 140 występach, ale latem 2012 roku, po słabym sezonie w barwach LOSC, jego przygoda z Francją dobiegła końca. Jeleń wrócił do ojczyzny z podkulonym ogonem. Chętnych na niego było jak na lekarstwo i związał się z Podbeskidziem Bielsko-Biała, z którego pół roku później trafił do Górnika Zabrze.
Jego bilans w sezonie 2012/2013 to marne 19 występów i dwa gole. Zabrzanie pożegnali go bez żalu - drzwi do ekstraklasy zostały zatrzaśnięte przed Jeleniem, gdy ten miał tylko 32 lata.
W barwach Arminii Bielefeld i Herthy Berlin grał z powodzeniem w niemieckiej Bundeslidze i na jej zapleczu, więc kiedy przed sezonem 2010/2011 wrócił do Lecha Poznań, wiązano z nim spore nadzieje. 33-letni wówczas napastnik spełnił je tylko w pierwszym występie w el. Ligi Mistrzów z Interem Baku, zapewniając Kolejorzowi wyjazdowe zwycięstwo 1:0. Później do siatki rywali już nie trafił, a na boisku pojawiał się coraz rzadziej.
W listopadzie rozwiązał za porozumieniem stron kontrakt z Lechem. Bilans jego ostatniego sezonu w polskiej ekstraklasie to tylko siedem występów i zero bramek. Po odejściu z Lecha na pół roku związał się jeszcze z II-ligowym niemieckim FC Ingolstadt 04 i po sezonie 2010/2011 zakończył karierę. W podjęciu trudnej decyzji i o przejściu na emeryturę pomógł mu uraz kręgosłupa.
To z kolei żywa legenda poznańskiego Lecha, która po powrocie z emigracji radziła sobie przy Bułgarskiej 17 równie dobrze, a nawet lepiej niż przed wyjazdem do Niemiec. Nad Renem spędził trzy i pół roku (1998-2001) i grał w barwach Herthy Berlin, MSV Duisburg i Greuther Fuerth bez większego powodzenia, ale po powrocie do Poznania zapracował na miejsce w galerii sław Kolejorza.
W styczniu 2002 roku wrócił do II-ligowego wówczas Lecha, z którym wywalczył awans do ekstraklasy i którego był opoką przez siedem kolejnych sezonów. Po powrocie do Polski skompletował większość ze swojego dorobku bramkowego w ekstraklasie: 59 z 108 goli. Sięgnął z Lechem po dwa Puchary Polski, a sezon 2006/2007 zakończył w koronie króla strzelców ekstraklasy - wywalczył ten tytuł, mając 35 lat.
30-krotny reprezentant Polski jest z kolei sztandarowym przykładem powrotu do Polski, o którym wracający weteran chciałby zapomnieć. Z kraju wyjechał jako 17-latek i od razu zaczął grać regularnie w holenderskim II-ligowym BV Veendam. Szybko trafił do Eredivisie, w której grał w sumie przez dziesięć sezonów. Przez trzy sezony występował też w austriackiej Bundeslidze w barwach Austrii Wiedeń.
Kiedy latem 2010 roku trafił do Cracovii, można było się spodziewać, że da Pasom nową jakość. Tymczasem przez dwa sezony był symbolem nieudolności krakowian zakończonej spadkiem z ekstraklasy, którego doświadczył z opaską kapitańską na ramieniu. To był ostatni wpis do jego piłkarskiego CV - latem 2012 roku zakończył karierę.
"Sagan" emigrował dwukrotnie. Najpierw w 1996 roku jako piekielnie zdolny nastolatek trafił z Łódzkiego Klubu Sportowego do Hamburgera SV, z którego przeniósł się do Feyenoordu Rotterdam, by szybko wrócić do Polski. Potem w 2005 roku wyemigrował już jako ukształtowany i spełniony w rodzimej lidze piłkarz. Grał w ekstraklasach Portugalii (Vitoria Guimaraes), Francji (ES Troyes), Danii (Aalborg BK) i Grecji (Atromitos Ateny) oraz w angielskiej II lidze (Southampton FC) i wszędzie strzelał bramki, a w barwach Aalborga zadebiutował nawet w Lidze Mistrzów.
Do Polski wrócił przed sezonem 2011/2012 jako 33-latek na - jak się wydawało - piłkarską emeryturę, ale 12 miesięcy później po dobrym sezonie w słabiutkim Łódzkim Klubie Sportowym sięgnęła po niego Legia Warszawa, z której siedem lat wcześniej laty ruszył w świat. Przez cztery sezony sięgnął ze stołecznym klubem po trzy mistrzostwa i trzy Puchary Polski, a do tego wszedł do "Klubu 100" polskiej ligi.
ZOBACZ WIDEO AS Roma bez zwycięstwa, znakomite parady Sorrentino. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]