W tym artykule dowiesz się o:
Debiut
Reprezentacyjny rozdział w karierze Jakub Błaszczykowski otworzył 28 marca 2006 roku występem w towarzyskim meczu z Arabią Saudyjską (2:1). Paweł Janas nie mógł pozostać obojętny na błyskawiczny rozwój niespełna 21-letniego skrzydłowego, który był czołową postacią naszpikowanej reprezentantami Polski Wisły Kraków, a który jeszcze 14 miesięcy wcześniej był zawodnikiem IV-ligowego (!) KS Częstochowa.
W Rijadzie selekcjoner postawił na młokosa od pierwszego gwizdka, ale z placu gry ściągnął go już w przerwie. "Kuba" stawiał w reprezentacji pierwsze kroki, ale Janas zamierzał znaleźć dla niego miejsce w 23-osobowej kadrze na MŚ 2006. Z planów selekcjonera nic jednak nie wyszło, bo Błaszczykowskiemu doskwierał uraz pleców. Mundial w Niemczech nie był jedynym turniejem, który przeszedł Błaszczykowskiemu koło nosa.
We wtorkowym meczu z Irlandią (1:1), 4550 dni po reprezentacyjnym debiucie Błaszczykowski wyrównał rekord Michała Żewłakowa pod względem liczby występów w drużynie narodowej - obaj w koszulce z białym orłem na piersi zagrali po 102 razy, strzelając 20 goli, a przy 20 asystując. Oto najważniejsze momenty trwającej 12 lat, pełnej wzlotów i upadków reprezentacyjnej kariery 31-krotnego kapitana Biało-Czerwonych.
Dedykacja dla mamy
W Niemczech Jakub Błaszczykowski nie wystąpił, ale Leo Beenhakker, który przejął reprezentację po Pawle Janasie, szybko postawił na wschodzącą gwiazdę ekstraklasy. Jakub Błaszczykowski od początku el. Euro 2008 miał miejsce w wyjściowym składzie Biało-Czerwonych i - poza pierwszym meczem z Finlandią - nie zawodził Holendra.
Na pierwsze trafienie w drużynie narodowej czekał jednak aż do sierpnia 2007 roku i towarzyskiego meczu z Rosją - swojego dziesiątego w koszulce z białym orłem na piersi. Na Łużnikach Polacy zremisowali z gospodarzami 2:2, choć przegrywali już 0:2. Błaszczykowski najpierw asystował przy golu Jacka Krzynówka, a potem sam pokonał Władimira Gabułowa. Debiutanckie trafienie w reprezentacji zadedykował tragicznie zmarłej matce, siostrze Jerzego Brzęczka.
ZOBACZ WIDEO Polska - Irlandia. Debiutant docenił Błaszczykowskiego. Tak opowiedział o współpracy z byłym kapitanem
Beenhakker nie wyobrażał sobie wyjściowego składu Biało-Czerwonych bez Błaszczykowskiego, ale na Euro 2008 Polacy musieli radzić sobie bez pomocnika Borussii Dortmund. W Austrii i Szwajcarii "Kuby" zabrakło z powodu urazu mięśnia uda, do odnowienia którego doszło na zgrupowaniu przed samym turniejem.
Popis w Chorzowie
Absencja na mistrzostwach nie zachwiała pozycją Jakuba Błaszczykowskiego w reprezentacji Polski. Po Euro 2008 pozostał podstawowym zawodnikiem drużyny Leo Beenhakkera, ale wciąż czekano na spektakularny występ skrzydłowego Borussii Dortmund w meczu reprezentacji o punkty.
Ten nadszedł 11 października 2008 roku w el. MŚ 2010 z Czechami (2:1). Błaszczykowski był ojcem zwycięstwa Polski z czołową wówczas drużyną Europy - najpierw asystował przy golu Pawła Brożka na 1:0, a potem sam pokonał Petra Cecha efektowną podcinką.
W tym meczu Błaszczykowski udowodnił, że jest zdolny do wielkich rzeczy i nikt już nie kwestionował jego przydatności do drużyny narodowej. A po końcowym gwizdku był największą atrakcją strefy wywiadów - dziennikarze przepytywali go blisko godzinę. To po tym występie zaczęto głośno mówić o jego możliwym transferze do Liverpoolu.
Kapitański debiut
Mimo udanego początku el. MŚ 2010 Polska do RPA nie poleciała, a misję przygotowania zespołu do Euro 2012 powierzono Franciszkowi Smudzie. U "Franza" rola Błaszczykowskiego stopniowo rosła, nie tylko na boisku.
W drodze powrotnej z rozegranych w Ameryce Północnej sparingów ze Stanami Zjednoczonymi (2:2) i Ekwadorem (2:2) doszło do "incydentu samolotowego", w wyniku którego selekcjoner zrezygnował z Artura Boruca i Michała Żewłakowa. Ten drugi od wielu lat pełnił rolę kapitana Biało-Czerwonych, a na jego następcę Smuda namaścił właśnie Błaszczykowskiego.
"Kuba" został kapitanem stosunkowo wcześnie, bo już jako 25-latek - niewielu było młodszych od niego kapitanów reprezentacji Polski. Z opaską na ramieniu zadebiutował 17 listopada 2010 w towarzyskim spotkaniu z Wybrzeżem Kości Słoniowej (3:1), a potem wyprowadzał zespół na boisko jeszcze 30 razy. Częściej tego zaszczytu dostąpili jedynie Kazimierz Deyna (57) i Robert Lewandowski (39).
Bomba z Rosją i afera biletowa
Do trzech razy sztuka. Występy na MŚ 2006 i Euro 2008 przeszły mu koło nosa, ale jego udziału w Euro 2012 nic już nie zablokowało. Mógł pomyśleć, że warto było czekać, bo był nie tylko uczestnikiem mistrzostw Europy, ale i kapitanem Biało-Czerwonych na turnieju rangi mistrzowskiej - przed nim tego zaszczytu dostąpiło tylko siedmiu piłkarzy.
W meczu otwarcia z Grecją (1:1) asystował przy golu Roberta Lewandowskiego, a w drugim spotkaniu z Rosją (1:1) zdobył piękną bramkę, pokonując Wiaczesława Małafiejewa uderzeniem z linii pola karnego. Biało-Czerwoni nie wyszli z grupy, co przyjęto w kraju z dużym rozczarowaniem, ale Błaszczykowski był jednym z tych, którzy nie zawiedli.
Mimo to po mistrzostwach Błaszczykowski znalazł się pod lawiną krytyki. Wszystko przez to, że jako kapitan publicznie wstawił się za drużyną i skrytykował władze PZPN za organizację dystrybucji biletów dla rodzin i najbliższych reprezentantów Polski.
- Nie może być tak, że przed każdym meczem musimy pytać pana prezesa (Grzegorza Latę - przyp. red.) o to, czy nasze rodziny mogą przyjechać na mecz, czy nie, czy dostaniemy dla nich bilety, czy nie. Musiałem do godziny 23 w nocy załatwiać rzeczy wiążące się z totalnymi bzdurami. Przed każdym meczem było tak samo. Za każdym razem słyszeliśmy, że bilety będą o 14, za chwilę, że o 17, później, że o 20, a potem, że jutro - na pięć godzin przed meczem, aż w końcu okazywało się, że biletów dla rodzin nie ma - mówił Błaszczykowski, a jego słowa zostały przez opinię publiczną odebrane jako próba usprawiedliwienia sportowej porażki na Euro 2012.
Degradacja
Wydawało się, że Jakub Błaszczykowski będzie kapitanem drużyny narodowej, dopóki nie zakończy reprezentacyjnej kariery. Waldemar Fornalik, który zastąpił Franciszka Smudę, zostawił opaskę "Kubie", a Adam Nawałka również początkowo mu zaufał, nie chcąc burzyć hierarchii w drużynie narodowej. Błaszczykowski był kapitanem kadry w dwóch pierwszych meczach za kadencji poprzedniego selekcjonera, ale w styczniu 2014 roku doznał urazu kolana, przez który pauzował blisko rok i w tym czasie na kapitana drużyny narodowej namaszczony został Robert Lewandowski.
Jesienią 2014 roku, w pierwszych meczach el. Euro 2016, "Lewy" tylko zastępował Błaszczykowskiego, bo spośród wszystkich podopiecznych Nawałki miał na koncie najwięcej występów w drużynie narodowej, a wybór kapitana dokonywany był właśnie na podstawie reprezentacyjnego doświadczenia. Na początku grudnia 2014 roku Nawałka zakomunikował jednak, że zmienił zasady wyboru kapitana i na stałe przekazał opaskę Lewandowskiemu.
- Robert w trudnych meczach eliminacyjnych pokazał, że szybko stał się prawdziwym liderem zespołu. Grał odpowiedzialnie i z poświęceniem, zarówno w ataku jak i działaniach defensywnych. Zawsze jest gotowy do wzięcia ciężaru gry na siebie, stwarzając kolegom okazje do strzelania goli. Pracując - jak na kapitana przystało - na sukces całej naszej drużyny - tak Nawałka tłumaczył kluczową dla funkcjonowania drużyny zmianę.
Decyzja selekcjonera rozsierdziła Błaszczykowskiego. Pomocnik zapadł się pod ziemię i nie chciał zabierać głosu w sprawie. Doszło nawet do tego, że nie odbierał telefonów od Nawałki. W biografii pióra Małgorzaty Domagalik nie ukrywał, że był przez selekcjonera wodzony za nos w sprawie opaski kapitańskiej. Odwiedzając go w Dortmundzie, Nawałka zapewniał, że podczas rehabilitacji jego status w drużynie narodowej się nie zmieni, tymczasem z otoczenia reprezentacji dochodziły do niego wieści o tym, że Nawałka chce go zdegradować.
Wielki powrót
Nękany kontuzjami Jakub Błaszczykowski czekał na kolejny występ w reprezentacji Polski 571 długich dni. Po uporaniu się z urazem kolana skrzydłowy zmagał się z problemami mięśniowymi, które uniemożliwiały mu szybkie dojście do formy. Adam Nawałka też nie spieszył się z wysłaniem powołania byłemu kapitanowi.
W końcu w czerwcu 2015 roku selekcjoner zaprosił Błaszczykowskiego na zgrupowanie przed meczem el. Euro 2016 z Gruzją (4:0) i towarzyskim spotkaniem z Grecją (0:0). Nawałka skorzystał z usług "Kuby" już przy pierwszej okazji - w meczu z Gruzją skrzydłowy wszedł na boisko w 64. minucie, a w doliczonym czasie gry zaliczył asystę przy trafieniu Roberta Lewandowskiego.
Tuż po zdobyciu bramki "Lewy" podbiegł do Błaszczykowskiego i panowie wpadli sobie w objęcia. Ten gest miał ostatecznie pokazać, że nawet jeśli największe gwiazdy reprezentacji Polski za sobą nie przepadają, to na boisku wskoczą za sobą w ogień. Geneza ich konfliktu sięga czasów wspólnej gry w Borussii Dortmund, kiedy Błaszczykowski pomagał Lewandowskiemu w zadomowieniu się na Signal Iduna Park, ale potem "Lewy" systematycznie odsuwał się od niego i Łukasza Piszczka, bratając się z Niemcami. Sprawa nie była wyssana z palca, ale była demonizowana w kontekście ich wspólnych występów w reprezentacji.
Gest "Lewego"
Trzy miesiące później Robert Lewandowski wykonał kolejny gest, którym pokazał, że nawet jeśli nie przyjaźni się z Jakubem Błaszczykowskim, to po wyjściu na boisku ich relacje przestają mieć znaczenie.
W meczu el. Euro 2016 z Gibraltarem (8:1) "Kuba" nie był w najwyższej formie. "Był wolny, jak nigdy, przewidywalny, brakowało mu wyczucia rytmu gry, błąkał się po boisku, a jedyny strzał, jaki oddał, trafił prosto w stojącego w bramce Gibraltaru strażaka" - pisał redaktor naczelny WP SportoweFakty, Michał Kołodziejczyk.
Kiedy w 60. minucie jeden z rywali sfaulował w polu karnym Lewandowskiego, wydawało się, że wyrok wykona sam "Lewy", któremu brakowało jednego trafienia do skompletowania hat-tricka. Tymczasem kapitan oddał piłkę Błaszczykowskiemu, a ten z "wapna" zdobył swoją pierwszą reprezentacyjną bramkę od dwóch lat.
- Decyzję podjęliśmy na boisku. Razem z Kamilem Grosickim powiedzieliśmy, żeby strzelał Kuba. To dla niego na pewno ważny moment. Wrócił do gry po długiej kontuzji. W kontekście kolejnych meczów ta bramka na pewno może dać mu dużo pewności siebie - wyjaśnił potem Lewandowski.
Ta przeklęta "11"
W poprzedzającym Euro 2016 sezonie "Kuba" miał problemy z regularną grą. Thomas Tuchel nie widział dla niego miejsca w Borussii Dortmund, a w Fiorentinie, do której został wypożyczony, też nie był pierwszoplanową postacią. Mimo to podczas turnieju był w doskonałej formie i to głównie dzięki niemu Biało-Czerwoni dotarli aż do ćwierćfinału.
W meczu z Irlandią Północną (1:0) zaliczył asystę przy zwycięskim golu Arkadiusza Milika, a potem z Ukrainą (1:1) i Szwajcarią (1:1, k. 5:4) sam zdobywał bramki. Był najlepszym Polakiem we Francji, ale szybko przeszedł drogę z nieba do piekła: w spotkaniu 1/4 finału z Portugalią (1:1, k. 3:5) zmarnował rzut karny, co było bezpośrednią przyczyną odpadnięcia Polski z Euro 2016.
Po tym jak Rui Patricio obronił jego strzał z "wapna", Błaszczykowski zalał się łzami i schował twarz w dłoniach. To najgorszy moment w reprezentacyjnej karierze rekordzisty, a ujęcie wracającego do koła środkowego Błaszczykowskiego jest jednym z najsmutniejszych kadrów w historii Biało-Czerwonych.
Upokorzenie
Udział w MŚ 2018 miał być ukoronowaniem reprezentacyjnej kariery Jakuba Błaszczykowskiego, ale w Rosji były kapitan Biało-Czerwonych przeżył największe upokorzenie w piłkarskim życiu. Zaczął mundial w wyjściowym składzie, ale w meczu z Senegalem (1:2) doznał urazu. Spotkanie z Kolumbią (0:3) obejrzał z ławki rezerwowych, a przeciwko Japonii (1:0) też nie zagrał od pierwszego gwizdka.
W doliczonym czasie gry drugiej połowy meczu z Japonią Adam Nawałka postanowił jednak sięgnąć po Błaszczykowskiego. Selekcjoner chciał wykorzystać najbardziej doświadczonego ze swoich podopiecznych do przeprowadzenia zmiany "na czas". Zamiast 101. występu w drużynie narodowej Błaszczykowski doczekał się upokorzenia i mimowolnie stał się jednym z bohaterów farsy, o której mówił cały piłkarski świat.
"Kuba" długo czekał przy linii bocznej na przerwę w grze, ale ta, wobec pasywnej postawy zarówno Polaków, jak i Japończyków, nie nadchodziła. W końcu Nawałka nakazał Kamilowi Grosickiemu symulowanie urazu, by sędzia Janny Sikazwe przerwał grę. Arbiter z Zambii odczytał jednak fortel selekcjonera reprezentacji Polski i gdy Grosicki usiadł na murawie, nie przerwał gry, a chwilę później odgwizdał koniec meczu.
Sposób, w jaki potraktowany został Błaszczykowski, rozsierdził jego brata, Dawida. "Pytam się, k***, czym sobie zasłużył na taki brak szacunku?" - napisał tuż po meczu starszy brat piłkarza na Facebooku.
Na szczęście Błaszczykowski nie zdecydował się na zakończenie reprezentacyjnej kariery. Doświadczony skrzydłowy zasłużył na godniejsze pożegnanie z kadrą, niż to, w które chciał go wplątać były selekcjoner.