- Po mundialu w Rosji powinienem dać sobie więcej czasu. Odpocząć i dopiero wtedy usiąść do rozmów z prezesem Bońkiem. Decyzja o odejściu nie była oczywista, kontrakt leżał na stole - opowiada nam były selekcjoner Adam Nawałka.
W 2018 roku Biało-Czerwoni nie wyszli na mundialu z grupy. Po rozstaniu z reprezentacją trener długo nie wypowiadał się publicznie o turnieju w Rosji. Teraz wraca do wydarzeń sprzed czterech lat.
- Wiedzieliśmy, że jest problem fizyczny. Jeśli w meczu z Senegalem zmieniłem Łukasza Piszczka i Kubę Błaszczykowskiego, czyli swoich żelaznych piłkarzy, to o czymś to świadczy - mówi były selekcjoner.
- Wprowadzanie dodatkowego ustawienia i szukanie innych rozwiązań było niepotrzebne. To błąd. Powinniśmy trzymać się czwórki defensorów - analizuje Nawałka.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Cztery lata temu jechaliśmy na mundial z wielkimi nadziejami po bardzo udanym Euro we Francji i świetnych eliminacjach. Jak z perspektywy czasu ocenia pan to, co się stało w Rosji?
Adam Nawałka, były selekcjoner reprezentacji Polski: Jestem dumny, że prowadziłem kadrę w pięćdziesięciu spotkaniach. Mam olbrzymią satysfakcję z pracy, jaką wykonaliśmy ze sztabem i grupą fantastycznych piłkarzy. Pięć lat, które spędziłem w reprezentacji, było bardzo wartościowym czasem. Z 78. miejsca w rankingu FIFA dotarliśmy do czołówki. Zmieniliśmy fatalny klimat wokół drużyny narodowej, bilety na nasze mecze rozchodziły się w ciągu kilku godzin. Na Euro 2016 doszliśmy do ćwierćfinału i odpadliśmy z późniejszymi triumfatorami po rzutach karnych, a mimo to czuliśmy przecież niedosyt. Wiedzieliśmy, że mogliśmy dotrzeć dużo dalej. W pracy trenera tak już jest, że po serii sukcesów następuje pewna korekta. Po dobrym Euro mieliśmy mundial, który musimy zaliczyć do nieudanych. Turniej w Rosji był dla nas ogromnym rozczarowaniem. Jako ówczesny selekcjoner biorę za to pełną odpowiedzialność. Wszyscy mocno przeżyliśmy niepowodzenie. Potrzebowaliśmy czasu, by je przetrawić.
Dlaczego w Rosji nie udało się odnieść sukcesu?
Dostrzegam kilka powodów. Najważniejszy jest aspekt personalny – bardzo przeszkodziły nam kontuzje. Do tego doszły aspekty taktyczny i mentalny. Było wiele zmiennych, które wpłynęły na zespół niekorzystnie. Znaleźliśmy się w trudnym położeniu, ponieważ następowała zmiana generacji. Z perspektywy czasu dla niektórych graczy mistrzostwa w Rosji odbyły się za późno, a dla innych – za wcześnie. Przewidując problemy, monitorowaliśmy szczegółowo bardzo szeroką grupę utalentowanych zawodników, by mieć plan awaryjny.
Właśnie dlatego przed mistrzostwami powołałem Szymona Żurkowskiego, Dawida Kownackiego, Pawła Dawidowicza, Sebastiana Szymańskiego i Jana Bednarka. Janek i Dawid pojechali na mundial, a pozostała trójka przegrała rywalizację. Szymański technicznie i taktycznie już wtedy był na dobrym poziomie, natomiast odstawał fizycznie. Z kolei Żurkowski świetnie biegał, lecz miał braki techiczno-taktyczne. We Włoszech dwa lata przesiedział na ławce, jednak cały czas zyskiwał wiedzę i ciężko pracował. Potem wskoczył na odpowiedni poziom i regularnie grał w Empoli. Teraz walczy o wyjściową jedenastkę w kadrze. Cieszy mnie duży progres wspomnianych zawodników. Na mundial w Rosji nie byli jednak jeszcze gotowi.
Stara gwardia we Francji dała popis, a w Rosji zawiodła.
Kontuzje nie pozwoliły doświadczonym piłkarzom optymalnie się przygotować. To przypadek m.in. Jakuba Błaszczykowskiego, który całą wiosnę walczył z urazami i przez to nie grał w VfL Wolfsburg. Dwa lata wcześniej, przed Euro 2016, też nie notował regularnych występów w Fiorentinie, lecz wtedy był zdrowy. Pozostawaliśmy w stałym kontakcie. Kuba ciężko pracował na treningach i doszedł do formy. Przed Rosją ze względu na kontuzję jakość jego przygotowań była inna. Stąd problemy Kuby podczas turnieju. Był tak ambitny, że mimo kłopotów wygrał rywalizację z Frankowskim i Szymańskim. W ustawieniu taktycznym odnajdywał się dużo lepiej niż ta dwójka. Zresztą, wystarczy przypomnieć jego udaną współpracę z Łukaszem Piszczkiem. To była jedna z naszych najsilniejszych broni.
Piszczek mówił na łamach WP SportoweFakty, że po meczu z Senegalem (1:2) trudno mu było wytrzymać samemu ze sobą.
Wiosną Łukasz borykał się z kontuzjami, co wpływano niekorzystnie na jego rytm meczowy. Mimo że też był po kontuzji, w meczach kontrolnych przeciwko Nigerii i Chile prawa strona wyglądała obiecująco. Istniały przesłanki, że Łukasz i Kuba wrócą do formy. Mundial wszystko jednak zweryfikował. Senegalczycy stłamsili nas na naszej prawej stronie i musieliśmy się tam przeorganizować. Tuż przed turniejem Kuba i Łukasz pokazali jednak niesamowity charakter i ambicję. Wiemy, jak ważna była dla nich reprezentacja.
Naszym problemem w Rosji była nie tylko prawa strona.
Krzysiek Mączyński ze względu na kontuzję na wiosnę praktycznie nie grał i w ogóle nie pojechał na mistrzostwa. Arek Milik też był po poważnym urazie. Grzesiek Krychowiak, czyli nasz filar z Euro, nie miał rytmu meczowego, choć robił wszystko, by się przygotować. W meczach kontrolnych oni też prezentowali się z dobrej strony, więc była nadzieja, że świetnie się odnajdą. Kamil Glik do samego końca walczył z czasem. Ktoś inny na jego miejscu zostałby w domu, a Kamil zdołał zagrać w trzecim meczu. Dokonał tego dzięki sile charakteru. Kłopoty wspomnianych piłkarzy wpłynęły jednak na obniżenie poziomu zespołu. W Rosji musieliśmy skorygować pewne założenia, przestawić się i od razu wprowadzać młodych zawodników. Ten proces kontynuowali Jerzy Brzęczek i Paulo Sousa, a teraz z szerszej grupy wartościowych młodych zawodników korzysta Czesław Michniewicz, który bardzo dobrze sobie radzi.
Sztab popełnił błędy w przygotowaniach fizycznych? Piszczek w cytowanym już wywiadzie opowiadał, że w meczu z Senegalem po 15 minutach odcięło mu prąd.
Jako sztab szkoleniowy błyskawicznie dostawaliśmy takie sygnały. Wiedzieliśmy, że jest problem fizyczny. Jeśli zmieniłem wspomnianych Łukasza i Kubę Błaszczykowskiego w spotkaniu z Senegalem, to o czymś świadczy. Wcześniej byli to moi żelaźni zawodnicy. Parametry motoryczne i badania medyczne przeprowadzone w trakcie turnieju wskazywały, że jakość biegania jest podobna jak podczas Euro we Francji, a zawodnicy są w dobrej dyspozycji. Natomiast wszystko weryfikuje boisko, a tam nie wyglądało to dobrze. Od razu musieliśmy wprowadzić pewne zmiany w planach treningowych. Z faktami się nie dyskutuje.
Czuł pan po Senegalu, że ekipa jest totalnie rozbita i trudno będzie podnieść zawodników mentalnie?
Tuż po meczu zawodnicy byli w dołku i siedzieli ze spuszczonymi głowami, ale to normalne, bo mieliśmy duże oczekiwania. Jako sztab od razu staraliśmy się odbudować drużynę. Odbyliśmy z piłkarzami męską rozmowę i przeprowadziliśmy analizę. Były też korekty w składzie. Wychodziliśmy na drugie spotkanie z odpowiednim nastawieniem. I przeciwko Kolumbijczykom naprawdę nieźle to wyglądało, do pierwszego gola. Przytrafiło nam się kilka błędów indywidualnych, później Kolumbia nas zdominowała i wygrała 3:0.
Zmiana ustawienia przed mundialem i wdrażanie gry trójką obrońców to błąd?
Tak, z perspektywy czasu widzę, że powinniśmy cały czas powinniśmy trzymać się czwórki defensorów. Przy tym potencjale personalnym, jakim dysponowaliśmy, wprowadzanie dodatkowego ustawienia i szukanie innych rozwiązań było niepotrzebne. Nie byliśmy na to gotowi. Trzeba było doskonalić czwórkę z tyłu, postawić na stabilizację i automatyzmy, które są bardzo istotne. Pamiętamy, jak dobrze wyglądało to wcześniej w przypadku Łukasza Piszczka i Kuby Błaszczykowskiego na prawej stronie lub Kamila Grosickiego, Arkadiusz Milika, Roberta Lewandowskiego w ofensywie.
Na marginesie, teraz też sporo mówi się o ustawieniu trójką z tyłu.
Nieco zmieniła się sytuacja. W kadrze jest wielu zawodników, którzy znają ten system, ćwiczyli go ponad rok u Paulo Sousy. I może to dać dobre efekty, jeśli są automatyzmy. Bazując na swoim doświadczeniu z Rosji, rozmawiałem niedawno z selekcjonerem Czesławem Michniewiczem, że ostatnie przygotowania do mistrzostw to moim zdaniem czas na stabilizację składu i ustawienia.
Dlaczego zatem uznał pan, że przed Rosją pora na coś nowego?
Przede wszystkim przejście na inny system wcale nie było efektem porażki w Kopenhadze, tak jak niektórzy twierdzili. Później pokonaliśmy Kazachstan 3:0, Armenię 6:1 na wyjeździe i 4:2 Czarnogórę na własnym terenie. Następnie przeanalizowaliśmy całe eliminacje. Chcieliśmy wzbogacić naszą grę, wprowadzić nowe elementy. W zanadrzu pozostawał bazowy system 1-4-4-2, w niektórych meczach wykorzystywany. Ustaliliśmy z piłkarzami, że będziemy szlifować grę trójką z tyłu, a potem zobaczymy, co dalej. Dużo rozmawiałem z zawodnikami i część graczy była przekonana do nowego systemu, zaś niektórzy podchodzili do niego z dystansem.
Kilku piłkarzy otwarcie powiedziało po mundialu, że w systemie z trójką nie czuli się dobrze.
Rzeczywiście tak było, ale też wiemy, jak to wygląda w futbolu: jak wygrywasz, system jest OK. Gdy przegrywasz, czasem mówisz o złym ustawieniu taktycznym. Przed samym mundialem jedną połowę z Litwą rozegraliśmy trójką obrońców, a drugą – czwórką. Później razem zdecydowaliśmy, że będziemy grać czwórką, bo najbardziej doświadczeni kadrowicze optowali za tym rozwiązaniem. Nie wiem, czy pan pamięta, ale na Senegal wyszliśmy właśnie czwórką z tyłu: Łukasz Piszczek, Michał Pazdan, Thiago Cionek, Maciej Rybus. Niestety słabo to wyglądało, stąd zmiana w przerwie na trójkę defensorów. Maciej Rybus poszedł na lewe wahadło, a Łukasz Piszczek na prawe. Wszedł Jan Bednarek. Finalnie, jak wspomniałem, zmiana systemu gry przy tym potencjale nie przyniosła efektu i było to złe posunięcie. Zabrakło nam czasu na wypracowanie automatyzmów.
W ostatnim meczu ograliśmy 1:0 Japonię. Kuba Błaszczykowski nie wkurzał się na pana i drużynę? Długo stał przy linii, ale nie doczekał się wejścia na boisko. Kamil Grosicki upadł na murawę, by sędzia przerwał spotkanie, ale arbiter zakończył mecz.
Kuba był zdegustowany całą sytuacją, ja również. Chciałem, by wszedł wcześniej. Próbowaliśmy w pewnym momencie doprowadzić do przerwania gry i wydarzyła się sytuacja, która nie powinna mieć miejsca. Wszyscy wiedzą, jak cenię jego umiejętności, osobowość i podejście do piłki. Dogadywaliśmy się. Przed Euro część ekspertów twierdziła, że nie powinienem powoływać zawodników, którzy nie grają w klubie, między innymi Kuby. A ja zdawałem sobie sprawę, że może dać drużynie bardzo dużo. I tak się stało – był jednym z najlepszych polskich piłkarzy na mistrzostwach Europy. Z końcówki meczu przeciw Japonii nie ma co żartować, dla nas była to trudna sytuacja. Mieliśmy określony plan, lecz los napisał zupełnie inny scenariusz.
Miał pan po meczu rozmowę z Kubą na ten temat?
Oczywiście. Powiedziałem mu, że miało to wyglądać inaczej. Rzecz jasna, potrzebował trochę czasu. Dziś jestem w dobrych relacjach zarówno z Kubą, jak i innymi zawodnikami tamtej kadry.
Niedługo po mundialu PZPN upublicznił raport sztabu podsumowujący turniej, co wywołało sporą dyskusję. Jak pan to ocenia z perspektywy czasu?
Wraz ze sztabem przygotowywaliśmy sprawozdanie po każdym półroczu, by wyciągnąć wnioski. Zawierało ono sporo statystyk i opisów meczów. Zawsze były to krótkie refleksje dotyczące kwestii mentalnych, motorycznych, techniczno-taktycznych, jak również organizacyjnych, by wytyczyć kierunki na przyszłość. Raport szkoleniowy tworzony na użytek sztabu trafiał później do archiwum PZPN, do departamentu wydziału szkolenia. Zachował się zapis elektroniczny i ktoś uznał, że warto go opublikować. Nie wnikam, kto podjął tę decyzję. Nie mam z tym problemu. Merytorycznie oceniłem to, co stało się w Rosji. Moim zdaniem znajdują się tam bardzo konkretne spostrzeżenia.
Tuż po meczu z Japonią czuł pan już, że na pewno zakończy pracę z kadrą?
Nie. Decyzję podjęliśmy z prezesem Bońkiem kilka dni po turnieju, po dokonanej analizie. I nie była to decyzja oczywista. Wręcz przeciwnie, prowadziliśmy też rozmowy na temat tego, że możemy kontynuować współpracę. Nowy kontrakt leżał na stole. Po mistrzostwach i analizie powinienem nieco odpocząć, dać sobie czas i dopiero wtedy usiąść do rozmów. Tak, by negatywne emocje opadły. Powinniśmy rozmawiać z chłodną głową wyłącznie na bazie wniosków. Chciałem oprzeć się na nowej generacji zawodników, to miałoby sens. Wtedy jednak młodzieżówka rozgrywała ważne eliminacje ME. Tacy gracze jak Żurkowski, Szymański, Kownacki czy Krystian Bielik stanowili o sile drużyny Czesława Michniewicza.
Ze względu na eliminacje młodzieżówki ktoś oponował przeciwko szybkiemu włączeniu wspomnianych piłkarzy do dorosłej kadry? Mieliście tu z prezesem Bońkiem inne spojrzenie?
Absolutnie tak nie było. Zawsze rozmawialiśmy bardzo merytorycznie. Eliminacje młodzieżówki też były ważne. Trzeba było zatem wszystko przeanalizować i spokojnie wprowadzić zmiany, myśląc zarówno o rozwoju zawodników, jak i pierwszej reprezentacji. Podjąłem jednak decyzję o odejściu z drużyny narodowej, ponieważ uważałem to za słuszne rozwiązanie. Po intensywnych latach w reprezentacji chciałem złapać dystans, by potem wrócić do pracy trenerskiej ze świeżym spojrzeniem. To już natomiast historia.
Jak pożegnał się pan z drużyną?
Po długich zgrupowaniach i turnieju każdy piłkarz chce jak najszybciej wrócić do rodziny. Tym bardziej że mistrzostwa świata nie zapisały się w pamięci tak pozytywnie jak Euro 2016. Natomiast i po turnieju we Francji, i po Rosji mieliśmy wspólny obiad. Po prostu życzyłem zawodnikom wszystkiego dobrego. Nie ma tu żadnych sensacji. Mimo niezadowalającego wyniku w Rosji rozstaliśmy się w bardzo dobrych relacjach. Gdy po odejściu Paulo Sousy prezes Kulesza we wstępnych rozmowach zaproponował mi ponowne objęcie reprezentacji, zawodnicy wypowiadali się o takim rozwiązaniu pozytywnie. Oczywiście byłem w gotowości. Kadrze się nie odmawia.
Wspomniał pan o wstępnych rozmowach, ale przecież negocjacje były bardzo zaawansowane. Myślałem, że szykował pan już garnitur, żeby dobrze prezentować się w pierwszym meczu po powrocie.
Szanuję decyzję prezesa Kuleszy i trzymam kciuki za trenera Michniewicza oraz całą reprezentację. Dobro drużyny jest najważniejsze, reszta się nie liczy. Nie ma co drążyć tego tematu.
Wyjdziemy w Katarze z grupy?
Trzymam za to kciuki i mocno wierzę w taki scenariusz. Zespół jest już po okresie przejściowym. Moim zdaniem idzie w dobrym kierunku.