Z Błaszczykowskim w reprezentacji Polski prowadzonej przez Adama Nawałkę bywało różnie. Afera z odebraniem opaski kapitańskiej, próba namówienia piłkarza, by przyszedł na konferencję prasową i oficjalnie przekazał ją Robertowi Lewandowskiemu i wreszcie - podsycanie lub kreowanie konfliktu pomiędzy nowym, a starym szefem drużyny.
Dziennikarze domagali się powołania byłego kapitana do reprezentacji, ale Nawałka zwlekał z tym aż do czerwca. Kuba wrócił, pomógł w zwycięstwie nad Gruzją, wyściskał się publicznie z Lewandowskim po jednym z goli, po czym poleciał na urlop. Rozczarowujący, z kontuzją, z niepewną sytuacją w klubie. Obecne zgrupowanie, przed meczami z Niemcami i Gibraltarem, rozpoczął od wizyty we Florencji, dokąd trafił na roczne wypożyczenie z Dortmundu. On, bohater Borussii, w której spędził osiem lat pełnych sukcesów z dotarciem do finału Ligi Mistrzów włącznie, nie zyskał uznania w oczach nowego trenera Thomasa Tuchela i musiał żegnać się ze swoim miastem, wrzucając na Twittera zdjęcie z samolotu podpisane krótkim "Danke".
Tym razem powołania dla Kuby nikt nie oczekiwał. Nie grał w klubie, nie był do końca zdrowy, niemniej Nawałka znowu poszedł pod prąd i zaprosił go do drużyny. Przeciwko Niemcom Błaszczykowski nie pokazał nic godnego uwagi, mecz z Gibraltarem rozpoczął od pierwszej minuty. Był wolny, jak nigdy, przewidywalny, brakowało mu wyczucia rytmu gry, błąkał się po boisku, a jedyny strzał, jaki oddał, trafił prosto w stojącego w bramce Gibraltaru strażaka.
Kiedy w 60. minucie Lewandowski faulowany był w polu karnym, wydawało się, że sam podejdzie do piłki, by skompletować hat-trick i dalej walczyć o koronę króla strzelców. Lewandowski piłkę oddał jednak Kubie.
Zapytałem Adama Nawałkę, czy ten piłkarz był wyznaczony do wykonywania rzutu karnego. Wyznaczonych było czterech zawodników, ale nie znajdował się wśród nich Błaszczykowski. - To była decyzja zawodników - powiedział trener.
Były kapitan czekał na gola w kadrze dwa lata bez trzech dni, ostatnio trafił w spotkaniu z San Marino we wrześniu 2013 roku. Z gratulacjami do Błaszczykowskiego przybiegł spod swojej bramki nawet Łukasz Fabiański. Kiedy kilka minut później Kuba schodził z boiska, żegnała go poklepując po plecach połowa drużyny. Tak, jakby kończył karierę i grał właśnie swój ostatni mecz.
To nie był ostatni mecz Błaszczykowskiego, wszystkie gesty jego kolegów z boiska oraz trenera miały pokazać, że jest bardzo szanowany i potrzebny w zespole. Po takim geście łatwiej mu będzie walczyć o miejsce w pierwszym składzie. Nie będzie łatwo, ale warto żeby Kuba pamiętał, że to, co do tej pory zrobił dla kadry, nie zostało zapomniane i że wszyscy kibicują mu, by wrócił i dał drużynie to, co przez lata - szybkość, walkę, ambicję i nieustępliwość. Czekamy w październiku.
[b]Michał Kołodziejczyk
[/b]