Mam nadzieję, że u ciebie wszystko gra
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Krzysztof Nowak z córką Marysią i synem Maksem.
Dariusz Faron Dariusz Faron

Mam nadzieję, że u ciebie wszystko gra

Wzięłabym chorobę na siebie, byle tylko żył. Po siedemnastu latach nadal chodzę do psychoterapeuty. Szukam odpowiedzi na pytanie, dlaczego akurat tata.

Krzysztof Nowak zmarł 26 maja 2005 roku. W 18. rocznicę śmierci przypominamy tekst o byłym reprezentancie Polski.

  • Krzysztof Nowak był wyróżniającym się pomocnikiem reprezentacji Polski i VfL Wolfsburg.
  • Świetnie zapowiadającą się karierę przerwała choroba. 26 maja 2005 roku piłkarz zmarł na stwardnienie zanikowe boczne.
  • 22-letnia Maria nie pamięta zdrowego taty. Do dziś nie może się pogodzić z jego odejściem. - Mieliśmy z siostrą fajne i jednocześnie bardzo trudne dzieciństwo – mówi jej brat, Maks Nowak.
Maria: 

Podobno mam po nim niebiesko-zielone oczy.

Nie pamiętam zdrowego taty. Buduję jego obraz z opowieści innych i pamiątek rodzinnych.

Mam 10 lat. Zbiegam do piwnicy po pudło ze starymi kasetami. Mama będzie trochę wkurzona, bo zrobiłam bałagan, ale to teraz nieistotne. Najważniejsze, że znalazłam to, czego szukałam. Po chwili jestem już na górze. Wsuwam kasetę do magnetowidu, wciskam play. Czarny ekran rozbłyska. Widziałam tę scenę wiele razy. 

Szpitalna sala. 

Maluch zawinięty w niebieski śpiworek z misiami to ja. Dopiero co się urodziłam. Tata leży tuż obok w czarnej bluzie. Mówi, że cały czas mam zamknięte oczy. Na to mama zza kamery: Całe szczęście, nie będzie musiała patrzeć na ten zły świat. Tata odpowiada: Życie potrafi być piękne, trzeba tylko odpowiednio spojrzeć. I dodaje: - Pewnie będzie tymi oczami czarować chłopaków.  
Marysia nie pamięta zdrowego taty. Maks ma pojedyncze wspomnienia. Gdy zdiagnozowano ojca, miał zaledwie pięć lat (fot. Archiwum prywatne Marii Nowak). Marysia nie pamięta zdrowego taty. Maks ma pojedyncze wspomnienia. Gdy zdiagnozowano ojca, miał zaledwie pięć lat (fot. Archiwum prywatne Marii Nowak).


LODY TRUSKAWKOWE 

Inne okruchy: 

Miesiąc po moich narodzinach VfL Wolfsburg gra u siebie z FC Koeln. Ojciec zapowiada, że strzeli dla mnie gola i dotrzymuje słowa. Osiemnasta minuta, bramka na 2:0. Wykorzystuje dobre dośrodkowanie, oddaje z bliska strzał na wślizgu. To jego drugi gol w sezonie. 

Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu. Dwa razy jedziemy z rodzicami do Disneylandu, uwielbiam to miejsce do dziś. A w Wolfsburgu co chwilę chodzimy na lody. Zawsze biorę truskawkowe. 

Jestem zbyt mała, by rozumieć, że taty zaraz nie będzie. 

Maks: 

Moje najlepsze wspomnienie to rodzinny wypad na Kubę. Ostatni urlop taty. 
Nie mogliśmy zagrać w piłkę plażową, bo siedział już na wózku, ale i tak było fantastycznie. Pamiętam też święta Bożego Narodzenia w Wolfsburgu. Siedzimy z dziadkami, znajomy rodziny wciela się w świętego mikołaja. Dostaję zabawkowy pociąg z klocków, tata szeroko się uśmiecha. 

Nikt nie prosił mnie jeszcze, bym o nim opowiedział. 

Gdy żył, mama powtarzała: "Wyciskaj maksymalnie każdą wspólną chwilę. Korzystaj, póki tata jest z nami. Może zniknąć w każdym momencie".

Wychowywałem się na stadionie. Oglądałem każdy mecz z dziećmi innych zawodników. Ale dziwiłem się, gdy na spacerze ustawiała się do ojca kolejka po autograf. 

Dla mnie nie był znanym piłkarzem, tylko tatą. 

Krzysztof Nowak był wyróżniającym się piłkarzem VfL Wolfsburg. Klub do dziś o nim pamięta (fot. Getty Images / Rust/ullstein bild).


BĄDŹ DZIELNY, MAKS 

Kiedy go zdiagnozowali, miałem pięć lat. 

Nie rozumiałem, co się dzieje. Tata usiadł nagle na wózku inwalidzkim. Najpierw zaatakowało ręce. Później nie umiał już sam przejść z łóżka na wózek, mama musiała go podsadzić. Gdy przestał mówić, zadawała pytania, a on odpowiadał, mrugając oczami. 

Walczyli każdego dnia. 

Nie pamiętam, bym przez chorobę kiedykolwiek spojrzał na niego inaczej. Nawet gdy coraz bardziej dawała się we znaki, nadal był moim tatą. Kiedy uczyłem się na pamięć wierszyka do szkoły (nienawidziłem tego!), siedzieliśmy w salonie. Ja recytowałem na kanapie, a on słuchał na swoim fotelu elektrycznym.

Starałem się jak najbardziej odciążyć mamę, dawałem tacie pić przez słomkę (inaczej już nie umiał). Rodzice bardzo często jeździli do lekarza, więc opiekowałem się Marią. Lubiłem to. Czasem się biliśmy, raz czy dwa mnie podrapała, ale na ogół była bardzo grzeczna. Codziennie próbowałem ją rozbawić. Niekiedy jechała z rodzicami, a ja zostawałem ze względu na szkołę. 

Pewnego dnia mama wróciła ze szpitala. Pamiętam jak przez mgłę, że chyba trzymała w rękach kwiaty. "Taty już nie ma". Nie uwierzyłem. Tego samego dnia pobiegłem do kumpla. "Wiesz, mój tata umarł". Dopiero wtedy się rozpłakałem.

Modliliśmy się całą rodziną w kaplicy przed otwartą trumną. Tata leżał tam z fioletowymi paznokciami. Włożyłem do środka laurkę ze stadionem i piłkarzami, którą narysowałem w szkole.  Potem szliśmy przez cmentarz. Zrozumiałem, że taty naprawdę już nie ma. 

"Musisz być dzielny, Maks, bo jesteś w domu jedynym facetem", mówili wszyscy wokół. 

Codziennie chodziliśmy do taty. Wieczorem mama kładła nas do łóżka i wracała na cmentarz. 

A ja zamknąłem się w sobie. Unikałem tematu, nie rozmawiałem o nim nawet z mamą. Niedługo po jego śmierci przeprowadziliśmy się do nowego domu. Razem zaprojektowali go tak, by tata mógł się swobodnie poruszać na wózku. 

Nie zdążył. 
Syn Krzysztofa Nowaka, Maks, mocno śledzi poczynania VfL Wolfsburg. - Praktycznie wychowywałem się na stadionie - opowiada (fot. Getty Images, Rust\ullstein bild). Syn Krzysztofa Nowaka, Maks, mocno śledzi poczynania VfL Wolfsburg. - Praktycznie wychowywałem się na stadionie - opowiada (fot. Getty Images, Rust\ullstein bild).


PLUSZOWY KRÓLIK 

Maria: 

Potrzebowałam dużo czasu, by zrozumieć, co się stało. Dopiero po odejściu taty dowiedziałam się, na co chorował. Słyszałam o nim u dziadków, na stadionie, cmentarzu. Układałam strzępki informacji jak puzzle. 

Wolałabym wziąć chorobę na siebie, byle żył. 

Dlaczego akurat tata? 

Niedawno zrozumiałam, że nadal się z tym nie pogodziłam. Chodzę do psychoterapeuty. Wcześniej bałam się, że ludzie będą dziwnie na mnie patrzeć. Jedna z najbliższych osób wytłumaczyła mi jednak, że wizyta w gabinecie lekarskim nie oznacza słabości. 

Kilka razy w roku mam ten sam koszmar. Stoimy z rodziną na cmentarzu, trwa pogrzeb taty. Tulę pluszowego królika, z którym jako dziecko nigdy się nie rozstawałam. Nagle wkładam go do trumny, żeby leżał z tatą, ale ktoś go wyciąga i mi podaje. Budzę się, zaczynam płakać. Przez moment myślę, że to nie był tylko zły sen. 

To chyba efekt tęsknoty. Cały czas bardzo mi go brakuje. Jako dziewczynka zazdrościłam Maksowi, że mógł spędzić z tatą więcej czasu. Tata został w naszych sercach, ale przy nas go nie ma. 

Pamiętam, jak pewnego dnia nie potrafiłam podjąć ważnej decyzji. Zadzwoniłam do cioci: 

- Jak myślisz, co zrobiłby tata? 

- Powiedziałby ci: Zrób to, co uważasz za słuszne. I byłby z ciebie dumny.

Podobno był bardzo otwarty i szczery. Nie bał się wypowiadać własnego zdania, w wywiadach nie gryzł się w język. Słyszałam od wielu osób, że był po prostu dobrym człowiekiem. Pomagał innym.

Brat odziedziczył to dobre serce po tacie. 

NIERÓWNE PISMO 

Ostatnio wyjęliśmy z chłopakiem wszystkie koszulki ojca z czasów kariery. Sprawdzaliśmy, z jakich meczów pochodzą. Na ścianie mam trykot reprezentacji Polski. Tata grał w niej przeciwko Armenii w marcu 1999 roku. Wygraliśmy 1:0. 
Ojciec od dziecka prowadził zapiski. Notował wyniki, składy, żółte kartki, strzelców bramek. Widać po nierównym piśmie, kiedy zaczyna się choroba. 

Sama grałam trochę w piłkę nożną. Najpierw w lokalnym zespole z chłopakami, ale zauważyłam, że trochę wstydzą się przy mnie przebierać. Kiedy miałam dziesięć lat, zaproszono mnie do drużyny dziewczyn VfL Wolfsburg. Niedługo później rzuciłam piłkę. Mama powiedziała, że to nie jest sport dla dziewczyn, zresztą tata myślał tak samo. Początkowo protestowałam, potem dałam spokój.

Ale niewykluczone, że wrócę do piłki w innej roli. Studiuję komunikację medialną. W przyszłości chciałabym prowadzić media społecznościowe jakiegoś klubu piłkarskiego w Niemczech lub Polsce. 

Maks: Ja oglądam dziś każdy mecz Wolfsburga. Niestety nie miałem talentu. Podczas podwórkowych gier zawsze stałem na obronie. Choć pamiętam mecz zorganizowany z okazji dziesięciolecia awansu VfL Wolfsburg do Bundesligi. Zagrałem z dziesiątką na plecach w zastępstwie taty, u boku wujka, Piotra Tyszkiewicza. Strzeliłem nawet bramkę. Klub do dziś pamięta o tacie, czego dowodem jest wykrzykiwanie przez kibiców jego nazwiska na każdym meczu. 

Maria: Czasem w rocznicę śmierci przemawiam na cmentarzu. Przychodzi sporo osób z klubu. Doktor Tim Schumacher, kolega ojca z czasów kariery Roy Prager, szef kibiców VfL... Bardzo doceniam ich obecność. 

Z drugiej strony, te spotkania są dla mnie bardzo trudne. Wolałabym spędzać rocznicę sama lub z rodziną. Zapalić świeczkę, pomodlić się w ciszy. 

Nie zawsze było to możliwe. 
Choć minęło siedemnaście lat, Maria Nowak do dziś nie pogodziła się z odejściem taty. - Chodzę do psychoterapeuty. Zadaję sobie pytanie, dlaczego akurat on. Choć minęło siedemnaście lat, Maria Nowak do dziś nie pogodziła się z odejściem taty. - Chodzę do psychoterapeuty. Zadaję sobie pytanie, dlaczego akurat on.


CZY TY TEŻ BĘDZIESZ CHORY? 

Popularność taty bardzo utrudniała wyjście z żałoby. Wszędzie mówiło się o jego śmierci. Każdy postrzegał nas przez pryzmat ojca. 

Raz koleżanka przedstawiła mnie rodzicom: "To córka Krzysztofa Nowaka". Wolałabym być po prostu Marią. Na swojej byłej uczelni chciałam pisać pracę o fundacji charytatywnej imienia ojca. Słyszałam głosy, że z powodu śmierci taty klub na pewno opłaca moje studia, więc mam łatwiej. Trochę bolało. 

Maks: Ja nie zawsze się przyznaję, że jestem synem Krzysztofa Nowaka. Po jego odejściu koledzy w szkole wypytywali mnie, czy też będę chory. Starałem się wpuszczać jednym uchem, wypuszczać drugim. Nie reagowałem. Gdy dostałem pracę w Volkswagenie, też słyszałem głupie komentarze, że to ze względu na ojca. Naprawdę mieliśmy z Marią trudniej niż inni. 

Dziś pracuję w Stuttgarcie w fabryce Porsche, rzadko ktoś zagaduje o tatę. Ale ostatnio jeden z pracowników pytał, czy Krzysztof Nowak to moja rodzina. Skłamałem, że znam tego piłkarza, ale nie byliśmy spokrewnieni. 

Maria: Brakuje mi w tym wszystkim trochę równowagi, spokoju. W Polsce mamy chyba większy respekt do śmierci. Rodzina może liczyć na więcej prywatności.

Maks: Może tak ci się wydaje, bo w Polsce tata nie był tak znany? Mama powiedziała kiedyś, że dobrze, że pochowaliśmy go w Wolfsburgu, bo w kraju tak by o nim nie pamiętano. Zgadzam się z nią. 

Maria: A ja nie. Byłam kiedyś w siedzibie Ursusa Warszawa. Jest tam kilka tablic poświęconych tacie. Cała historia jego kariery: Grecja, Brazylia, Niemcy… Tata chciał pod koniec kariery wrócić do Legii, bo na Łazienkowskiej panuje znakomita atmosfera. Polska naprawdę o nim nie zapomniała. Pamiętam, jak byłam niedawno na cmentarzu. Dwóch panów cały czas na mnie patrzy. Nagle jeden z nich zagaduje: 

- Jest pani córką Krzysztofa Nowaka?

Przyjechali na grób taty aż spod Poznania. 

Uśmiechnęłam się i przytaknęłam.

URSUS WYGRAŁ, TATO 

Maks: 

Ostatnio oglądałem w niemieckiej telewizji materiał o kobiecie, która ma dwie córeczki i tak jak tata choruje na ALS. Rozpłakałem się. Jednocześnie wiem, że trzeba iść dalej. Zaakceptowałem już jego śmierć. Przepracowałem to. 

Historia taty bardzo wiele mnie nauczyła. Bardziej korzystam z życia, staram się cieszyć każdym dniem. Nawet kumple z roboty mówią mi, że zawsze wchodzę do pracy uśmiechnięty. Potrafię poprawić innym humor. To też mam chyba po nim. 
Wujek Piotr powiedział kiedyś, że tata miał krótkie, ale bardzo dobre życie. Trudno o lepsze podsumowanie. 

Maria:
 

Ja staram się nie myśleć o jego chorobie, wracać jedynie do pozytywnych wspomnień. Żałuję, że nie zdołał zrealizować wszystkich marzeń. Miał jeszcze tyle do zrobienia… 

Na cmentarzu często rozmawiamy. 

- Hej, jestem! Posprzątałam ci trochę grób, bardzo ładnie wygląda. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko gra. 

Będziesz zadowolony, bo Ursus wygrał na wyjeździe z Lechią Tomaszów Mazowiecki 3:0. Legia zremisowała na wyjeździe z Jagiellonią, a Wolfsburg z Bayernem.
Lewandowski strzelił jedną. Ponoć odejdzie do Barcelony. 

Pozdrów babcię i resztę. Bardzo cię kocham, tato.

Do następnego.

Komentarze (1)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×