Wisła popłynęła… - relacja z meczu Wisła Płock - Zagłębie Lubin

Tego chyba nikt się nie spodziewał. Niepokonana dotąd Wisła Płock, mimo kontuzji Vegarda Samdahla i Dimy Kuzeleva wydawała się murowanym faworytem w starciu z Zagłębiem Lubin. Jednak to podopieczni Jerzego Szafrańca okazali się górą kontrolując przebieg spotkania od pierwszej do ostatniej minuty. Nafciarzom nie pomogła publiczność wspierająca głośnym dopingiem swoich ulubieńców i żywiołowo reagująca na sytuacje na boisku, nie pomógł doskonale dysponowany tego dnia Michał Zołoteńko, którego forma była wielką zagadką, nie pomógł też Morten Seier, który między słupkami wyprawiał cuda. W przekroju całego spotkanie goście bili na głowę rywali w każdym elemencie gry i to oni zasłużenie zdobyli 2 oczka.

Już wyjściowe ustawienie Wisły przyniosło pewne zaskoczenie. Na ławce rezerwowych siedzieli nominalni rozgrywający Lars Madsen i Michał Zołoteńko, a na ich nominalnej pozycji, jaką jest lewa strona rozegrania w pierwszej siódemce wyszedł… skrzydłowy Adam Wiśniewski. Popularny "Gadżet" znany jest ze swoich charakterystycznych zbiegów ze skrzydła i atomowych rzutów z "połówki", ale czy to wystarczająca rekomendacja, by zagościć na tej pozycji na dłużej wie chyba tylko trener, który już w 9 minucie zrezygnował z usług Wiśniewskiego na rzecz wracającego po kontuzji Zołoteńki.

Mimo, że to Płocczanie rozpoczynali grę i mieli dwie okazje do otwarcia wyniku, to pierwszy padł łupem Michała Stankiewicza. Były gracz Vive wykorzystał dogranie od jednego z kolegów i technicznym rzutem pokonał strzegącego bramki Wisły Marcina Wicharego. Wisła odpowiedziała trafieniem pełniącego rolę środkowego rozgrywającego Adama Twardo. Przez kolejne minuty oba zespoły raziły nieskutecznością - piłka nie mogła znaleźć drogi do siatki po rzutach Wiśniewskiego, Konstantina Yakovleva oraz Pawła Adamczaka. Strzelecka niemoc przełamał dopiero Yakovlev, a na jego bramkę miejscowi odpowiedzieli trafieniem młodego kołowego Kamila Syprzaka. Wszyscy spodziewali się niezwykle wyrównanego meczu, lecz jak się później okazało był to ostatni remis w tym spotkaniu.

Kolejne trafienie Stankiewicza, skutecznie wykonany rzut karny egzekwowany przez Piotra Obrusiewicza oraz dwa trafienia przebojowego Bartłomieja Tomczaka wyprowadziły gości na prowadzenie 6:2. Wisła raziła nieskutecznością, a po kolejnym niecelnym rzucie Adama Wiśniewskiego trener postanowił zastąpić go wracającym po długotrwałej kontuzji Michałem Zołoteńką. Kibice przywitali go gromkimi brawami, choć wszyscy zdawali sobie sprawę, że forma pochodzącego z Tczewa szczypiornisty jest jedną wielką niewiadomą.

Już w kilkanaście sekund po pojawieniu się na parkiecie popularny "Złoty" został brutalnie sfaulowany przez Pawła Orzłowskiego. "Drwal z Lubina", jak nazywają Orzłowskiego kibice Wisły dopuścił się faulu, który do złudzenia ten, po którym rękę złamał Sebastian Rumniak - wtedy również ostro atakował będącego kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią zawodnika. Tym razem na szczęście obyło się bez urazu, a Orzłowski został odesłany na ławkę kar aż na 4 minuty.

W tym czasie płocczanie odrobili zaledwie jedno oczko- po 13 minutach to goście cieszyli się z prowadzenia 9:6. Wtedy też Nafciarze ruszyli do odrabiania strat- gol Tomasza Palucha, a przede wszystkim niezwykle efektowny rzut z nadgarstka w samo okienko w wykonaniu Sebastiana Rumniaka zbliżył ich do rywali na jedno trafienie. Jednak bramki niezawodnego w tym meczu tercetu Stankiewicz - Obrusiewicz - Nowak sprawiły, że Miedziowi znów odskoczyli (12:8).

Końcówka pierwszej partii to wzajemna wymiana ciosów zakończona ogromnymi kontrowersjami. Równo z syreną końcową do bramki strzeżonej przez Adama Malchera trafił pędziwiatr Joakim Backsrtom. Bramka początkowo uznana przez sędziów po konsultacji z obserwatorem została unieważniona, gdyż jak później wykazały telewizyjne powtórki piłka o ułamki sekund za późno przekroczyła linie bramkową. Zagłębie prowadziło 16:13, a druga połowa zapowiadała ogromne emocje.

Drugą część spotkania ponownie lepiej zaczęli Lubinianie - dwa razy z rzędu trafił Michał Nowak, jednak kolejne cztery bramki padły łupem Wiślaków - Bartosza Wusztera i niezawodnego Michała Zołoteńki. Emocje rosły coraz bardziej, gdyż do remisu Nafciarzom brakowało tylko jednej bramki. Niezwykle głośny doping płockich fanów stał się jeszcze głośniejszy i wydawało się, że po raz kolejny zadziała niezwykła magia "Płockiego Piekiełka", która niejednokrotnie pomagała zawodnikom Wisły wznosić się na wyżyny możliwości i zwyciężać nawet w najbardziej beznadziejnych sytuacjach…

Gracze Zagłębia imponowali jednak spokojem, a do 39 minuty trwała gra bramka za bramkę. Wtedy też nieskuteczny rzut oddał Lars Madsen, który miał być największą gwiazdą Ekstraklasy i hitem transferowym wszechczasów, lecz jak na razie należy do jednych z najsłabszych ogniw Wisły. Lubinianie odpowiedzieli trafieniem Nowaka i prowadzili już 22:19. Na 20 minut przed końcem przewagę zmniejszył Tomasz Paluch, który skutecznie egzekwował rzut karny, a po raz kolejny niebiesko- biało- niebiescy zbliżyli się do przyjezdnych na jedna bramkę po trafieniu Zbigniewa Kwiatkowskiego. Kolejne dwie bramki padły łupem skrzydłowych - Adriana Niedospiała z Zagłębia i Palucha z Wisły.

Wtedy to kolejna wspaniała passę zaliczyli podopieczni trenera Szafrańca. Zdobyli trzy bramki z rzędu i 47 minucie prowadzili 26:22. Kolejna szansa na odrobienie strat Nafciarzy stała się faktem na 10 minut przed końcem, gdy na ławkę kar powędrowali Niedośpiał i Radosław Fabiszewski. Mimo gry w przewadze dwóch graczy zawodnicy z Płocka nie potrafili stworzyć sobie dogodnych sytuacji rzutowych, co w konsekwencji spowodowało, że okres 2 minut osłabienia Zagłębia zakończył się remisem 1:1.

Mimo doskonale radzącego sobie między słupkami Mortena Seiera oraz nieustającego, oszołamiającego dopingu Płocczanie byli po prostu słabsi… Ostatecznie to Zagłębie zasłużenie zwyciężyło 31:27. W płockiej ekipie najbardziej zawiedli gracze, na których najbardziej liczono, a najlepszym tego przykładem jest Madsen. Zespół z Płocka grał w tym spotkaniu bardzo chaotycznie i popełniał masę niewymuszonych technicznych błędów indywidualnych. Brakowało pomysłu rozwiązania akcji ofensywnej, skuteczności, a i obrona pozostawiła wiele do życzenia. Pewnym usprawiedliwieniem może być brak podstawowych gracz, na których budowana miała być potęga Wisły z Vegardem Samdahlem na czele. Warto dodać, że Norweg był obecny na spotkaniu z Zagłębiem, a po jego żywiołowych reakcjach widać było, jak bardzo przeżywał przebieg meczu i jak bardzo chciałby pomóc swoim kolegom.

Jasnym punktem gospodarzy był natomiast Michał Zołoteńko, czyli zawodnik od którego nikt w tym meczu nie wymagał cudów. Jednak na pewno zawodnik ten zamieniłby swój doskonały występ na zwycięstwo swej drużyny… Graczom Zagłębia za to wychodziło praktycznie wszystko i nie kryli oni po meczu swego szczęścia. - Wisła przeżywa trudny okres, a nam udało się to wykorzystać, lecz to wcale nie umniejsza naszego zwycięstwa. Uważam, że wszyscy zagraliśmy bardzo dobrze, byliśmy zmobilizowani i zdeterminowani, a przede wszystkim wierzyliśmy, że możemy wygrać to spotkanie - mówił po meczu szczęśliwy Michał Świrkula.

Wisła Płock - Zagłębie Lubin 27:31 (13:16)

Wisła: Wichary, Seier - Backstrom 2, Paluch 5 (3k), Wiśniewski, Kwiatkowski 2, Wuszter 3 (1k), Syprzak 2, Twardo 3, Madsen, Zołoteńko 7, Mokrzki, Peskov, Rumniak 3

Zagłębie: Malcher, Świrkula - Kozłowski 1, Tomczak 3, Niedośpiał 5, Obrusiewicz 5 (2k), Orzłowski, Stankiewicz 4, Yakovlev 1, Kieliba 4, Pi. Adamczak 2, Fabiszewski, Pa. Adamczak, Nowak 6

Kary:

Wisła - 12 min

Zagłębie - 16 min

Widzów: 1000

Komentarze (0)